Co słychać, książkowy świecie?

Rynek wydawniczy ma to do siebie, że nieustannie się zmienia. Powstają nowe gatunki, a inne odchodzą w niepamięć i tylko blogerom książkowym zdarza się o nich pamiętać. Jeszcze kilka lat temu paranormal romance miał się świetnie. Za sprawą “Zmierzchu” wszystkie książki o wampirach, wilkołakach czy innych nadnaturalnych stworach cieszyły się ogromną popularnością. Każda nastolatka marzyła o swoim krwiopijcy lub o tym, by jej chłopak zmieniał się w wielkiego wilka. A dzisiaj? Ze świecą szukać książek o takiej tematyce. Ich czas minął, a ich miejsce zajęły inne.

No dobra, wszystko fajnie, ale w takim razie, co się czyta? Serca zarówno młodszych, jak i starszych czytelników podbijają młodzieżówki, czyli szeroko znane Young Adult. Dotykają różnych spraw, bardziej lub mniej poważnych. Nie zawsze musi to być tylko typowe love story. Często literatura YA porusza również temat problemów zdrowotnych. Rak, zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, a nawet schizofrenia. Takie książki pokazują młodym ludziom, że świat nie zawsze jest pięknym miejscem, że nie wszyscy dostaną swoje szczęśliwe zakończenie, nawet jeśli, to fikcja literacka. Kreują światopogląd, powodują, że pewne rzeczy postrzega się inaczej. I choć wydaje się to nieprawdopodobne (w końcu to literatura popularna) – edukują. Myślę, że kojarzycie nazwisko Green, John Green? Do Bonda mu daleko, w końcu jest pisarzem, ale jednym z najbardziej rozpoznawalnych.

New Adult natomiast jest stosunkowo nowym gatunkiem. Wypełnia lukę między powieściami YA a tymi bardziej dla dorosłych i właściwie jest taką dojrzalszą wersją Young Adult. Bohaterowie są starsi, doświadczeni przez życie – bardzo często w dzieciństwie przeżyli traumę, zmagają się z innymi problemami. Te historie mają więc nieco cięższy klimat i dotykają też poważniejszych spraw. Bardzo duży nacisk kładzie się na uczucia. Nie są one sprawą drugorzędną, niewartą uwagi. Bo to są właśnie takie książki, które mają chwytać za serce. Doprowadzać do łez, sprawiać, że przeklinamy autorki za to, do jakiego stanu nas doprowadziły. Mistrzyń jest kilka, ale ja wymienię moje dwie – Colleen Hoover i Julie Johnson (to idealna pora, aby przetestować swoją znajomość języka, czytając w oryginale, bo, niestety, jej książki nie zostały przetłumaczone na język polski).

1

New Adult to dojrzalsza treść, więc jest też seks. To, jak takie sceny są napisane i jak często się pojawiają zależy od autorki. Mimo wszystko jednak daleko im do „50 twarzy Greya”, więc raczej nie ma się czego obawiać. Swoją drogą, takie momenty to idealny czas na pobawienie się w psychologa i przyjrzenie się relacji głównych bohaterów. Można zobaczyć, czy ich związek opiera się tylko na fizyczności, a autorka wmawia nam, że to wielka miłość, czy jednak jest to coś więcej. Trochę się takie sceny szufladkuje. To znaczy można mówić o nich w dwóch kategoriach – making love albo fuck. I właśnie między innymi w zależności od tego książka albo przypadnie do gustu, albo też nie.

Co ciekawsze, pierwsze książki NA łatwej drogi na szczyt nie miały. Zaistniały najpierw dzięki selfpublishingowi – autorki samodzielnie wydawały swoje książki w formie e-booka, dopiero potem zostały zauważone przez wydawnictwa i to właśnie je uważa się za twórczynie gatunku. U nas w Polsce NA dopiero zaczyna gościć na księgarnianych półkach, więc jeszcze dużo nam brakuje do tego, jak to wygląda chociażby za oceanem.

Rozwija się technologia, więc rozwijają się również pewne alternatywy dla zwykłej, papierowej książki. E-booki i audiobooki, choć nadal przez wielu niedoceniane, stają się w naszym kraju coraz bardziej popularne. Oba formaty mają swoich zagorzałych zwolenników i tak jak wszystko, swoje wady i zalety, więc jeżeli dla kogoś faktycznie liczy się to, że czyta, a nie w jakim formacie, to da się przekonać, żeby rozpocząć swoją przygodę. Jak się już zacznie, to się wpada po uszy. Za nic w świecie nie oddałabym swojego czytnika e-booków. Nawet za bilet do Nowego Jorku. No okej, zastanowiłabym się, ale koniec końców nie oddałabym swojego skarbu.

Skoro już wiemy, co się czyta i jak się czyta, to czas zabrać się za porządkowanie naszego czytelniczego życia. Ja wiem, że bałagan czasem ułatwia nam pewne rzeczy, ale bałagan w książkach nie przystoi, szczególnie, kiedy ma się ich już nie z pięć, a ze sto. Poza tym trzeba gdzieś notować, co się przeczytało, czego nie, a co fajnie się zapowiada. Jednak nasze notatki mają to do siebie, że lubią się gubić, szczególnie wtedy, kiedy ich potrzebujemy. Dlatego właśnie nie wyobrażam sobie mojego życia bez stron, które je ułatwiają. Nasze polskie lubimyczytac.pl i amerykańskie goodreads.com naprawdę warto znać. Można łatwo i szybko znaleźć książkę, o którą nam chodziło i dodać na swoją wirtualną półkę. Jeśli czytacie książki po angielsku, to naprawdę warto zaprzyjaźnić się z goodreads. Bookgeek.pl natomiast sprawdza się, kiedy chcecie wiedzieć, co za niedługo się ukaże. Ostatnio otworzyli swój sklep internetowy i sprzedają tam takie cudne rzeczy, że ślinotok na ich widok – gwarantowany.

Zdjęcia: Justyna Górka
Korekta: Ewa Kuchta
Teksty Dominika Nadolna
Dominika Nadolna