Coś dla tych mniej szczęśliwych

Wiele się mówi o tym, co boli, co męczy. Dostrzegamy morza bólu, tony cierpienia. Problemy zalewają nas, przytłaczają i tym samym demotywują… Zauważam (co gorsza!), że czasami wolimy tkwić w swym ciemnym, tajemniczym, a przede wszystkim indywidualnym bólu, niż podnieść się i dostrzec to, co tak naprawdę daje przyjemność.

Krzyczymy o pomoc, ale kiedy naprawdę ją otrzymujemy – boimy się zmienić. Bo tak wygodniej? Bo to nam ubliża? Ten tekst będzie nauką również dla mnie. Będzie czymś, o czym sama chciałabym poczytać, co sama chciałabym usłyszeć.

Gdzie ta walka?

Z łatwością można zatracić nadzieję. Z łatwością można odpuścić, zapomnieć o wszystkim, co wartościowe, ważne, dostojne. Ludzie bez problemu gubią gdzieś człowieczeństwo, poddając się. Bez problemu uciekają, unikają, zacierają za sobą ślady, by w przyszłości nie targać za sobą swoich błędów. Zdecydowanie trudniej jest stanąć na nogi i walczyć o swoje dobro. Dlaczego? Dlaczego mamy tendencję do popadania w depresję, a nie mamy tendencji do bycia szczęśliwym?

Możemy znacznie więcej

Szczęście jest wokół nas pod wieloma postaciami. Często dane nam jest to tak oczywiste, ale tak mało doceniane – szczęście uosobione. Zwykle potrzebujemy kogoś, by żyć. Mówienie, że nikomu nie zależy to kłamstwo. Zawsze jest ktoś, kto dba. Zawsze jest ktoś, kto chce byśmy funkcjonowali normalnie. Warunek jest jeden – otwarcie się na drugiego człowieka. Bez szczerości oraz bez wyznań łatwiej nie będzie. Wręcz przeciwnie – sytuacja może się znacznie pogorszyć, bo nieustanną ciszą narażamy się na większe niezrozumienie. A przecież miłość i wrogość nie współgrają, o czym zdarza nam się zapomnieć.

Bardzo często jest tak, że zanim zaczniemy dostrzegać światło, pozytywy, radość, musimy dostrzec ciemność. Dopiero ona jest w stanie uzmysłowić nam, jak wiele ucieka między naszymi palcami, jak wiele bylibyśmy w stanie zdziałać, gdyby nie ona. Zaczynamy widzieć całkowicie inną rzeczywistość. Doceniamy błahostki. To banalne i płytkie, ale takie właśnie powinno być szczęście. Dziecinne, beztroskie.

I więcej

Szczęście ukryte jest nie tylko w drugiej osobie. Pojawia się pod postacią natury, pod postacią przedmiotów, w naszych dokładnie rozpisanych planach. Szczęście można odkryć naprawdę wszędzie, ale człowiek zblokowany w swej własnej, niedostępnej egzystencji, nigdy nie będzie w stanie dać szansy radości. Nie musimy istnieć dla kogoś. Możemy istnieć dla siebie. Czerpać radość z czynności, których do tej pory nie robiliśmy. Możemy cieszyć się, pomagając innym, choćby tym całkowicie obcym. Możemy się rozwijać, planować, zapisywać i marzyć. Marzyć, nawet jeśli na marzeniach się skończy.

Pod warunkiem, że będziemy cierpliwi

Efektów nie widać od razu. Proces ten będzie się ciągnąć przez dzień, dwa, tydzień, miesiąc, rok… Może nigdy nie uda się osiągnąć tej przysłowiowej pełni szczęścia. Zresztą chyba ciężko znaleźć człowieka, który szczerze przyzna, że szczęśliwszy już być nie może. Ważne, by zdobyć minimum. Nie oczekiwać niekończących się pokładów energii, tylko stawiać maleńkie kroki. Grunt to osiągnąć etap, w którym śmiało można powiedzieć: „Jest coś, co sprawia mi radość”. A potem trzymać się tej choćby jedynej deski ratunku.

Tekst ten to jedna wielka refleksja. To potok myśli, który błądzi gdzieś po mojej głowie. Dla części osób może on nie mieć większego znaczenia, ale na pewno pojawi się ktoś, komu rozjaśni umysł i komu pomoże spojrzeć na świat z innej perspektywy. Bo w końcu żaden człowiek (nawet całkowicie skreślony przez samego siebie) gdzieś w głębi serca nie chciałby umrzeć już za życia.

Zdjęcie: Przemek Ornicz

Teksty Aleksandra Dębińska
Aleksandra Dębińska