Czechofanką być

Czechofilami nazywamy osoby uwielbiające Republikę Czeską, Czechów z ich innym, niż polski charakterem i sposobem bycia, czeską kulturę oraz klimat czeskich hospod. Czechofil darzy sympatią wszystko, co czeskie. A przecież większość polskiego społeczeństwa uważa, że „Czechy to taki śmieszny kraj“, więc jak można uwielbiać państwo, które Polakom kojarzy się głównie z knedlami, piwem, zabawnym językiem i tchórzostwem?

Moja przygoda z Czechami, a właściwie językiem czeskim, rozpoczęła się prawie trzy lata temu. Ze względów czysto racjonalnych i praktycznych, biorąc m.in. pod uwagę moje zdolności do uczenia się języków obcych, postanowiłam studiować filologię czeską. Początkowo nie było w tym żadnej miłości do Czech, ich kultury, Hrabala, ani knedli.

Polacy mało wiedzą o Czechach

Mieszkam niedaleko granicy, a języki niszowe, czyli właśnie czeski, to chyba jeden z lepszych kierunków, jeśli chce się studiować jakąkolwiek filologię. Przynajmniej ja mam takie zdanie. Już po pierwszym miesiącu na uczelni zauważyłam pewien schemat, według którego toczyła się rozmowa, gdy pytano mnie, co studiuję: „Czeski? To ty umiesz mówić po czesku? Czeski jest taki śmieszny! Powiedz coś po czesku!“. Następnie zazwyczaj musiałam tłumaczyć, że „szmaticzka na paticzku“ lub „drewni kocur“ to nie są czeskie słowa, a jedynie wymysły Polaków.

Kiedy zaczęłam lepiej poznawać ten język i gdy przez jakiś czas mieszkałam w Brnie zorientowałam się, jak mało Polacy wiedzą o Czechach. Mimo, że to nasi sąsiedzi i wiele nas łączy, to naprawdę wielu Polaków nie wie nic o Czechach albo ich wiedza opiera się na stereotypach, które w jakiś sposób zagnieździły się w naszej świadomości i mocno tam tkwią, a niewiele mają wspólnego z prawdą.

Trudno mi zrozumieć, dlaczego wiele osób tak bardzo dziwi to, że są ludzie, którzy z własnej woli studiują bohemistykę. Kiedy podczas rozmowy po raz setny słyszę pytanie: „Ale dlaczego studiujesz czeski?“, to zastanawiam się, czy mój rozmówca byłby tak samo zdziwiony, gdybym studiowała języki skandynawskie, hiszpański albo chiński? Może nie, ponieważ do Skandynawii można wyjechać do pracy, hiszpański jest ładny, a Chiny w przyszłości pewnie „zaleją“ Europę. Wtedy ja zadaję pytanie, dlaczego to takie dziwne, że uczę się czeskiego, skoro to kraj zaraz za południową granicą Polski i wiele polskich firm współpracuje z tamtejszymi firmami?

Języki podobne, ale jednak różne

Zdarza się, że słyszę opinię: „Po co studiujesz czeski, przecież ten język jest taki podobny do polskiego“. Wtedy sugeruję, żeby mój rozmówca pojechał do Czech, do Ołomuńca, Brna czy Pragi i już nie będzie mu się tak łatwo porozumiewać. Trudność języka czeskiego polega właśnie na tym, że pod pewnymi względami jest podobny do polskiego, ale ma inne zasady gramatyczne oraz słownictwo. Kiedy już mi się wydaje, że dobrałam odpowiedni przypadek albo przyimek (bo język polski mi tak podpowiada), to okazuje się, że jednak nie mam racji. W czeskim nie myśli się o czymś, tylko na coś (myslet na něco), nie zakochuje się w kimś, tylko do kogoś (zamilovat se do), miłość to láska, inny to ostatní, świeży to čerstvý. Nie mam kompleksów, jeśli chodzi o mój kierunek studiów, bo sama najlepiej wiem, ile pracy muszę włożyć w naukę tego języka.

Moje perypetie uświadomiły mi, że język czeski i ogólnie Czechy są w Polsce niedoceniane. Ktoś, kto nie interesuje się tym, co dzieje się u naszych sąsiadów, nie bywa tam, nie czyta czeskich książek, nie zdaje sobie sprawy, ile my, Polacy, moglibyśmy się od tych zdroworozsądkowych i „śmiesznych“ Czechów nauczyć. Ja zorientowałam się dopiero wtedy, kiedy musiałam wrócić do Polski po prawie półrocznym pobycie na Morawach. Tak, jest tam inaczej, niż w Rzeczpospolitej. Czesi wydają się nam „dość specyficzni“, podobnie jest i w drugą stronę. Kiedy rozmawiam z moimi znajomymi z Czech, ci ciągle się czemuś dziwią – a to, że u nas jest taki słaby socjal, że jesteśmy tak mało tolerancyjni, że nasze zarobki są mniejsze, że piwo pijemy z sokiem, że cola jest droższa od piwa. Wymieniać można by tak długo.

Nie tylko piwo i knedle

Czechy to nie kraj, w którym są tylko knedle, piwo i kiczowata moda. Czechy to kraj nowoczesny, tolerancyjny, otwarty, ale jednocześnie pielęgnujący tradycje. Czeska twórczość to nie tylko „Krtek“, ale to filmy i książki, które poruszają tematy bliskie człowiekowi, dające do myślenia. Kiedyś przeczytałam w jakiejś recenzji czeskiego filmu, że przeciętny Kowalski nie lubi i nie rozumie czeskiej kinematografii, bo tam nic nie jest podane na talerzu, ich filmy zmuszają do myślenia i zastanowienia się o co chodzi i jaki to ma sens. Stąd wzięło się powiedzenie „czeski film“.

Nie lubię czeskich klasyków, czyli kofoli oraz knedli, ale tylko w Czechach z przyjemnością piję piwo i nie przeszkadza mi dym papierosów w tradycyjnej czeskiej hospodzie. Za każdym razem z chęcią wracam do tego kraju, żeby znowu się zdziwić, ale tak pozytywnie, jakie wszystko tam logiczne, proste i nieskomplikowane.

Czesi to ludzie, którzy szanują swoje państwo i wspierają je, a państwo szanuje ich. Wielu Czechów woli przepłacić, ale kupić produkt czeski, wspierając tym samym własną gospodarkę, niż napychać kieszenie innym. Czechy to według Polaków kraj ateistyczny, a według mnie czescy katolicy to ludzie, których wiara mogłaby przenosić góry. Sporo wiedzy o kulturze, sztuce, polityce, historii Czech mi brakuje, wielu miejsc za Olzą jeszcze nie odwiedziłam, dlatego czechofilem jeszcze się nie mogę nazwać. Z poziomu całkowitego laika, przeszłam na poziom czechofanki. Nadal chcę swoją wiedzę rozwijać i może kiedyś nadejdzie ten moment, że nazwę się czechofilką. Mojej sympatii do Czech się nie wstydzę i mam ogromną nadzieję, że po przeczytaniu tego artykułu Czesi nie będę dla Was już tylko śmiesznymi „pepiczkami”, a ludźmi, których warto poznać oraz zwiedzić ich kraj.

Zdjęcie z Pragi: Zosia Pietrzykowska
Korekta: Aleksandra Dębińska