Jak w bajce

Muszę się do czegoś przyznać: choć za kilka miesięcy nie będę już nastolatką, to w wolnym czasie uwielbiam oglądać animowane produkcje, a w szczególności bajki Disneya.

Teraz patrzę na nie inaczej, niż jeszcze kilka lat temu – z perspektywy dorosłej osoby, dla której z jakiegoś niezrozumiałego powodu wyidealizowany świat bajek nie jest już zarezerwowany. Zwróciłam uwagę na to, że bohaterowie tych historii mają wspaniałe marzenia, które motywują ich do walki o własne szczęście. Tak jak Tiana z „Księżniczki i Żaby”, która pracowała dzień i noc, starając się zarobić na restaurację czy Roszpunka, marząca o opuszczeniu wieży wbrew woli zaborczej matki, by obejrzeć lampiony puszczane nad wodą. Oczywiście, że bajki i codzienność to dwa różne światy. Zastanawiam się jednak, czy ludzi XXI wieku można nazwać marzycielami.

Kiedy w mojej głowie narodził się pomysł na ten tekst, bardzo bałam się, że stworzę smutne dzieło o ludziach, którzy o swoich marzeniach dawno już zapomnieli. Nim zdecydowałam się na postawienie ponurej tezy postanowiłam spytać kilku osób, czy jest coś, czego bardzo by chcieli, jakiś cel, którego spełnienie uszczęśliwiłoby ich. Odpowiedzi mnie zaskoczyły. Bo większość z nas jednak marzy, tylko z pewnego powodu o tym nie rozmawiamy. Czasem wręcz odnoszę wrażenie, że marzenia są takim trochę tematem tabu. Kiedy jest się dzieckiem, słowo to kojarzy się przede wszystkim z radością i beztroską, ale z biegiem lat coraz bardziej widać ukryte w nim strach i niepewność. Nikt nie chce zostać uznany za nieudacznika w świecie, w którym powinno się przynajmniej udawać człowieka sukcesu, a mówiąc o swoich niespełnionych pragnieniach daje się do zrozumienia, że jak dotąd nie udało się osiągnąć wyznaczonego celu.

Nawet w szkole, czyli w miejscu, które chcąc nie chcąc ma ogromny wpływ na młodego człowieka, temat marzeń jest często omijany. Nie twierdzę, że placówka, której pierwszym i najważniejszym zadaniem jest przekazywanie wiedzy ma być również cudownym remedium na wszystkie bolączki życia nastolatka. Nic nie zastąpi szczerej rozmowy z rodzicami, ale z drugiej strony zajęcia z psychologiem czy z coachem raz na pół roku mogłyby dać naprawdę wiele, pozwolić młodym ludziom uwierzyć, że niektóre rzeczy tylko wydają się być niemożliwe do spełnienia.

Kiedy mówimy o „życiu jak w bajce”, zwykle mamy przed oczami sielankę. Tylko, że w tych bajkach wcale nie było tak różowo – nie przypominam sobie, by Małej Syrence zostanie człowiekiem przyszło łatwo, miło i przyjemnie. Patrząc z tej perspektywy, bajkowe życie może mieć każdy z nas – wystarczy mieć marzenia i… o nich rozmawiać.

Zwykle gdy kończę pisać jakiś tekst, zastanawiam się, po co tak właściwie to robię. Odpowiedź bywa skomplikowana, ale tym razem jest prosta. Napisałam go, by każdy zastanowił się nie tylko nad tym, jak może spełnić swoje marzenia (wiem, że je macie!), ale i zapytał o nie najbliższą sobie osobę. Nie mogę nikomu obiecać, że na pewno uda się je wszystkie spełnić, ale mogę zagwarantować, że proste pytanie „O czym marzysz?” sprawi, że komuś zrobi się miło. A to już wbrew pozorom bardzo dużo.

Grafika: Olga Then
Korekta: Aleksandra Dębińska