Podróż z kamerą

Wakacje w pełni, większość z nas w drodze lub już się do niej przygotowuje. A kiedy Wy się pakujecie, ja dzielę się z Wami kilkoma refleksjami z jednej z redakcyjnych podróży.

Krakowski Festiwal Filmowy to jedno z najważniejszych wydarzeń tego typu w Europie. Rok w rok, już od 55 lat, na początku lata Kraków staje się celem pielgrzymek wszystkich kinomaniaków, prezentując tytuły z całego świata. Również w tym roku stolica Małopolski miała wiele do zaoferowania miłośnikom filmów niezależnych (i nie tylko). 8 dni, 8 obiektów festiwalowych, 117 filmów oraz wiele wydarzeń towarzyszących. Było z czego wybierać.

Podróż przez czas i przestrzeń festiwalowym wehikułem była dla mnie niezwykłym przeżyciem. Ogromne gale i kameralne pokazy, spotkania z wyjątkowymi ludźmi i niepowtarzalne okazje zobaczenia niezwykłych filmów. A wszystko w czarującej atmosferze Krakowa – miasta, którego nie sposób nie kochać. Wreszcie wisienką na torcie było Kino pod Wawelem – pozwalające wszystkim kinomanom, również tym bez karnetów i akredytacji, poczuć magię filmowego centrum Polski na świeżym powietrzu.

Pomimo że pokazy odbywały się w wielu różnych obiektach, poruszanie się po festiwalu nie sprawiało najmniejszego problemu. Wszystkie kina znajdowały się na tyle blisko, że można było przemieszczać się pomiędzy nimi pieszo. Same budynki były świetnie oznakowane, a godziny pokazów ułożone tak, że udało mi się zdążyć na wszystko, a nawet po drodze zjeść na spokojnie obiad – w jednym z obiektów festiwalowych.

Jako przedstawiciel mediów miałam okazję zobaczyć wiele z przygotowanych elementów programu, tych ogólnodostępnych, jak również wydarzeń zamkniętych. Niezwykłym doświadczeniem był dla mnie udział w konferencji „Focus on Lithuania”, zachwyciły mnie zdjęcia Marcina Koszałki, poruszył film „Dybuk. Rzecz o wędrówce dusz”, a rozbawił mockument „Pęknięcie”. Jednak dziś nie przedstawię Wam żadnej z tych pozycji.

Podróże przez kina małe i duże

Dziś opowiem Wam o filmie, który w czasie festiwalu poruszył mnie najbardziej. Którego prostota i szczerość dotknęły mnie. O filmie, który mnie zachwycił i pozostanie ze mną na zawsze. Filmie, który był dla mnie wyprawą emocjonalną, kolorową i wzbogacającą.

Opowiem Wam o młodym chłopaku z kamerą, którego miałam okazję poznać i porozmawiać z nim o jego dziele, właśnie dzięki festiwalowi. O chłopaku, dla którego ten festiwal być może jest biletem w wielki świat kinematografii. O chłopaku, który siedział w jednej sali ze swoimi widzami. Dla mnie było to coś więcej niż zwykły seans, była to szansa zobaczenia świata przez obiektyw kamery, ale i zza kamery, spojrzenia w obie strony, przez szerszy obiektyw.

Opowiem Wam o niezwykłej podróży, nie samochodem i nie samolotem, ale w wygodnym fotelu, w klimatyzowanej sali kinowej (pogoda zdecydowanie dopisała!), podróży z wyjątkowymi ludźmi tworzącymi ten festiwal, podróży do niedużej „Mojej francuskiej pralni” w Nicei, we Francji.

Teraz jest tam rzeźnik

Przez 45 minut znajdujemy się w tym samym pomieszczeniu, a właściwie dwóch pomieszczeniach. Wraz ze starszym panem robimy pranie w starej pralce bez bezpośredniego dopływu wody i słuchamy jego opowieści. A opowieści są przeróżne. O jego codziennym życiu w Nicei i niezwykłych przygodach  na froncie. Słuchamy o jego żonie i o Niemcu, z którym się na wojnie zaprzyjaźnił, ale go nie lubił .

Film o niesamowicie prostej, wręcz banalnej konwencji, ale urzekającej atmosferze i czarującej treści. Jedna kamera i miesiące pracy wnuczka głównego bohatera – „Moja francuska pralnia” to historia o ludziach, tworzona przez ludzi i dzięki temu o wyjątkowo bliskim dla widza wydźwięku. Emocjonalna podróż do Francji, pozwalająca zobaczyć słynne Lazurowe Wybrzeże w zupełnie innym, mniej neonowo-turystycznym świetle.

Takie filmy to świetny wybór przed wyjazdem. Warto czasem nie tylko przejrzeć wszystkie przewodniki i sprawdzić najciekawsze atrakcje, ale spróbować poznać lepiej kulturę danego regionu – nawet jeśli jest to kultura z pozoru świetnie nam już znana. Warto porozmawiać z ludźmi, wejść w mniej uczęszczane uliczki, w ciche zaułki mieszkalne, gdzie zamiast kawiarenek i sklepów z pamiątkami zabłądzić możemy w miejsca, gdzie spotkamy ludzi, którzy opowiedzą nam o wiele ciekawsze historie niż te z kart przewodników.

Desktop

 

Zdjęcie: www.kinokoneser.pl
Korekta: Ewa Kuchta