Pasja w zespole The Army

Rozmowa z Kamilem Wrzeszczem - instruktorem i choreografem zespołu tanecznego “The Army”, w skład którego wchodzi dziewięć utalentowanych dziewcząt.

Skąd pomysł na taki zespół?
Zespół wcześniej prowadziła pani Katarzyna Bator, która oddała mi swoją grupę. Na początku przyszło pięć dziewczyn, później po kolei dochodziło ich coraz więcej i na razie jest dziewięć. Osiem z haczykiem, bo jedna z naszych tancerek ma niestety bardzo poważną kontuzję i musi mieć operację, więc na razie – oficjalnie jest osiem. Skąd pomysł? Tak naprawdę zebrały się odpowiednie osoby w odpowiednim miejscu. Dziewczyny są bardzo utalentowane i przede wszystkim ambitne – nie było więc problemu, by stworzyć coś bardziej zaawansowanego.

Jak to jest przewodzić grupą samych dziewczyn? Będąc w dodatku mężczyzną…
Na pewno nie jest to proste, by dojść do kompromisu z tyloma dziewczynami. Zależy mi na tym, aby każda z nich czuła się zadowolona. Zarówno jeśli chodzi o stroje, muzykę do choreografii, terminy wyjazdów na zawody czy pokazy, to, gdzie chciałyby występować, a gdzie nie. Staramy się więc bardzo dużo rozmawiać i pisać – jesteśmy przecież zespołem. Często bywa tak, że dziewczyny muszą same siebie przekonywać do różnych rzeczy. Tak uzyskujemy kompromis.

Nazwa waszego zespołu może być rozumiana na wiele sposobów. Co oznacza ona dla was? I skąd się wzięła?
Chcieliśmy wymyślić coś krótkiego, coś, co wpada w ucho, ale żeby nie traciło na oryginalności. Ciężko było wymyślić nazwę. Kiedy w końcu ją wybraliśmy, to długo rozważaliśmy nad jej słusznością. W momencie, gdy decyzja zapadła, doszedłem do wniosku, że jest to bardzo dobra nazwa dla tego zespołu. Nie tworzymy masy. Każda z dziewczyn jest indywidualnością. Każda ma coś swojego w ruchu, w charakterze, coś co pozwala jej zachować siebie. Jednak cały czas jesteśmy zespołem. Dlatego myślę, że bardzo do nas pasuje, bo mimo różnic tworzymy jedną całość.

Jaki styl tańczycie?
Taniec współczesny i jazz. Są one bardzo zbliżone do siebie zarówno techniką, jak i feelingiem. Z tą różnicą, że jeden wywodzi się z tańca klasycznego, drugi z tańców afrykańskich. Jednak wkładamy starania w to, żeby dziewczyny rozwijały się w każdym stylu. Nie tylko stricte we współczesnym bądź w jazzie. Pracujemy nad tym, aby wyszły poza swój schemat i rozwijały się nie tylko w tym, co najlepiej im wychodzi. Zależy mi na szlifowaniu także innych stylów tańca, takich jak hip-hop, dancehall. Stąd też robię warsztaty dancehallowe, na które dziewczyny mają przyjść. Po prostu, żeby rozwijały się też w innych stylach. Myślę, że jest to dobry pomysł, ponieważ tancerz, który tańczy jeden styl, nie jest otwarty, nie ma tej kreatywności, którą daje poznanie innych stylów.

Czy dziewczyny tańczyły inne style, zanim dołączyły do zespołu? Miały jakieś doświadczenie taneczne?
Większość z nich tak. Najwięcej z nich rozwijało i rozwija się do dziś w jazzie. Mam dwie dziewczyny, które nigdy nie tańczyły, przyszły w październiku i to jest ich pierwsza styczność z tańcem współczesnym. Czasami jest zabawnie na treningach, kiedy padają nazwy kroków i trzeba wracać do podstaw. Mimo to myślę, że dobrze jest, kiedy osoba, która nigdy nie tańczyła, zderza się w zespole z profesjonalistami, jeżeli można to tak nazwać. W tym momencie sama siebie musi mobilizować, żeby pracować i dorównać reszcie. Myślę, że wychodzi im to na dobre. Dodatkowo większość z nich trenowała akrobatykę sportową i gimnastykę artystyczną, dlatego uważam, że mają podstawę do tego, żeby stać się niesamowitymi tancerkami.

Czym jest dla was taniec?
To jest dosyć trudne pytanie i złożona odpowiedź. Wiem czym taniec jest dla mnie, wiem czym jest po części dla dziewczyn. Jest to na pewno coś, z czym niektóre z nich wiążą swoją przyszłość, z czym ja wiązałem przyszłość, będąc w ich wieku. Na pewno jest to również odskocznia od dnia codziennego.

Taniec daje upust emocjom. W momencie, kiedy ja byłem zdenerwowany, czy smutny, przychodziłem na salę. Zaczynałem tańczyć, a te emocje ze mnie ulatywały. Dla dziewczyn bez wątpienia jest to dobry sposób, żeby odreagować stres związany ze szkołą, z rodziną, codziennością. Taniec i treningi pomagają także otworzyć się na inne osoby. Dodatkowo będąc w zespole, uczymy dogadywać się z innymi, otwierać się na inne osoby i w końcu uczyć się dialogu z nimi. Myślę, że w późniejszym życiu te umiejętności dają bardzo dużo w relacjach międzyludzkich.

Jesteście dosyć młodym zespołem, a jednak już parę miesięcy temu zajęliście pierwsze miejsce na VI Krapkowickich Zderzeniach Tanecznych. Chwilę później do Waszej gabloty z trofeami dołączyły zwycięstwa z III edycji konkursu tanecznego Karnawałowe Duety oraz Na Dwie i Cztery Nogi – Festiwalu Tańca Dla Solistów i Duetów. Jak się z tym czujecie?
Jesteśmy zadowoleni z tego, co do tej pory osiągnęliśmy. Myślę, że zawody, które najbardziej rozwijają, to te, na które nie jedzie się po to, żeby wygrać, ale żeby zobaczyć inne zespoły i od nich wyciągać lekcje. Zapewne zwycięstwa dają nam bardzo dużo, zarówno dla dziewczyn i ich pewności siebie, jak i dla mnie jako instruktora. Co do Krapkowickich Zderzeń Tanecznych – był to nasz pierwszy występ i dla niektórych dziewczyn był to w ogóle debiut taneczny. Wszyscy byliśmy bardzo zestresowani przed samym wyjściem na scenę. Myślę, że ja nawet bardziej, niż one. Taka rola instruktora. Na szczęście wyszło bardzo dobrze.

Oczywiście wszystko da się poprawić, zawsze może być lepiej. Mimo wszystko zawsze jestem zadowolony, wracając z zawodów. Każdy występ jest nowym doświadczeniem i czegoś nas uczy. Dziewczyny stają się coraz pewniejsze, a ja dowiaduję się co mam poprawić w choreografii.

Tworzysz choreografię sam, czy tworzycie ją wspólnie?
Większość choreografii tworzę ja. Jeśli chodzi o grupowe choreografie, to ja dobieram muzykę i większość obmyślam. Zawsze w trakcie treningów wygląda to oczywiście inaczej, niż w mojej głowie, wtedy dziewczyny też mogą dorzucić coś od siebie. Staram się dodawać też wstawki, podczas których dziewczyny same muszą zatańczyć to, co czują. Inaczej jest z duetami i solówkami. Zazwyczaj do nich tancerki same wybierają muzykę i tworzą układ. Zdarza się, że później dopracowujemy je wspólnie lub obmyślamy od zera. Różnie bywa.

25 maja wystąpiliście podczas Nocy Muzeów w Cieszynie. Podczas takich wydarzeń nie widuje się zespołów tanecznych. Skąd pomysł na taką inicjatywę i jakie są wasze wrażenia?
Zgodzę się. Nie jest to codzienność, ale szukam dla dziewczyn alternatyw. Nie chcę, aby pokazywały się tylko na zawodach tanecznych, chcę je delikatnie wepchnąć w świat kultury i sztuki – stąd pomysł na taką inicjatywę. Jak wrażenia? Było ciężko. Oczywiście pojawiły się problemy techniczne, przez które wystąpiliśmy w galerii sztuki Ul Kultury. Niesamowite miejsce. Cieszę się, że tam wylądowaliśmy, ponieważ dziewczyny dodatkowo miały styczność z wystawą sztuki współczesnej i podczas występu stały się jej częścią. Przyszło mnóstwo ludzi, w związku z czym pokaz musieliśmy przedstawiać 4 razy. Niesamowite doświadczenie. Jestem pozytywnie zaskoczony i chciałbym, abyśmy częściej uczestniczyli w takich akcjach.

Gdzie będzie można Was zobaczyć? Co macie w planach?
W najbliższym okresie planujemy jechać na zawody do Łeby i niestety kończymy już sezon. Trzeba odpocząć po intensywnym roku i zebrać siły, aby od września ruszyć jeszcze mocniej i nie zwalniać tempa. Wciąż szukamy nowych członków i zbieramy pomysły na nowe występy. Na zakończenie chciałbym jeszcze dodać, że będzie można spotkać dziewczyny podczas mojej obrony pracowni dyplomowej na Uniwersytecie Śląskim. Cała moja praca opiera się na zespole The Army. Dokładny termin obrony nie jest jeszcze znany, ale na pewno będziemy o tym dawać znać.

Zespół “The Army” prowadzi Kamil Wrzeszcz, a w jego szeregach tańczą Sonia Baron, Maja Makuch, Inez Stefańska, Julia Sykuła, Gabriela Frączek, Magdalena Masłyka, Magdalena Fuchs, Nikola Rauer i Dorota Duda.

Zdjęcia: Sandra Szuta
Edycja i korekta: redakcjaBB