Niepodległa

Dostałam zadanie. Napisać o niepodległości. Wahałam się nad tym czy je przyjąć, bo nie wiedziałam czym dla mnie jest ta niepodległość. Wciąż nie wiem czym jest dla mnie Polska, czym jest dla mnie narodowość i pochodzenie. Oglądam za dużo telewizji i czytam za dużo dzienników jednej opcji. Mam mętlik w głowie, jestem rozdarta i często wolę zachować swoje zdanie, często zagmatwane i sprzeczne dla siebie, bo wiem, że daleko mi jeszcze do pełnej dojrzałości, w której pewnie powiem kim jestem i co jest dla mnie najważniejsze. Mimo wszystko zaczęłam się zastanawiać i zaczęłam dopytywać.

Członkowie mojej rodziny żyją relatywnie długo. Wiele dzieci znało swoich pradziadków. Nawet mamy dziwny zwyczaj nazywania ich “starymi dziadkami”, jakby zwyczajne pra nas wszystkich parzyło. Dzieli nas trochę, przede wszystkim wiek i wychowanie, które z pokolenia na pokolenie ulegało zmianom, zawsze w myśl zasady, rodzice wychowują, dziadkowie rozpieszczają. Czasami dzieli nas wiara, czasami poglądy, a czasami wręcz przeciwnie. Łączą nas DNA i akty urodzenia, język i oryginalne powiedzonka, wspomnienia i historie, zarówno te, które sami pamiętamy jak i te opowiedziane. Łączy nas również ta niepodległość, z którą się siłuje od kilku dni.

Urodziłam się w 13 marca 1997 roku. Najstarsi członkowie rodziny, których pamiętam, czyli stara babcia Emilia i stary dziadek Wacław, urodzili się w 1917 i 1911 roku. Pamiętam ich bardzo dobrze, prawdopodobnie najlepiej ze wszystkich prawnuków. Stary dziadek nawet nauczył mnie mówić twarde, polskie r, więc mój “rower” już nigdy nie był “lowelem”. To byli ludzie starsi, co prawda niewiele, ale zawsze, od niepodległości, która w ubiegłą niedzielę obchodziła setną już rocznicę!

Zaczęłam się zastanawiać, czym dla nich byłby ten dzień.

Przecież Wacław wychował się wciąż pod zaborami, w trakcie I Wojny Światowej. Dwudziestolecie, choć gloryfikowane przez współczesnych i tak wytęsknione przez ówczesnych, nie było łatwe. To był czas odbudowy, często biedy, tworzenia się państwa od nowa, z widmem kolejnego zagrożenia za dopiero co ustawionymi granicami, które w końcu zamieniło się w II Wojnę Światową. Oni większość swojego kontaktu z niepodległą czekali. Czekali na lepsze jutro. Oboje już zmarli, dożywając późnej starości. Oboje odeszli we śnie, we własnych łóżkach, w domu, w którym spędzili większość życia, w opiece, wśród rodziny i w miłości. Nie zapytam już ich nigdy o to, ale noszę w sobie przekonanie, że niepodległa, choć nie idealna i nie zawsze fair, była warta oczekiwania.

Mam nadzieję, że się nie mylę.

Po drugiej wojnie światowej wychowali się moi dziadkowie. Nie byli nigdy bezpośrednio dotknięci wojną, ich mentalność nigdy nie była bezpośrednio skalana zbrodnią przeciwko ludzkości. Byli świadkami innych okrucieństw, które wpłynęły na nich za młodu. Komuna zabijała w nich to, co zaczęło ponownie stanowić o istnieniu państwa. Byli generacją, która uczyła się żyć na nowo, w nowym państwie, które znowu musiało się budować. Oczekiwanie łączyli z walką, zarówno z tą ideologiczną, o wolną Polskę, jak i tę o codzienność. Dla nich niepodległa Polska, to przede wszystkim Polska stale walcząca. W 100-lecie niepodległości są emerytami, spędzając jesień życia na swoich pasjach i wnukach. Czy są dumni? Chciałabym być tego pewna.

Pokolenie moich rodziców podobnie do swoich rodziców walczyło, ale na swój sposób. Ich komuna nie zdążyła zjeść, ale dała im popalić podczas startu w dorosłość. Nie znali oni smaku wojny, ominęła ich część krwawych zrywów. Ich mentalność kształtowała zmiana, oni zostali wychowani przez nowy świat. Bardziej i szybciej od swoich rodziców musieli odnaleźć się w tym co miało nadejść po 89’. To dla nich ich rodzice walczyli, to oni mieli jak ich dziadkowie pławić się w smaku prawdziwej wolności i przekuć ją w sukces. Oni jako ostatnie pokolenie pamiętają kartki, oni byli pierwszymi młodymi dorosłymi, oddającymi głos w pierwszych wolnych wyborach ponad dwie dekady temu. Ich niepodległość była domem, z którego się uciekało, ale do którego ostatecznie można było wrócić. Niepodległą Polska była świadkiem ogromnych zmian, na lepsze, choć teraz to już nic nie wiadomo.

Czym w końcu dla mnie jest niepodległość?

Wychowałam się w pewności i dobrobycie. Nie pamiętam wojny, nie pamiętam braku zarówno towaru na półkach czy wolności, nie pamiętam nawet czasów bez kolorowego telewizora z kilkoma kanałami samych bajek. Nie muszę już walczyć i ginąć za Polskę. Walczę o inne rzeczy, ale sto lat temu, ktoś mógłby je uznać za ekstrawagancję. Mimo to o nie walczę, bo są mi bliskie. Polska jest dla mnie miejscem, w którym się wychowałam, w którym się uczę tego kim jestem. Ale nie zawsze jest dla mnie największą wartością. Wychowałam się bowiem w świecie, gdzie granice są zacierane, gdzie kolor skóry, pochodzenie, język czy wiara coraz mniej się liczą. Jesteśmy już nie tylko obywatelami danego państwa, ale także obywatelami świata, obywatelami Internetu. Czasami postrzegam narodowość jako pojęcie abstrakcyjne, które nie jest mi potrzebne do definiowania siebie. Ale w takie jak zeszła niedziela, kiedy cały kraj, a z nami tysiące ludzi na całym świecie, celebrowaliśmy sto lat niepodległości, trochę bardziej rozumiem i doceniam, jak ważna jest niepodległość w tym kim jestem teraz. Ponieważ teraz mogę sobie pozwolić na więcej niż ktokolwiek przede mną, ale nie zrobiłabym tego, gdyby nie podstawy, które do samostanowienia o sobie gwarantuje mi Polska.

To już?

Nie, bo wiem, że nie jest teraz idealnie. Nie jest nawet bardzo dobrze. Ale skoro wszyscy przed nami się borykali z przeciwnościami, nasze z pewnością nie są nie do pokonania. Niepodległość nie tylko daje, ale i zobowiązuję przecież do działania. Któregoś dnia zapytałam dziadka, co on myśli na temat tej rocznicy. Odpowiedział, że jest dla niego chwilą do refleksji, niestety dość smutną. Żałuje niezrobionych rzeczy, nie podjętego działania. Wspomina momenty, w których powinien się bardziej cieszyć, celebrować zwycięstwa. Zauważa też rozłam. Wspomina o tym, jak kiedyś czuł, że naród potrafił się złączyć. Przypomina mi, że kiedyś istniało miejsce, które bezwzględnie łączyło większość Polaków, we wspólnej walce, dawało poczucie braterstwa. Współczesny kościół, bo o nim mowa, nie przypomina instytucji, którą był przed laty. Jeśli walką mojego pokolenia ma zatem być powrót do harmonii, niech tak będzie.

Łączą nas w mojej rodzinie wartości, choć nie wszyscy wyznajemy wszystkie. Tak samo w Polsce. Więc może warto byłoby się pozbyć z nowych paszportów “bóg, honor, ojczyzna”, a zastąpić uniwersalnym i pięknym “niepodległa”. Każdy postrzega i doświadcza jej inaczej. Dla każdego wyrażona jest w innej codzienności i świętości. I nie ważny jest prywatny pogląd, charakter, wygląd, stan majątkowy, wiara, miejsce zamieszkania. Nieważne jest nawet to czy jesteś Polakiem czy nie. Dla każdego ważna jest niepodległość, choć dla każdego może być inna. Nasza, jakkolwiek szeroko rozumieć można ten zaimek dzierżawczy, niepodległość ma 100 lat. Była zarówno wspaniała jak i smutna, pełna cierpienia, ale i powodów do dumy. Czasami niepełna, czasami wręcz przeciwnie. Cieszmy się i szanujmy ją. Razem, nie osobno.

 

Edycja i korekta: redakcjaBB