Póki to masz – wolność słowa

Weź do ręki swój telefon i ciesz się dostępem do fejsa. Wpisz w pasku przeglądarki youtube.com i raduj się możliwością oglądania contentu na każdy temat. Weź do ręki jedną z wielu gazet którejkolwiek opcji i częstuj się informacją.

Poprzeglądaj sobie też trochę feed Instagrama, siedząc w autobusie czy na kibelku, i do woli rozdawaj serduszka. Włącz telewizor i zanurz się w „dyskursie” XXI wieku. Korzystaj z tego, że jednym przesunięciem po ekranie telefonu możesz wyszukać datę… 35 maja?!

5月35日 (wǔ yuè wǔ rì)

Każdy to wie – maj ma 31 dni. Nie ma 32 maja, jest 1 czerwca. Zamiast 33 maja – 2 czerwca, 34 maja to 3 czerwca, więc 35 maja (5月35日) to 4 czerwca. No tak – pomyślą niektórzy z was. 1989 rok, data pierwszych wolnych wyborów w Polsce, upadek komunizmu. W Polsce. Po drugiej stronie świata, tego samego dnia tego samego roku wojska ChRL krwawo stłumiły pokojową demonstrację studentów na placu Tian’anmen. Protest według przeprowadzonych wtedy sondaży popierało 75% mieszkańców Pekinu. Liczba ofiar waha się między 240 a 10 000 osób. Obecnie tylko 15 na 100 studentów Uniwersytetu Pekińskiego (według rankingów 38. uniwersytet na świecie) rozpoznaje zdjęcie Tank Mana – mężczyzny z reklamówką, stojącego przed trzema czołgami wyjeżdżającymi z placu. Zdjęcie, które wygrało World Press Photo, nominowane do Pulitzera, przedstawiające nieznanego mężczyznę, który jest na liście „100 najważniejszych osób XX wieku”, które wpłynęły na ludzką świadomość, stworzoną przez magazyn „Time”.

Cenzura Internetu w Chinach jest tak restrykcyjna, że ci, którzy wiedzą o tych wydarzeniach, zaczęli o nich pisać „35 maja”. Do czasu, aż nie zostało to wykryte przez niesamowicie skuteczną cenzurę. Ten sam los podzieliły przelewy na kwotę 19,89 dolarów – są blokowane. W sklepach nie zapłacisz za zakupy 64,89 (VI-04-89) dolarów.

Nowym pomysłem na ominięcie cenzury jest publikacja w serwisie Weibo (chiński Facebook) zdjęcia ekranu kalkulatora z kombinacją związaną z tą datą. Fotografie z zakazanym przekazem ciężej jest wykryć, ale na to również znajdą sposób. Byle zniszczyć pamięć o tych wydarzeniach.

Amerykańscy panowie i podstępni zdrajcy

Korea Północna też ma swoje sposoby na kreowanie rzeczywistości wewnątrz państwa odciętego od dostępu do informacji. W kraju działa kilkanaście dzienników, w tym jeden anglojęzyczny. Ich spójność z linią partii jest oczywista. Ale czy oczywista jest również nomenklatura? O USA mówi się gorzej niż źle, o Korei Południowej – zależy; najczęstsza narracja dotycząca ich rządu to „zdrajcy”, „marionetki imperialistów”. Zarówno południowy sąsiad, jak i Stany Zjednoczone sabotują (o ironio!) zjednoczenie. Chociaż to całe zjednoczenie na dobre wyjdzie tylko tym na dole, bo przecież zmagają się tam z epidemiami AIDS i gruźlicy, umęczeni pod faszystowską władzą, która nie walczy ni z bezrobociem, ni z biedą. Azjatycki tygrys chyba sobie nie zdaje sprawy, w jak złym stanie się znajduje. Język tworzy rzeczywistość. Nie Internet, bo go tam nie ma. Taki rarytas tylko dla wysoko postawionego urzędnika.

Kto da więcej?

Wietnam to wróg Internetu. Aresztowania blogerów tzw. dziennikarzy społecznych, blokowanie adresów IP, zakaz anonimowości czy cytowania informacji z mediów i stron rządowych. Ponoć to walka z piractwem i obrona tradycji narodowych. Singapur świetnie opanował autocenzurę. Filipińskie media są zależne finansowo od rządu i przerażone po tym, jak w 2009 roku doszło do zasadzki, w której zginęły 52 osoby, w tym 38 dziennikarzy. Podróżowali z wiecem wyborczym jednego z kandydatów na gubernatora. Była to największa masakra dziennikarzy w dziejach. W Japonii, jeśli chcesz coś osiągnąć, móc zadać pytanie podczas oficjalnych spotkań, musisz należeć do Press Clubu, a każdy taki klub jest ściśle związany z jakimś politykiem. I weź tu, człowieku, uprawiaj niezależne dziennikarstwo. W Birmie VJs (video journalists) ryzykowali własnym życiem, próbując na małych, nielegalnych kamerkach nagrywać dziejącą się na ich oczach rewolucję! To dzięki nim ktokolwiek na świecie dowiedział się, że kilkanaście tysięcy mnichów wyszło na ulice, a za nimi zwykli ludzie. Miałam łzy w oczach, oglądając dokument o tych wydarzeniach.

Home, sweet home

Wróćmy do Polski. Daleki Wschód jest przecież tak odległy, tak obcy. U nas przecież jest wolność. Wcale nie jest najgorzej od 1990 (to raporty Freedom House się mylą). Telewizja Polska wcale nie nadaje w propagandowym tonie. Wcale nie ma przerażającej wręcz liczby botów w tegorocznych kampaniach (z Patrykiem Jakim na czele stawki) samorządowych. Media wcale nie są każdego dnia upolityczniane.

To prawda, że wciąż cieszymy się wolnością w Internecie, że mogę napisać ten artykuł bez żadnych obaw, że następnego dnia nikt nie będzie wiedział, gdzie jestem, ale sygnały są złe. Nie są to bowiem przywileje, których nie da się nas pozbawić. Dbaj o swoje prawa, dbaj o swoje interesy. Zrób to, żeby w przyszłości nie trzeba było szukać frazy „35 maja”, chcąc dowiedzieć się o pierwszych wolnych polskich wyborach.

Artykuł ukazał się w #09 magazynie redakcjaBB.

Korekta: Agnieszka Pietrzak
Ilustracja: Paweł Sodzawiczny