Historia szyta koronką
Mało kto wie, że w naszym mieście powstało niedawno niezwykłe miejsce – Atelier Fotograficzne Madame History. Miejsce pełne pasji, kreatywności, a przede wszystkim szytej historii. O przenoszeniu ludzi w inny świat opowiada Natalia Volkova, właścicielka studia i inicjatorka pomysłu.
Natalia Volkova — Urodziła się na Ukrainie. Studiowała na Rosyjskim Uniwersytecie Sztuki Teatralnej w Moskwie na kierunku reżyseria. Po powrocie do Kijowa stworzyła własną gazetę, zajmowała się dziennikarstwem politycznym i reżyserią telewizyjną. Obecnie Madame History jest jej całym życiem.
Czym właściwie jest Madame History?
Dla mnie Madame History jest przestrzenią, gdzie mogę być sobą, zostawić za drzwiami poglądy polityczne i wiedzę zawodową. W taki sposób chowam się przed światem. To miejsce, gdzie można dać się ponieść nastrojowi. Nauczyć się czegoś nowego, zrobić dla kogoś podarunek, założyć dziewiętnastowieczny strój i dać się sfotografować. Wystarczy przyjść samemu, z całą rodziną lub z ukochaną osobą, a po trzydziestu minutach wyjść z pamiątkowym zdjęciem. Jest to coś niezwykłego – kupienie sobie sukienki czy butów daje nam pięciominutową satysfakcję, a zrobienie fotografii, którą powiesimy potem na ścianie lub podarujemy rodzicom, jest bezcenne. To pamiątka na całe życie, codziennie można oglądać siebie w niezwykłym wydaniu. Dla mnie dużo ważniejsze jest zobaczenie na twarzy klienta zadowolenia czy wręcz zachwytu niż otrzymanie od niego pieniędzy.
Bardzo lubię moment, kiedy ubrany już do sesji klient przegląda się w lustrze i nie jest w stanie poznać siebie w takim wydaniu.
Zresztą wystarczy, że ktoś przyjdzie do atelier tylko porozmawiać, a zawsze wychodzi z uśmiechem na twarzy.
Jak powstała idea stworzenia atelier fotograficznego?
Pomysł na stworzenie czegoś takiego jak Madame History „chodził” za mną przez dwanaście lat. Zobaczyłam kiedyś podobne studio w Europie i koncepcja ta została we mnie do momentu, aż znalazłam się w sytuacji, kiedy nie mogłam już zajmować się działaniami politycznymi, dziennikarstwem i reżyserią. Pomysł ten „zawisł” mi gdzieś w głowie, bo był powiązany z moim hobby, a także wykształceniem – kostiumografią. Dopiero gdy po raz kolejny przyjechałam do Polski, postanowiłam otworzyć swoją firmę. Zaczęłam od poukładania sobie w głowie, czym tak naprawdę chcę się zajmować. Wtedy zrozumiałam, że chciałam robić coś, czego nikt inny w Polsce jeszcze nie robił. Stworzyłam miejsce, gdzie klient może zapozować do zdjęć w strojach z minionych epok. Jest to bardzo trudna profesja, więc nikt jak dotąd nie chciał się tym zająć. Oprócz znajomości poszczególnych epok trzeba mieć też wiedzę, jak i z czego takie stroje były robione, kiedy i w jaki sposób się je nosiło. Bardzo ciężko jest zresztą znaleźć w Polsce kogoś, kto taki kostium uszyje. Dodatkowo trzeba jeszcze umieć robić dobre zdjęcia. Madame jest dla mnie żywą osobą, która prowadzi dialogi nawet na Facebooku. Nie myśl, że to schizofrenia, sprawdź mój fanpage! (śmiech)
Jak powstają kostiumy?
Kapelusze szyję ręcznie sama, kostiumy zamawiam. Nie jestem krawcową, szyć potrafię tyle, ile każda kobieta, ot, doszyć guzik do bluzki. Kostiumy projektuję ja, a ich szycie zlecam krawcowym na Litwie i Ukrainie – znam je i wiem, co potrafią, a one wiedzą, czego oczekuję. Obecnie pracuję nad kostiumami w trochę większych rozmiarach. Wiem, że kobiety o niestandardowych wymiarach mogą mieć kompleksy i te nowe stroje będą podarunkiem właśnie dla nich. Chcę, aby każdy mógł przyjść do atelier bez skrępowania.
Skąd bierze Pani pomysły?
Kiedy studiowałam reżyserię, na uczelni był dostępny kurs z historii kostiumografii. Podczas nauki omówiliśmy wiele epok, ale mnie zdecydowanie urzekł dziewiętnasty wiek. Dużo na ten temat czytam, cały czas staram się dokształcać. Oprócz książek bardzo pomagają strony internetowe muzeów historycznych (np. londyńskiego), gdzie można zobaczyć online ich obecne ekspozycje.
Wspomniała Pani o podobnym atelier, które kiedyś zobaczyła w Europie. Co to było za miejsce?
Była to niewielka pracowania fotograficzna w Austrii, trafiłam tam w 2005 roku. Teraz w całej Austrii są może dwa takie atelier. Akurat to, które odwiedziłam, otworzono jako pierwsze. Poznałam jego właścicielkę, porozmawiałyśmy i od tego się wszystko zaczęło.
Dlaczego akurat w Polsce postanowiła Pani zrealizować swoje marzenie?
Do Polski trafiłam przypadkiem. Tylko dlatego Madame History powstała tu, a nie gdzieś indziej. Umiem stworzyć i poprowadzić biznes, potrafię zarządzać ludźmi, więc było dla mnie jasne, że muszę otworzyć coś swojego.
Nie pomyślała Pani, że może na Ukrainie byłoby prościej?
Może i tak. Wciąż nie wiem, w jakim kierunku Madame History się rozwinie. Może kiedyś ja sama, a może moje dzieci będą chciały przenieść firmę na Ukrainę. A może powstanie sieć Madame History na podstawie franczyzy? Takie rozwiązanie bardzo by mi się podobało.
Z jakimi wyzwaniami musi się mierzyć Madame History?
Wbrew pozorom w Bielsku-Białej jest mało turystów, a moja branża jest ukierunkowana właśnie na nich. Jest to bardzo fajne miasto, z ogromnym potencjałem, ale brak turystów zabija takie małe interesy jak mój. Jest tu za dużo barów, kawiarni, a to przecież można znaleźć w każdym innym mieście. Władze powinny dołożyć wszelkich starań, aby tchnąć w Bielsko-Białą więcej życia.
Mogę pomóc, mam pomysły i bardzo żałuję, że jako obcokrajowcy nie mamy zbyt wielkiego wpływu na rozwój miasta, które wybraliśmy do zamieszkania.
Marzę na przykład o tym, żeby Madame History stała się miejscem spotkań inteligencji oraz młodzieży i seniorów, którzy tęsknią za minionymi epokami; aby zainstalować w swoim studiu projektor i urządzać seanse musicali czy kina autorskiego. Mogłabym to zrobić sama, ale szukam osób, którym podobnie jak mnie brakuje takiej atmosfery w naszym mieście.
Wywiad ukazał się w #09 magazynie redakcjaBB.
Korekta: Agnieszka Pietrzak
Zdjęcie: Allan Miarka