Błysk szczęścia

Piłkarz, trener, poeta, dziennikarz, specjalista od ciężkich robót w KWK Gottwald – i to w jednej osobie! Różnica dwóch pokoleń, jaka dzieli mnie z Janem Pichetą, nie przeszkadza nam w dywagacjach nad życiem artysty, a także dzisiejszym humanizmem – wręcz przeciwnie.

Jan Picheta — Urodzony w Zawierciu. Bielszczanin z wyboru. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Śląskim. Był specjalistą od ciężkich robót w KWK Gottwald i Kleofas, nauczycielem języka polskiego, piłkarzem GKS Katowice, trenerem Beskidu Skoczów i Rekordu Bielsko-Biała. Obecnie redaktor naczelny Kalendarza Beskidzkiego i felietonista. Pomysłodawca i juror konkursu literackiego Lipa.

Poezja i piłka nożna – co łączy ze sobą te dwa światy?
Myślę, że łączy je przeżycie estetyczne. Dotyczy to w większym nawet stopniu zawodnika, aniżeli widza.

Gdy strzelałem niezwyczajne gole, czasem doświadczałem podobnych przeżyć jak po dokonaniu odkrycia poetyckiego czy przy kontemplacji dzieła sztuki bądź natury. Błysk szczęścia jest zawsze podobny, choć wywołany przez bardzo różne zjawiska.

Czy za czasów, gdy grał Pan w piłkę, nie było w szatni „podśmiechujek”, że piłkarz pisze wiersze?
W czasach, gdy uprawiałem sport, nie pisałem jeszcze wierszy. Nie sądzę jednak, żeby tworzenie poezji wywoływało negatywne reakcje kolegów z boiska. Marcin Klimczak, który w Polsce wylansował Aiszę, był skrzydłowym w Rekordzie. Teraz przyprowadza do Rekordu swoje dzieci. Parokrotny laureat LIPY Ahsan Ridha Hassan też się dobrze zapowiadał jako trampkarz. Teraz jest utalentowanym prozaikiem.

Był Pan też specjalistą od ciężkich robót w KWK Gottwald. Jak praca fizyczna wpływa na artystę?
Za komuny nie było w zakładach etatów sportowych czy dziennikarskich. Byłem więc „prowadzony” w kopalniach nie jako piłkarz GKS Katowice czy publicysta czasopisma górniczego „Rębacz”, lecz „specjalista od ciężkich robót” czy „fachowiec o najwyższych kwalifikacjach w łaźni łańcuszkowej”, czyli mówiąc po polsku: robotnik lub brygadzista hydraulików. Praca fizyczna może wspaniale wpływać na artystę, jeśli nie jest zbyt wyczerpująca. Nie bez kozery znajdujemy tego znakomite przykłady w naszej poezji. Przed ostatnim zajazdem na Litwie szlachta prosi mędrca Maćka nad Maćkami o poradę w chwili, gdy on przewiązuje w ogrodzie pomidory. Bohater wiersza Leopolda Staffa daje do zrozumienia, co w życiu najważniejsze, gdy odprowadza rzęsę porastającą staw do odpływu.

Co się stało z poezją, że jest ona dziś tak niszową gałęzią literatury? Wina poetów czy współczesnego społeczeństwa?

Nie sądzę, żeby w naszych czasach poezja była niszowa. W latach 80. wydawało się rocznie w Polsce kilkanaście tomików wierszy. Teraz tyle wydaje się w takim mieście jak Bielsko-Biała.

Wiersze wydają nie tylko instytucje samorządowe, stowarzyszenia kulturalne, pisarskie czy renomowane wydawnictwa. Własnym sumptem może publikować każdy. Obecność poezji w internecie takソe jest nie do przecenienia. Forum poetyckie przeniosło się tam z prasy, radia czy telewizji. Od 35 lat obserwuję młodych ludzi podczas Przeglądu Dziecięcej i Młodzieżowej Twórczości Literackiej LIPA. Młodzi ludzie są często lepiej zaznajomieni ze współczesną literaturą niż ja… Ubolewam jedynie nad tym, że od paru lat nie piszą już wierszy inspirowanych kontaktem z przyrodą. Wygląda na to, że człowiek traci związki z naturą, co prowadzi do zaniku zdolności zdumienia światem.

Ostatnie badania dotyczące czytelnictwa pochodzą z 2017 r., przeprowadziła je Biblioteka Narodowa. Ich wyniki nie dają powodów do radości. Z ankiet przeprowadzonych na próbie 3 tys. osób wynika, że 63 proc. respondentów w ciągu roku nie przeczytało ani jednej książki. Do czego może prowadzić ten stan rzeczy?
Prowadzi do wtórnego analfabetyzmu. Moja koleżanka w jednej ze szkół wyższych Bielska-Białej poprosiła studentów o głośne przeczytanie fragmentu książki. Okazało się, że normalnie i w miarę szybko czyta niewielka część słuchaczy. Parę osób sylabizowało przez 20 minut jedną stronicę! Twierdziły, że czytanie jest im niepotrzebne.

Jest Pan także nauczycielem języka polskiego. Może przyczyn należy szukać w metodach nauczania? Często nauczyciele mają zbyt archaiczne podejście do dzisiejszego ucznia.
Należy rozwijać pasje, zwłaszcza twórcze, a także dyspozycje do bycia lepszym człowiekiem, wrażliwym na potrzeby innych, żeby nam się piękniej i przyjemniej żyło. Nie da się tego robić pod presją nakazów, zakazów i ocen, lecz w atmosferze zabawy, zachęty i życzliwości – gdy dziecko jest bardziej podmiotem, a nie przedmiotem nauczania. Jeśli młodemu człowiekowi będziemy wmawiać wystarczająco często, że jest geniuszem, to w końcu tym geniuszem naprawdę zostanie. W przeciwnym razie będziemy mogli powiedzieć, jak pewien wybitny fizyk, że nauczanie rzadko kiedy bywa prawdziwie skuteczne, z wyjątkiem tych szczęśliwych przypadków, dla których jest niemal zbędne.

Mateusz Żyła, absolwent ATH i nauczyciel języka polskiego stwierdził, że humanizm został zaniedbany przez dzisiejszy system nauczania. Jak Pan się zapatruje na ten pogląd?
Jeśli humanizm definiować jako racjonalne myślenie i troskę o potrzeby, szczęście, godność i swobodny rozwój człowieka w jego środowiskach: społecznym i naturalnym, to rzeczywiście można mieć wątpliwości, czy współczesnej szkole zależy na rozwoju humanizmu. Mówiłem o utracie przez młodych ludzi związków z naturą. Żyjemy już tylko w sferze znaków sztucznych, przylepieni do ekranów komórek i komputerów. Zresztą natury w naszym świecie coraz mniej, gdyż władze państw i korporacji wyspecjalizowały się w jej niszczeniu. Przykładem, chociażby ostatnia demolka drzew w naszym kraju.

Do czego potrzebny jest nam współczesny humanizm?

Humanizm jest potrzebny do wychowania człowieka racjonalnie myślącego i wrażliwego, który chce się rozwijać twórczo i dawać siebie innym ludziom.

Takiego człowieka, który będzie mógł wybrać dla przyszłych pokoleń lepszy los, niż ten, jaki szykują nam zarówno politycy krajowi i światowi, jak i władze ponadnarodowych korporacji, gdyż oni chcą tylko jednego: poszerzenia zakresu władzy i podwyższenia stopnia panowania. Generalnie widzę to czarno. Może jednak, jak mawiał Władysław S. Reymont, w beznadziei jest nadzieja?

Takie inicjatywy jak wydawanie „Kalendarza Beskidzkiego” dają nadzieję w tej materii?
„Kalendarz Beskidzki” kultywuje wartości takie jak pamięć o najlepszych córach i synach tej ziemi. W tym sensie może też wskazywać drogę młodym ludziom. Pełni ponadto rolę kulturotwórczą. Kiedy zaproponowałem kilkunastu ludziom pióra, aby napisali teksty poświęcone czasom powojennym powstała urzekająca panorama losów mieszkańców naszych gór, czasem gorzka i niepokojąco drapieżna, ale zawsze bardzo prawdziwa. Myślę, że spodoba się także młodym ludziom. Podziwiam tabuny młodzieży, które przelewają się codziennie przez waszą redakcję. Zachęcam do lektury i współpracy, zwłaszcza że na naszych łamach możliwe są dłuższe formy dziennikarskie i literackie!

Wywiad ukazał się w #08 magazynie redakcjaBB.

Korekta: Agnieszka Pietrzak
Zdjęcia: Dominika Witos