W Auschwitz graliśmy w piłkę nożną

Profesor, badacz, historyk, ale przede wszystkim człowiek z bagażem doświadczeń. 92-letni członek Armii Krajowej, były więzień funkcyjny obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau – Wacław Długoborski przedstawi nam obszerny fragment strasznej historii naszego kraju, w której brał dział.

Więźniowie byli poniżani, katowani i oszukiwani. Musieli się mierzyć z nieludzkimi warunkami, chorobami i tęsknotą za najbliższymi. Pobyt w Auschwitz budził więc w ludziach wręcz zwierzęcy instynkt przetrwania. Profesor Długoborski ukazuje czarne momenty polskiej historii, opowiada też o warszawskim Pawiaku, swojej służbie w AK oraz przyjaźni z Tadeuszem Borowskim.

Urodził się 3 stycznia 1926 roku w Warszawie, gdzie mieszkał aż do chwili aresztowania i wywiezienia do obozu Auschwitz II Birkenau. Po wojnie studiował historię i zajmował się historią społeczno-gospodarczą, co pozwoliło mu zdobyć uznanie na skalę światową. Był wykładowcą Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, uniwersytetów w Bielefeld i Wiedniu. Obecnie jest konsultantem w Muzeum Auschwitz.

„Nie widziałem, czy pierwszego września pójdziemy do szkoły”

„3 dni przed wojną udałem się do Nałęczowa wraz z moją mamą i babcią na krótki wypoczynek. Nie wiedziałem, czy pierwszego września normalnie zaczniemy się uczyć”. Byli tam 3 miesiące. Rozpoczął się rok szkolny. Wrócili do Warszawy już po jej kapitulacji. Uczniowie zaczęli uczęszczać na lekcje w tzw. kompletach (szkoła konspiracyjna, gdzie młodzież edukowana była w tajemnicy, często w zaciemnionych pomieszczeniach, w ukryciu) dzięki życzliwości i dobrym chęciom nauczycieli.

„Gdy po stronie aryjskiej ludzie umierali z głodu na ulicach, w getcie paradoksalnie były 3 restauracje”

Wacław Długoborski był pracownikiem getta. Dzięki pomocy matki znalazł pracę jako goniec – przewoził wiadomości i nielegalnie wydawane gazetki. Było to straszne miejsce, ale niektórzy całkiem dobrze się ustawili – zakładali restauracje, podczas gdy po stronie aryjskiej ludzie umierali z głodu na ulicach.

W getcie w kwietniu 1943 roku doszło do powstania. Najgorsze było to, że Żydzi kompletnie nie mieli szans w starciu z niemieckimi oddziałami i tylko niewielkiej ich części udało się uciec na stronę aryjską.

Mając 16 lat, zaczął działać w AK. W niewielkich grupach prowadzone były spotkania z oficerami, którzy dostawali się na nie z Londynu. Chłopcy byli instruowani pod przyszłe powstania, na przykład poznawali rodzaje broni. 3 maja 1943 roku byli umówieni z oficerem, który miał ich uczyć o karabinach maszynowych. Mieli przyjść do jego prywatnego mieszkania na wykład, ale zastali instruktora martwego. W tym momencie weszło gestapo i aresztowało chłopców. Zostali wywiezieni na Pawiak.

„Było bardzo mało jedzenia”

Przez cały dzień więzień dostawał 2 kromki chleba z margaryną lub serem i zupę. Na szczęście profesor znał już trochę język niemiecki, co zapewniło mu posadę tłumacza i pisarza na terenie więziennej stolarni.

28 sierpnia 1943 roku został wywieziony do Auschwitz. Zabroniono im komunikacji z rodziną, byli oszukiwani na każdym kroku przez blokowych i głodzeni. Po przyjeździe zostali dokładnie umyci, ogoleni i oznaczeni odpowiednimi numerami przez ich wytatuowanie. Pan Wacław został przydzielony do pracy w komandzie roboczym. Zajmował się rozładunkiem odzieży, koców i butów z ciężarówek.

„W obozowym szpitalu Żydzi nie mieli żadnych szans na przeżycie”

W pewnym momencie zachorował i trafił do obozowego szpitala. Skierowano go do lekarzy, którzy opiekowali się wyłącznie więźniami aryjskimi. Żydzi nie mieli tam żadnych szans na przeżycie. Dzięki pomocy kuzyna, Janusza Siedleckiego uwierzył, że przetrwa. Kuzyn przynosił mu jedzenie, motywował go, pocieszał.

Znajomość z Tadeuszem Borowskim rozpoczęła się w nietypowy sposób. Od meczu piłki nożnej, w którym uczestniczył Borowski. Na placu selekcji specjalnie organizowano wtedy mecze, by utrzymać przyszłych więźniów w przeświadczeniu, że w obozie nic złego się nie dzieje.

Przyjaźń z Borowskim rozwinęła się. Maria – narzeczona Tadeusza – podczas jednej z obozowych epidemii świerzbu potrzebowała leków, które dostarczył pan Długoborski . Maria zapłaciła mu dwoma pierścionkami. Gdy wracał z obozu kobiecego, został przyłapany przez SS-mana, który go pobił i okradł.

„Nie miałem żadnych wiadomości od rodziców – wybuchło powstanie”

Z jednego z transportów, który przewoził uczestników Powstania Warszawskiego, wyłoniła się pewna kobieta. Podeszła do profesora i zaczęła zapewniać go, że wśród tłumu nowych więźniów jest jego matka. Prosiła go o pomoc, by przyniósł im jedzenie. Okazało się, że mama przeżyła Powstanie i wcale do obozu nie trafiła – został oszukany.

17 stycznia 1945 roku SS-mani organizują ewakuację obozu, pierwszy front ukraiński zmierzał w stronę Auschwitz. Około 60 000 więźniów miało iść pieszo do Gliwic, a stamtąd mieli zostać przewiezieni do innych obozów. Wtedy pojawiła się możliwość ucieczki. Pan Wacław z kolegami po prostu wyszli przez bramę. Strażnik nie zorientował się, że byli ogoleni, i pokierował ich na drugą stronę rzeki Soły. Zaczepili młode dziewczyny, które okazały się córkami polskich kolejarzy. Ci zabrali grupkę na przechowanie do swoich domów, by przeczekali jeszcze 2 dni. Później mogli już wracać do domów rodzinnych.

Zofia Nałkowska na początku „Medalionów” umieściła motto: „Ludzie ludziom zgotowali ten los”. Profesor Długoborski demaskuje okrutne metody żołnierzy wobec więźniów. Wielu z osadzonych, którzy przeżyli wojnę, nie dawało sobie rady ze wspomnieniami i zwyczajnie odbierało sobie życie, jak na przykład wspomniany Tadeusz Borowski. Z szacunku do ofiar nazistowskich obozów należy traktować zagładę jako przestrogę przed tym, do czego zdolny jest człowiek, który dostał odrobinę władzy nad drugim.

Artykuł ukazał się w #08 magazynie redakcjaBB.

Korekta: Agnieszka Pietrzak
Zdjęcia: Maciek Gałuszka