Przez żołądek do… patriotyzmu?

Globalizacja prowadzi do zanikania tożsamości narodowościowej, świat staje się jednolity, tolerancja wzrasta, a patrioci są myleni z nacjonalistami.

Zawsze się dziwiłam, dlaczego Polacy tak często używają słowa „patriotyzm”. Denerwowało mnie niesamowicie, gdy w okresie świątecznym u znajomych wciskano mi w zależności od pory roku albo barszcz czerwony z uszkami, albo barszcz biały. Wkurzało także, gdy musiałam jeść żurki, bigosy, że o schabowych już nie wspomnę. Większość z tych dań mi smakuje i to nie z nimi miałam problem, ​a z tym kulinarno-nacjonalistycznym podejściem: „Jesteś w Polsce, to jesz polskie”. Wcale nie, bo ormiańskie! No właśnie. Przecież w moim domu też jest wprowadzany patriotyczny terror, większość dań to dania ormiańskie – tolma, borsz… I wcale nie chodzi o to, że mama lub babcia nie potrafią gotować innych potraw, tylko: „Jesteś Ormianką, to jesz ormiańskie” – brzmi znajomo?

Zagłębiając się w temat, możemy dostrzec, że jest to terroryzm na globalną skalę: hinduska rodzina w USA gotuje ​potrawy hinduskie, polska w Kanadzie – polskie, gruzińska we Francji – gruzińskie. Zauważymy też, że nie dotyczy to tylko kuchni. Jeśli jesteś Ormianką w Polsce, wypada, żebyś wyszła za Ormianina, Hinduska w Stanach powinna poślubić ​Hindusa, a Gruzince we Francji tata i tak będzie szukał Gruzina. Chodzi o tradycję. O ile młodsze pokolenie powoli zaczyna odchodzić od tego schematu, o tyle ​starsze wciąż walczy o podtrzymanie rodzimej​ ​kultury.

Tęsknota za swoim

Wszystko dlatego, że nie zawsze emigracja jest naszym wyborem. Niektórych z kraju wypędza wojna, innych sytuacja ekonomiczna. ​

Kiedy jesteś zmuszony mieszkać na obczyźnie, tęsknota za „swoim” ​jest ogromna, a jedyne, co w takiej sytuacji możesz zrobić, to utworzyć swoją miniojczyznę na emigracji. Tak oto powstają diaspory.

Społeczność takich „obcych” oparta jest na więzi i wspólnocie kulturowej. Łatwiej jest znosić tęsknotę razem z ludźmi, którzy cię rozumieją, z którymi możesz obchodzić wasze święta i kultywować tradycję. Gdy jako Polak przyglądasz się temu wszystkiemu z boku, pewnie wydaje ci się to niedorzeczne – niektórzy odbierają to wręcz jako brak szacunku wobec polskiej kultury, innych denerwuje brak integracji poszczególnych społeczności i ich zamknięcie się na tych „z zewnątrz”. Kiedy jednak ​Polacy wyjeżdżają do Kanady, USA czy Wielkiej Brytanii, robią dokładnie to samo! Tworzą swoją małą Polskę na przykład ​w Chicago, z polskimi sklepami, restauracjami i szkołami. Nieważne, czy jesteś Francuzem, Niemcem czy Czechem, schemat funkcjonowania na emigracji jest ten sam.

Inny punkt widzenia

Pojawia się jednak pewien wyjątek od tej reguły. Mam tu na myśli obywateli Stanów Zjednoczonych czy Kanady, które to kraje są stosunkowo młode i ​ przed przybyciem imigrantów nie zdążyły stworzyć swojej kultury. Narodowe tradycje przybyły wraz z osadnikami zza oceanu. Kanadyjczycy żartują, że mniejszości narodowe tworzą „nuklearne rodziny” – są to ludzie, którzy osiadają w Kanadzie, odtwarzają swoją kulturę, a ich potomkowie, którzy rozjeżdżają się po całym kraju, ją rozprzestrzeniają. Przypomina to wybuch bomby nuklearnej… w postaci kultury i tradycji, na przykład hinduskiej. Amerykanie czy Kanadyjczycy na emigracji nie żywią takiego patriotycznego przywiązania do konkretnych potraw, ponieważ nie mają jednej, narodowej kuchni. Na emigracji nie cierpią z powodu ​problemów tożsamościowych, ponieważ u nich wielokulturowość jest promowana, a wręcz pożądana. W Kanadzie rząd ma obowiązek wspierać finansowo rozwój mniejszości kulturowych.

Kraj, którego kultura jest miksem wielu, zamiast być przykładem ich ujednolicania się i w rezultacie zanikania, działa wręcz na rzecz ich unikatowości.

Tożsamość w dobie globalizacji

Wszystkie działania patriotyczne w obcym kraju są naturalnym sposobem na przetrwanie naszej kultury narodowej – to taki bardzo prosty mechanizm obronny. Według UNESCO co 14 dni ginie jeden język, ponieważ młodsze pokolenia porzucają swoją ojczystą mowę ​na rzecz angielskiego, chińskiego lub hiszpańskiego. Globalizacja skutkuje umieraniem kultur, języków, a to ujednolica nasz świat. Osobiście wolałabym zjeść sushi w Japonii niż w Ameryce, a żurek w domu koleżanki niż w polskiej restauracji w Kanadzie. Jedynie zupy ormiańskie wolę te przyrządzane przez moją babcię w Polsce niż w Armenii przez kogokolwiek innego.

Po przeczytaniu tego tekstu być może przyjdzie nam do głowy pytanie: „To co w końcu z tą globalizacją? Jest dobra czy zła?”. Powinniśmy przede wszystkim wiedzieć, że globalizacja dotyczy nie tylko aspektów kulturalnych, lecz także ekonomicznych (istnieją korporacje silniejsze pod względem gospodarczym od całych państw!).

Tylko od nas zależy, czy chcemy się z inną kulturą zasymilować, czy zintegrować.

Do nas należy decyzja, co przyjmiemy od innej kultury, a co damy ze swojej, które tradycje będziemy podtrzymywać i co będzie świadczyło o naszej polskości, ormiańskości czy niemieckości.

Artykuł ukazał się w #08 magazynie redakcjaBB.

Korekta: Agnieszka Pietrzak
Ilustracja: Weronika Mikłusiak