Definicja wolności

Czy w Polsce możemy czuć się wolni? Czy wolność jest w ogóle potrzebna? Odpowiedzi na te oraz inne pytania szukałem wśród osób z różnych środowisk. Pomyślne wiatry skierowały mnie do Rzeszowa. To tutaj chciałem rozwiać pewne trapiące mnie wątpliwości.

Michał Sobol studiuje prawo na Uniwersytecie Rzeszowskim, jest rzecznikiem prasowym w lokalnym oddziale Amnesty International. Współorganizował między innymi akcję „Food Not Bombs”.

Czym jest dla ciebie wolność?

Rzeszów to ciężkie miejsce na rozmawianie o wolności. Dla mnie znaczy to, że nie muszę działać pod przymusem, mogę swobodnie wyrażać swoje poglądy bez obawy, że za nie oberwę. Myślę, że inną sprawą jest też to, żeby druga osoba, która czuje się wolna, nie „wchodziła” z tym na mnie.

Czy w Polsce można być wolnym?

To pytanie do wszystkich obywateli. Sam nie mogę powiedzieć, że czuję się stuprocentowo wolny. Dzięki ustawie inwigilacyjnej policja ma uprawnienia, żeby nas podsłuchiwać. To pogwałcenie podstawowych praw człowieka. Osobiście odczuwam, że jest to zabranie mojej wolności, mojej przestrzeni i naruszenie sfery prywatności.

Buntujesz się przeciwko temu?

Organizuję różne akcje, rozdaję ludziom ulotki, staram się o tym mówić. Owszem, nie mam wpływu na to, co jest podpisywane w Sejmie, ale uważam, że najważniejszą rolą moją i każdego statystycznego zjadacza chleba jest przede wszystkim mówienie o tym!

Czy według ciebie nadmiar wolności może być zagrożeniem?

Człowiek, u którego zostały zasiane takie cechy jak ksenofobia, chciwość czy szowinizm, widzi, że może swobodnie używać mowy nienawiści, że koledzy się śmieją, kiedy żartuje z Holocaustu. Z czasem myśli sobie: „Aha, skoro tak, to ja mogę sobie napluć na jakiegoś Żyda”. Społeczeństwo nie reaguje, czyli się zgadza. Przykład II wojny światowej wskazuje, do czego to może doprowadzić.

 ***

Paweł pochodzi z małej miejscowości na Podkarpaciu, niedawno zdał maturę. Wiem, że ta rozmowa wiele go kosztowała, chciał nawet zrezygnować z publikacji. Dziękuję mu za to, że ostatecznie tego nie zrobił.

Co ogranicza wolność?

Z pewnością inni ludzie. Powiedzmy sobie szczerze, że gdyby nie oni, każdy mógłby być kim chce. Moja miejscowość to rynek i kilka sklepów. Cokolwiek zrobisz, jesteś oceniany przez innych. Musisz uważać, żeby nie zostać głównym tematem plotek. Dlatego wielu moich znajomych wyjechało do innych miast. Nie dziwię się im.

Czy jest takie miejsce, gdzie czujesz się wolny?

W domu albo jak najdalej od domu. Gimnazjum to był dla mnie najgorszy okres. Interesowałem się wtedy subkulturą emo. Rówieśnicy musieli komuś dopiec i to ja stałem się celem. W liceum starałem się być podobny do innych. Nie chciałem się już bać pójścia do szkoły.

Gdybyś teraz chciał poczuć się wolny, to co byś zrobił?

Pojechałbym do dużego miasta, gdzie nikt mnie nie zna. A może zamieszkałbym na łonie natury, gdzie nie ma nic, żadnych ludzi. Są tylko lasy, pola i ja. W moich okolicach jest wiele miejsc, gdzie można się poczuć wolnym wśród przyrody.

Jak wygląda sytuacja osób LGBT w takich małych miejscowościach?

Ludzie tuszują to, żeby nie zniszczyć sobie życia. Jeśli okaże się, że jesteś inny, to możesz mieć bardzo ciężko… Lepiej się ukrywać.

Czyli nie można być wolnym?

Nie.

***

Pani Agata Sławniak jest przedsiębiorczynią oraz zajmuje się coachingiem. Działa także na rzecz fundacji „Pani Róża”, której celem jest wspieranie kobiet w obszarach zawodowych i prywatnych.

Kobiety w Polsce są traktowane tak samo jak mężczyźni?

Kobiety bywają stłamszone, choć chciałabym zaznaczyć, że z perspektywy kilkudziesięciu lat są dostrzegalne zmiany na korzyść traktowania kobiet. Nadal jednak można dużo w tej kwestii zrobić. Jeśli chodzi o biznes, to są takie sytuacje, kiedy sam fakt, że jest się kobietą, powoduje, że nie jest się traktowaną jako równorzędny partner. Musimy udowadniać, że jesteśmy profesjonalistkami. Taki mamy stereotyp, że biznes kojarzy się z mężczyznami. Znam kobiety, które z powodzeniem prowadzą swoje firmy, ale słyszę od nich, że nie zawsze są traktowane równo. Takie doświadczenie było dla mojej koleżanki jednym z impulsów do założenia fundacji „Pani Róża”.

Czy fundacja pomaga odnaleźć kobietom wolność?

Chcemy pokazać kobietom, że to od nich wszystko zależy. Zaczyna się od decyzji, następnie potrzebna jest odwaga do działania. To, czy czujemy się wolne, zależy głównie od nas. Nie tylko jak tę wolność postrzegamy, ale również czy mamy odwagę, aby o nią walczyć. Dotyczy to każdego aspektu naszego życia.

Jakie wnioski wyciąga Pani ze spotkań z kobietami?

W sesjach coachingowych brak wolności często jest tematem „w tle”. Kobiety nie czują szczęśliwe w związkach, w małżeństwach. Boją się tego, co nieznane, wolą zostać w tym, co znają, niż zaryzykować. Boją się, że sobie nie poradzą – często chodzi o finanse, ale nie zawsze to jest powodem. Są kobiety dobrze zarabiające, które mogą sobie pozwolić na taką wolność, ale nie decydują się na nią, mimo że są manipulowane, zdradzane… Już nie wspomnę, że nawet podnosi się na nie rękę.

Czasami nadmiar wolności może zaszkodzić.

Dostrzegam zmiany w młodszym pokoleniu kobiet. Mam wrażenie, że pomimo tego, iż żyją w czasach większej emancypacji i mają dużo do powiedzenia, są bardziej „swobodne” niż wolne. A to jest różnica. Zbyt duża swoboda w dłuższej perspektywie też nie przyniesie temu pokoleniu szczęścia.

Czy coś jeszcze utrudnia kobietom dążenie do wolności?

 Czasami trudno im zawalczyć o taką wolność, jakiej pragną. Boją się, co powiedzą inni. Czują wewnętrzny dyskomfort, gdy chcą czegoś „więcej” dla siebie, pytają: „Czy na to zasługuję?”. Ogranicza je obniżone poczucie własnej wartości. To chyba najczęściej występujący dzisiaj problem. Dostrzegam wręcz szaloną modę na fit życie, fit figurę. Bywa jednak, że piękna kobieta czy dziewczyna ciągle czuje się niedoskonała. Świetny wygląd wcale nie zwiększa jej poczucia wartości. Takie kobiety zniewalają swoje serce, stają się coraz bardziej samotne „w środku”.

Gdzie jest granica wolności?

Kiedyś słyszałam takie słowa i często je powtarzam: „Sami wyznaczamy obszar naszej wolności, sami decydujemy, dokąd ta wolność sięga, ale jej granice kończą się tam, gdzie zaczynają się granice drugiego człowieka”. Myślę, że często o tym zapominamy i wkraczamy poza te granice sobie nawzajem. Lubię też powtarzać, że ja nic nie „muszę”, ja „mogę”. Kiedy zaczynamy tak interpretować wiele decyzji w naszym życiu, zmienia się perspektywa myślenia o wolności.

Artykuł ukazał się w #08 magazynie redakcjaBB.

Korekta: Agnieszka Pietrzak
Ilustracja: Adrian Białek