Mój Manhattan pod Dębowcem

W zbiorowej świadomości wielu Polaków, szczególnie w latach 90. Ameryka jawiła się jako kraj mlekiem i miodem płynący. Czy ktoś o zdrowych zmysłach porzuciłby życie w USA, żeby zamieszkać w Polsce? Są tacy szaleńcy i nawet mieszkają w Bielsku. Poznajcie Natalię.

Godzina 20:00, środek tygodnia, aura ewidentnie nie sprzyja długim spacerom. W umówionym miejscu czeka już na mnie Natalia, która jakby na złość pogodzie cała kipi energią i szeroko się uśmiecha. Witamy się i po chwili wchodzimy do jednego z lokali na bielskim rynku. Zmarznięci zamawiamy gorącą herbatę.

Szaro, brzydko, wieje i za chwilę pewnie się rozpada. Kto by chciał mieszkać w takim miejscu? Dlaczego zostawiłaś życie w Nowym Jorku i przyjechałaś do Bielska?

Przez większość mojego życia cieszyłam się beztroskim życiem w Stanach. Aż do roku 2012. Wydarzeniem, które zmieniło całe moje życie, był huragan Sandy. Cały półwysep, gdzie mieszkałam, został zalany na wysokość 3 metrów. Wszystko, co miałam, utonęło w oceanie. Samochody na dachach budynków, domy przesunięte o ulicę dalej, ranni ludzie, wszędzie zgliszcza. 

Brzmi jak scenariusz jakiegoś filmu katastroficznego. Nie łatwiej było pozostać w USA i próbować ułożyć sobie życie na nowo?

Jest bardzo cienka granica między miłością i nienawiścią. Tak bardzo kochałam moje życie w Stanach, że nie mogłam się pogodzić z tym, że wszystko, co miałam, zostało mi odebrane. Straciłam poczucie bezpieczeństwa, przynależności, które utonęło gdzieś w odmętach oceanu. Powrót do Polski był rozpaczliwą próbą szukania siebie, ale też powrotem do korzeni. Szczerze mówiąc nie pamiętam dokładnie, co wtedy myślałam, ale wiedziałam, że nie mogę zostać w Nowym Jorku.

Czyli wróciłaś do swojego kraju rodzinnego, prawda?

Ciężko mi powiedzieć. Kiedy przyjechałam do Polski pięć lat temu (po raz pierwszy od dłuższego czasu), czułam się nieswojo. Nie mogłam się kompletnie odnaleźć. Polska, którą zapamiętałam jako ośmioletnia dziewczynka, była kompletnie inna niż ta, którą zastałam. Różnica była diametralna, ale nie czułam się rozczarowana. Było to raczej pozytywne zaskoczenie.

Ulica 11 listopada różni się nieco od Times Square. Jakie są różnice między życiem w Stanach a życiem w Bielsku?

Przyjeżdżając do Polski, miałam okazję odkryć, jaka tak naprawdę jest Ameryka. Mogłam skonfrontować ze sobą dwa kompletnie odmienne kraje. Kontakty między ludźmi wyglądają zupełnie inaczej. W Stanach funkcjonuje coś takiego jak small talk, czyli luźna pogawędka zupełnie o niczym z przypadkowo spotkaną osobą. Spotykasz się z kimś nieznajomym i cieszysz się, jakby był twoim bratem.

W Polsce relacje między ludźmi są nieco bardziej szorstkie, tematy rozmów ciężkie, choć często bardzo interesujące. Każdy ma coś do powiedzenia. W USA ludzie nie podejmują tak poważnych tematów w spontanicznej rozmowie.

Czy myślisz, że mieszkanie w Stanach dało Ci szerszą perspektywę postrzegania świata i samej siebie? Jak mogłabyś się opisać?

Hmm… Zawsze lubiłam się wyróżniać, być autentyczna, nie udawać nikogo. Moja inność była postrzegana w Stanach pozytywnie, w przeciwieństwie do nieprzychylnego odbioru w Polsce. Może musiałam polecieć na drugi koniec świata, żeby poczuć się sobą w swojej inności i docenić to, jaka jestem.

Zrozumiałam, że nie ma nic złego w byciu innym i trzeba być dumnym z tego, kim się jest.

Ja nie chcę być czarna albo biała, chcę być kolorowa! Bardzo potrzebowałam aprobaty społeczeństwa i pewnego rodzaju zapewnienia. Myślę, że ludzie, którzy nas otaczają, mają duży wpływ na to, kim jesteśmy.

Spędziłaś w Stanach większą część swojego życia. Żałujesz powrotu do Polski?

Absolutnie nie żałuję powrotu! Bardzo się cieszę, że jestem tutaj, i nigdzie się nie wybieram. Mam podwójne obywatelstwo i nie wykluczam powrotu do Ameryki, ani nie zamykam się na inne perspektywy. Może zostanę w Polsce do końca życia, kto wie? Staram się nie wybiegać tak daleko w przyszłość. Jestem szczęśliwa tu, gdzie jestem, mam męża, fajną pracę, gram w zespole, wydaliśmy nawet własną płytę. Robię to, co kocham, i bardzo to sobie cenię.

Można powiedzieć, że z amerykańskiego nieba, w którym przyszło Ci mieszkać, spadłaś na ziemię, a dokładnie na polską ziemię. Jakie są Twoje plany na przyszłość?

Muzyka. Robię coś w tym kierunku, ale na razie są to jedynie marzenia, plany. Nie planuję zostać międzynarodową gwiazdą, ale gdybym doszła do momentu, w którym utrzymuję się z muzykowania, byłabym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

 

Wywiad ukazał się w #07 magazynie redakcjaBB.

Korekta: Agnieszka Pietrzak
Zdjęcie: Bogna Tupiec