O tym, jak ślepcy widzieli słonia

Król miasta Sawatthi rozkazał pokazać ślepcom, czym jest słoń. Potem patrzył, jak się kłócą, bo każdy próbował udowodnić, że to on wie najlepiej, jak to zwierzę wygląda. W rzeczywistości król każdemu pokazał inną część ciała tego samego słonia.

Q&A o przypowieści buddyjskiej

Nie, ślepcy nie zostali nagle uzdrowieni. Tak, przez „widzenie” mam na myśli dotykanie słonia. Tak, słoń był pełnoletni. Nie, nie wiem, czy wyraził zgodę. Tak, to (prawdopodobnie) prawdziwa historia. Tak, to przypowieść buddyjska. Tak, Budda to ten koleś z Indii, który pod drzewem doznał oświecenia. Nie, ten artykuł nie jest próbą nawrócenia nikogo na buddyzm. Nie, morał historii o słoniu nie brzmi: „Bo ze ślepego to łatwo zrobić głupca”.

Tak, chodzi o to, że nasze rozumienie ograniczone jest do tego, co wiemy, a to, co wiemy, nigdy nie jest wszystkim.

Punkt widzenia zależy od miejsca dotknięcia

Słaby początek, więc zacznę jeszcze raz. Przypowieść była skierowana do uczniów Buddy, którzy pytali o to, co ich nauczyciel sądzi o innych ascetach czy pustelnikach, wyznających inne zasady, przeciwstawne mu poglądy. Opowiedział im, jak król Sawatthi rozkazał zebrać wszystkich mieszkańców ślepych od urodzenia, a następnie podzielić ich na kilka grup. Każda grupa dotknęła tylko jednej części zwierzęcia, słysząc: „Oto słoń”.

Dla tych, którzy dotknęli ogona, słoń był taki cienki niczym miotła.

Dla tych, którzy dotknęli nogi, był potężny niczym słup.

Dla tych, którzy dotknęli jednego z jego uszu, był on jak kosz do przesiewania zboża.

Dla jeszcze innych był niczym magazyn, dzban, moździerz, tłuczek lub pal.

Każdy był pewien tego, jak słoń wygląda, ponieważ „na własne ręce” dotknął tego, co słoniem być miało. Dlatego kiedy usłyszeli, że pozostali opisują to zwierzę inaczej, zaczęli wzajemnie okładać się pięściami. Król przyczynił się do stworzenia u każdego z nich wybrakowanego rozumienia tego, czym jest słoń. Mówiąc słowami przypowieści, „patrzyli oni jednostronnie”. W ich własnym mniemaniu posiadali jednak pełną wiedzę – na miarę własnych możliwości poznawczych – na temat wyglądu zwierzęcia, za którą gotowi byli się bić.

Wnyki na czytelnika

Chciałam przez chwilę poczuć się jak król. Rządzić może nie mam kim, ale mogę wyprowadzić ludzi w pole. Pisząc wstęp tego artykułu, zaryzykowałam. Jego forma wręcz zionie impertynencją, słabym żartem i kiepskim sarkazmem. I wcale bym się nie zdziwiła, gdyby ktoś odpuścił po pierwszych kilku zdaniach. Tak. Pierwsze wrażenie jest najważniejsze. Ja niekoniecznie zrobiłam dobre. Nawet jeśli rozwinięcie i zakończenie byłyby wybitne, zjawiskowe, warte Pulitzera, mało kto mógłby się o tym przekonać. Tekst to jednak wciąż tylko tekst. Nie będzie hitem tego numeru? Przeżyję. Ale co, gdyby to mnie – jako osobę – tak oceniono?

50+n twarzy Katsu (czyli mnie)

Mogłam mieć ciężki dzień. Mogłam nie spać całą noc, czuwając przy chorym psie. Mogłam, a raczej nie mogłam skończyć artykułu i byłam nerwowa. Dlatego mogłam palnąć coś głupiego, wymamrotać pod nosem przekleństwo i wydać się oschła. Ale oprócz tego, że kiedy mam złe dni, burczę wrednie, a uśmiech mam sztuczny, są też inne części mnie. Przenoszę ślimaki na trawę, kiedy mają przed sobą długą drogę po asfalcie. Dużo wydaję na jedzenie dla wszystkich moich gości i kawę w powolne poranki, a czasami podrywam ludzi na kawałek tortu. Pomagam starszym paniom przejść przez ulicę i zwracam uwagę tym, którzy najwyraźniej nie słyszeli o słuchawkach. Odwiedzam znajomego o północy, by spróbował moich ulubionych lodów. Tak wiele różnych części mnie, jak części słonia.

Pokaż dłoń, a powiem sobie, kim jesteś

Większość relacji opieramy na pierwszym wrażeniu, choć nikt nie jest prostą, jednowymiarową istotą. Według wyszukiwarki, wydanie wstępnej opinii zajmuje człowiekowi od kilku do kilkunastu sekund. Tyle wystarczy, by chcieć z kimś rozpocząć znajomość lub zapałać do niego odrazą. Tak mamy ustawione trybiki w głowach. Jest to mechanizm obronny, ułatwiający życie. Ale czy tylko dlatego, że leży to w naszej naturze, że jest to efekt miliona lat ewolucji, mamy mu się bezwolnie poddawać?

Dlaczego formujemy w swoich głowach obraz danej osoby, bazując często na jednym fragmencie? Spróbujmy ułożyć – kawałek po kawałku – barwny witraż. Panujmy nad swoją świadomością, ponieważ tak jak cebula i ogry, człowiek również ma warstwy.

Wystarczy chcieć je dostrzec. Ostatni akapit mógłby funkcjonować niezależnie od wstępu, ale ten wstęp bez zakończenia nie mówi czytelnikowi nic. Tak samo ludzkie zachowania mogą być zrozumiałe bez kontekstu, a inne potrzebują wyjaśnienia. Szersza perspektywa jest tym, co może pozwolić zrozumieć drugiego człowieka. Nie bądźmy ślepcami, którzy tak pewni wiedzy opartej na jednym dotyku, byli gotowi się pobić, byleby udowodnić swoją rację.

Nie, nie mówię, że jesteśmy ślepi. Tak, mówię, że musimy szerzej otworzyć oczy. I umysł.

Ten artykuł powstał z inspiracji fotografią autorstwa Kryspina Murasa.

Artykuł ukazał się w #07 magazynie redakcjaBB.

Korekta: Agnieszka Pietrzak
Zdjęcie: Kryspin Muras