Nie każdy bohater nosi pelerynę
O życiu nauczycielki w czasach komunistycznych i o wolontariacie, który może mieć inną formę, jeśli się tylko chce, rozmawiam z Panią Anną Jurczygą, emerytowaną nauczycielką historii i czynną wolontariuszką, od 9 lat działającą w Domu Opieki „Samarytanin”.
Kasia Gęca: Jak dawała sobie Pani radę jako nauczycielka historii w czasach komunistycznych? Czy musiała się Pani dostosowywać do pewnych zasad, czy istniały tematy, których lepiej było nie poruszać? A może musiała Pani przekazywać coś, co nie do końca było zgodne z prawdą?
Anna Jurczyga: Zacznę od tego, że tam, gdzie studiowałam, czyli na Uniwersytecie Jagiellońskim, nasi profesorowie uczyli nas, że mamy zawsze podawać fakty, oparte o rzetelną wiedzę. Nie było to łatwe. Ale jeżeli miało się kręgosłup moralny, to możliwe było przekazywanie takiej wiedzy. Nigdy nie miałam problemów z tego tytułu, że podałam uczniom fakty, które były znane w tak zwanym „drugim obiegu”. Może była to kwestia szczęścia?
A co z Pani uczniami? Jak ich Pani wspomina? Czy poszli potem w Pani ślady?
Z tego, co mi wiadomo, uczyłam na tyle ciekawie, że wielu z nich wybrało później studia historyczne. Umiałam ich zainteresować, nawet chłopców. Było to nie lada wyzwaniem, gdyż pracowałam z uczniami z różnych środowisk. Może nie każdy z tych, którzy ukończyli studia w tym kierunku, związał swoją przyszłość z historią, ale liczę na to, że wiedza, którą im przekazałam, przydała im się w życiu.
Przejdźmy więc do teraźniejszości. Aktualnie jest Pani wolontariuszką, dlaczego?
Moje marzenia o tego typu działalności zaczęły się, kiedy wyjechałam na wycieczkę do Francji. Zauważyłam, że hotel, w którym mieszkałam, był oparty o wolontariat. Codziennie przyjeżdżały tam panie z bogatych domów, sprzątały, robiły obiady, a kiedy nastawał wieczór, wracały swoimi drogimi autami do siebie. Wtedy właśnie pomyślałam: „Kiedy będę na emeryturze, zostanę wolontariuszką”. A że dysponuję dużą ilością wolnego czasu, tak się właśnie stało.
Dlaczego akurat Dom Opieki „Samarytanin”?
Zależało mi najbardziej właśnie na domu opieki, ponieważ wydawało mi się, że taka placówka to idealne miejsce, aby podzielić się dobrem, które otrzymałam od życia.
Jaki miała Pani cel, idąc tam po raz pierwszy?
Wyobrażałam sobie, że nieważne, czy to ludzie zdrowi, czy chorzy, ja będę chciała wykrzesać z nich jeszcze trochę radości życia. Nie bardzo wiedziałam, z czym się tam
spotkam. Więc kiedy przyszłam, postanowiłam przy każdym usiąść, porozmawiać, zapytać, czego oczekuje. Okazało się, że ci ludzie chcieli coś jeszcze z siebie dać, by znów poczuć się potrzebnymi.
Wystawia Pani spektakle, w których grają właśnie mieszkańcy domu opieki. Jak to wszystko się zaczęło?
Nie od razu zaczęliśmy od występów teatralnych. Na początku spotykaliśmy się, aby lepiej się zintegrować. Przy okazji odbywały się wykłady o tematyce historycznej, podróżniczej, o ciekawych postaciach z naszej literatury. Powstała też „Chwila z poezją”. Czytaliśmy wiersze pisane nie tylko przez znanych poetów, lecz także przez naszych mieszkańców. I tak powoli dojrzewaliśmy do decyzji o występach teatralnych. Aktualnie realizujemy już czwarty projekt.
Gdzie się te występy odbywały?
Nasz pierwszy zorganizowałam w przedszkolu, z którego dzieci często nas odwiedzały. Kiedy zobaczyliśmy, że widowni spodobał się występ, zaczęliśmy tour po innych
przedszkolach. Było to trudne, ale nie niemożliwe, bo, jak widać, chcieć znaczy móc, niezależnie od wieku.
Za Wami już trzy sztuki. Na jakie tematy?
Jedna na podstawie baśni, którą napisałam, druga o starości, ale na wesoło, a ostatnia z okazji stulecia niepodległości. A w zanadrzu mamy już kolejną propozycję!
A czy Pani podopieczni od początku byli chętni na wystawienie takiego spektaklu?
Nie. Niektórzy chcieli zrezygnować już po pierwszej próbie, gdyż mieli nieprawdopodobne problemy z dykcją. Trzeba dodać, że są to osoby starsze i mocno schorowane. Nie wywierałam na nich presji, powiedziałam: „Dobrze, jeśli nie chcecie, nie musimy tego robić, ale chociaż spróbujmy”. Na kolejnej próbie pokazałam im ćwiczenia na poprawną wymowę i okazało się, że zaczęli robić ogromne postępy. Cenię sobie ich uwagi i pomysły, a także zaangażowanie, które wkładają w każdą próbę. Najważniejsze, że daje im to radość. Może nawet nie posądzali siebie o taki talent?
Jak oni się czują po tych wszystkich występach?
Są z siebie bardzo zadowoleni, nigdy nie sądzili, że na starość spotka ich jeszcze „kariera aktorska”.
A czy Pani jest dumna ze swoich podopiecznych?
Najbardziej na świecie.
Artykuł ukazał się w #10 magazynie redakcjaBB jako element cyklu wywiadów młodych osób z seniorami, zrealizowanego w ramach projektu KtoToWie: wolontariat wzajemny. Siła w różnorodności dzięki dofinansowaniu ze środków Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich 2019.
Zdjęcia: Aleksandra Wesołowska
Edycja i korekta: Agnieszka Pietrzak