Dziękuję, nie życzę.

Spoglądam na zegarek. Godzina 16:00. Niebo rozświetlają już liczne złote punkty. Czas nakryć do stołu i połamać się opłatkiem z bliskimi.

Połamać się opłatkiem i złożyć życzenia. Nikt nie ma na to ochoty, a trzeba. Trzeba się uśmiechnąć, wysłuchać tych powtarzających się w kółko, wyuczonych kwestii, wymienić serdeczności. Jakieś ciotki, które widuję raz w roku, kuzyni, których ostatnio widziałam na facebookowym zdjęciu… ze wszystkimi trzeba zamienić choć jedno zdanie. Więc słyszę, że życzą mi… 

… zdrowia — ale czy z moim zdrowiem jest coś nie tak, żeby w ten wieczór mi tyle razy o nim wspominać?

… szczęścia — a gdzie go mam szukać, jeśli go nie mam?

… żebyś się nigdy nie poddawała — czyli teraz to się często poddaję i powinnam to w sobie zmienić?

… dobrych przyjaciół — więc chyba nie otaczają mnie tacy.

… dużo miłości — z tego, co pamiętam mój mężczyzna dba o mnie jak nikt!

… i wszystkiego, wszystkiego, co sobie wymarzysz — a na zakończenie coś, co nie znaczy już nic, ale upychane jest zawsze na koniec tej wyliczanki.

… wszystkiego najlepszego!

Nie lubię, jak mi “obcy” składa życzenia. Skąd może wiedzieć, czego ja mogę pragnąć? Więc czego ma mi życzyć? Czegoś, czego nie wie, czy na pewno chcę? Czy może tego, co się wyuczył i powtarza wszystkim po kolei? Chrzanić to. Życzę sobie tego, co jest dla mnie najlepsze, zgodnie z moim przepisem na samego siebie.

A może, zamiast klepać te formułki w te święta, powinniśmy sobie tak dla odmiany podziękować.

Mówimy do ludzi, rodziny, przyjaciół, faceta co roku te same szablony. Podmieniamy jedynie co jakiś czas zdania czy słowa. Te życzenia są nieprawdziwe. Te życzenia są próżne. A właściwie są to życzenia ich, czy nasze? Czy jak życzymy naszym dziadkom, żeby już tak nie musieli narzekać na zdrowie, to życzymy im zdrowia, czy nam mniej wysłuchiwania narzekań? Mówimy do ludzi z ich punktu widzenia czy składamy życzenia podszyte (ale tak dyskretnie, żeby nikt nie zauważył) krytyką? Z takiego dialogu na pewno nie wyniknie nic konstruktywnego. Takie życzenia jeszcze nigdy nikomu się na nic nie zdały. Życzenia pojawiają się same, w miarę potrzeb. I to chyba naszych potrzeb, bo są to Nasze “serdeczności”.

W tym roku życzę wam (tak, życzę wam tego), abyśmy przy wigilijnym stole znaleźli czas na to, aby sobie podziękować. Chciałabym podziękować mojej mamie za to, jakim wsparciem obdarza mnie na co dzień. Chcę również podziękować mojemu tacie za naukę stanowczości i pokory. Dziękuję mojemu dziadkowi za te wszystkie lata, kiedy woził mnie po parę godzin w wózeczku. Mojej cioci za spełnianie marzeń. Moim przyjaciołom. Za to, że są i za spędzone wspólnie chwile. Powodów, by dziękować jest wiele.  Ale to moje życzenie i możesz się ze mną nie zgadzać.

W tej zadumie słyszę, jak stół stoi, jak metalowa łyżka jest układana obok noża, słychać jak mróz bierze na noc, a dwanaście potraw powoli stygnie na świątecznym obrusie, jak płomienie w świecach tańczą, a opłatki podsychają rozłożone na tacy. W takiej to atmosferze zrodziły się refleksje. Nauczmy się doceniać siebie za to, jacy jesteśmy naprawdę. Nauczmy się dziękować. Dziękuję wam dziś za bycie ludzkim. Człowiekiem z wadami, ale pięknymi czynami. Czynami, za które warto dziś wyrazić wam wdzięczność.

Pomyślisz dziś pięknie o swoich bliskich?

Zdjęcie: Debby Hudson on Unsplash
Edycja i korekta: Dorota Łaski