Ludzie Bielska-Białej: Młody człowiek i góry

Bartosz Baturo jest osiemnastoletnim bielszczaninem, który pasjom podporządkowuje całe swoje życie. Ma ich wiele, lecz to, w czym aktualnie spełnia się najbardziej, to… Freeride. 

Skąd wzięło się u ciebie zamiłowanie do sportu?

Od małego byłem żądny przygód. Moi rodzice często chodzili w góry, dzięki nim stały się one i dla mnie bardzo bliskie. Na nartach jeżdżę od czwartego roku życia i nie przestało mnie to fascynować. Mając 16 lat zapisałem się do Speleoklubu w Bielsku-Białej (Klub Taternictwa Jaskiniowego) i to otworzyło mi drzwi na wiele możliwości. Mogłem się wspinać, przemierzać jaskinie, wyjeżdżać za granicę na różne wyprawy, np. na czterotysięcznik Barre des Ecrins we Francji. Klub nauczył mnie jak ocenić bezpieczeństwo, jak się prawidłowo wspinać.

By wszystko, co robię pogodzić czasowo, postanowiłem uczyć się w domu. Dla mnie jest to idealnym rozwiązaniem, ponieważ jestem w stanie iść swoim rytmem – uczę się kiedy jest na to czas, trenuję, gdy są do tego warunki.

Czym jest freeride?

Freeride, to odmiana narciarstwa i snowboardu, polegająca na zjeżdżaniu w miejscach do tego nieprzygotowanych. Częstymi dodatkami do jazdy są skoki i różne „triki” w powietrzu.  

Odbywają się zawody freeridowe, na których sędziowie oceniają uczestników według pięciu kategorii: 

  1. Wybór linii zjazdu (kreatywność)
  2. Kontrola nart
  3. Technika
  4. Płynność (nie powinno się zwalniać lub zatrzymywać)
  5. Tzw. Air and style (skoki i ewolucje w powietrzu)

Jeździ się pojedynczo, a na starcie każdy otrzymuje 50 punktów i może zdobyć więcej, albo stracić za brak kontroli. Maksymalnie można zdobyć 100 punktów. 

Jak zaczęła się twoja przygoda z tym sportem?

Jeździłem freeride, zanim jeszcze wiedziałem, że coś takiego istnieje. Jazdy na nartach uczyłem się sam, czasem z pomocą kolegów, rodziców. Od najmłodszych lat wytyczałem swoje szlaki, z tego głównego raczej zbaczałem. Poza trasą jest i zawsze była przygoda. Skakałem po górkach, mijałem się z drzewami, a na dole pojawiałem się czasem nawet po kilku godzinach.

Nie pamiętam dokładnie od czego pasja do takiej jazdy się zaczęła. Pewnie zobaczyłem jakiś filmik na jednym z festiwali górskich. Wtedy kupiłem sobie pierwsze narty do freeride’u.

Bierzesz udział w zawodach freeride. Jak się do nich przygotowujesz?

Dużą częścią przygotowań są wyprawy w góry, jazda na rowerze… Lubię spędzać czas aktywnie. Teraz, jesienią  – gdy jest tak zwany „off-sezon” dochodzi siłownia, która jest niezbędna, by być w formie, gdy pojawią się warunki. Cztery treningi na siłowni tygodniowo i jeszcze jeden w parku trampolin. Jest wiele różnych stylów jazdy freeride, ale ja lubię jazdę playful, czyli żywą, z wieloma skokami i rotacjami, przez co muszę być bardzo sprawny i dobrze wygimnastykowany. Staram się słuchać swojego ciała i wiedzieć kiedy jest czas na jakąś aktywność, a kiedy na regenerację.

W 2017 r. kupiłem wymarzone narty – Atomic Bentchetler i ruszyłem na nich w góry. Na początku jeździłem tylko w Beskidach. W drugim sezonie „świadomego już freeridowania” zgłosiłem się jako wolontariusz na zawody Freeride World Qualifier. W następnym roku pojechałem na swoje pierwsze zawody Freeride Junior Tour w Obertsdorfie, na których zdobyłem 8 miejsce. Tam też skoczyłem swoje pierwsze dropy (skoki ze skał). Od tego momentu działo się dużo: Hiszpania (niestety zawody odwołano), Andora (nastąpiła wywrotka i w rezultacie zająłem 21 miejsce). Kolejna była Norwegia, gdzie zająłem 3 miejsce, a tym samym zdobyłem pierwsze podium juniorów w historii Polski. 3 skoki, 0 przewrotek, dużo punktów na plus, tylko 5 na minus.

Zawody niestety sporo kosztują. Chciałbym pozyskać sponsorów, by móc jeździć więcej niż na cztery w sezonie.

Kto cię inspiruje do jazdy?

Moją ogromną inspiracją jest amerykański narciarz i artysta malarz – Chris Benchetler. Widać, że on robi to dla siebie, nie dla osiągnięć sportowych. Kocha freeride i ma swój styl, a to jest rzeczą najważniejszą.

A co z lękiem? Freeride wydaje się być bardzo niebezpiecznym sportem.

Podchodzę do tego w ten sposób, że zginąć można wszędzie. Lęk nie towarzyszy mi często, choć zdaję sobie sprawę, że jest to sport dość ryzykowny. Do wypadków dochodzi w przeciągu sekund, nie ma czasu na większe zastanawianie co w danej chwili zrobić.

W moim drugim sezonie freeridowym miałem wypadek. Spadłem kilka metrów z niewidzianego wcześniej progu skalnego. To doświadczenie pozostawiło po sobie dziurę w kolanie, a ja już na zawsze zapamiętam, że trzeba dobrze wiedzieć jak wygląda teren, który planuje się przemierzyć. Z doświadczeniem i pewną wiedzą ryzyko jest częściowo zmniejszone.

W przyszłości planujesz kontynuować jazdę freeride?

Freeride jest dla mnie poczuciem totalnej wolności, dzięki niemu wiem co to znaczy być „in the moment”, więc jeżeli ten sport nie przestanie być dla mnie frajdą, oczywiście, że będę dalej to robił. Oprócz tego chciałbym brać udział w produkcjach filmowych, w których będę mógł jeździć freeride, a także w niedalekiej przyszłości być przewodnikiem wypraw badawczych w góry. To miejsce zawsze będzie dla mnie ważne i pełne niezwykłych wspomnień.

Zdjęcie: archiwum domowe – Bartosz Baturo
Edycja i korekta: Dorota Łaski