Wszystko, co lubię w tobie – recenzja „Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą” Katarzyny Tubylewicz

Pakuję ostatnie rzeczy do torebki. A! Jeszcze klucze. Jestem gotowa. Zamykam za sobą porządnie drzwi i stanowczym krokiem zmierzam w umówionym kierunku. W powietrzu czuć delikatną duchotę sierpniowego wieczoru. Tak rozpoczyna się moja szwedzka randka w ciemno.

Spotykamy się na miejscu. Nieznany głos rozlega się za moimi plecami. Odwracam się w jego stronę. Jest niesamowicie piękny, taki nowoczesny i uwodzicielski. Od razu zauważam cechy mające oddać jego indywidualizm. Chcę poznać go bliżej.

Zaczynamy rozmowę. Od razu zakochuję się w jego zalotnym tonie. Styl wypowiedzi pasuje do ludzi pochodzących raczej z elitarnych grup. Interesuje się sztuką, kulturami innych krajów oraz żeglarstwem. Głosuje na partię lewicy i najważniejsze – mieszka na Södermalm (sic!). Czuć więc, że jest lekkim snobem, ale również smakoszem życia.

To powierzchowne spotkanie pozostawia długo uśmiech na mojej twarzy, lekki rumień na policzku i niezliczoną liczbę snutych historii o przyszłości w głowie.

Letni romans trwa… krótko. Jednak pozostanie mi po nim pamięć po domku letniskowym, do którego mnie zabrał, po popołudniowych piknikach na trawie, każdym wspólnym celebrowaniu Fiki (szwedzki coffee break, lunch), szalonych chwilach i poczucie wolności, jakiego doświadczyłam przy każdym spotkaniu. Zapytasz więc pewnie: co poszło nie tak?

„Miasta są jak niesamowicie piękne osoby, które po głębszym poznaniu nie dają ci w zamian tego, czego oczekujesz. Wasz kontakt jest zbyt powierzchowny. Sztokholm jest fascynujący […]. Jednocześnie czuję, że to miasto mnie od siebie odpycha” – przeczytacie w książce Katarzyny Tubylewicz „Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą”. Na pierwszy rzut oka niezwykle harmonijny, wolny i radykalny. Przy bliższym poznaniu okazuje się niesamowicie podzielony, zawiły i niesprawiedliwy. Pełen jest ukrytych kodów społecznych, które regulują życie i interakcje. Czy to jest ta wolność, z której słynie Sztokholm?

To nie jest zwykły przewodnik.

Nie jest to randka w ciemno, która odkryje tylko te najlepsze karty, rozkocha do szaleństwa, by po chwili rozczarować, bo nie dostałaś tego, czego oczekiwałaś. Zawsze irytował mnie ten brak odwagi, by otwarcie, bez ogródek mówić także o wadach, a nie tylko rozpływać się nad walorami. Moim zdaniem nie jest tak ważny opis każdego zabytku czy restauracji, do której oczywiście z podkreśleniem na „koniecznie” musisz pójść, bo … co się stanie jak nie pójdziesz? No właśnie.

W tej książce nie znajdziesz więc tego, co oferuje klasyczny przewodnik, którego być może nawet w jednej sztuce, nie posiadasz na swoim regale. W końcu nie od dziś dysponujemy szerokopasmowym łączem internetowym, które umożliwia dostęp do tego typu informacji w momencie. Autorka nie stworzyła pochwalnej listy pt. „Wszystko, co lubię w tobie”. Co więc może wam dać ta książka? Jak pisze Katarzyna Tubylewicz we wstępie: „To opowieść o duszy miasta, o jego mieszkańcach i problemach, które są w rzeczywistości uniwersalne dla wielu krajów i miast”. Możecie więc przyjrzeć się szwedzkiemu społeczeństwu, posmakować kultury, mentalności i rzeczywistości politycznej. Rozsiąść się wygodnie, aby zerknąć wstecz i zagłębić się delikatnie w historię, która tłumaczy wiele. Choć Sztokholm patrzy w PRZÓD, wy podejdźcie do tej podróży holistycznie. Miejcie w trakcie tej lektury odrobinę dystansu i nie pozwólcie, aby kontrolę nad wami przejęły emocje. To jedna z ważniejszych lektur podróżniczych, których na półkach trafia się niewiele. „Miasto to jeszcze jedna soczewka, przez którą warto spojrzeć, żeby zrozumieć lepiej innych, a przy okazji przyjrzeć się także sobie i miejscu, z którego się pochodzi”.

Miejsce pochodzenia ma dla sztokholmczyków szczególne znaczenie! Determinuje tu styl życia, pozycję społeczną. „Podaj mi swój adres, a powiem ci, kim jesteś” – głosi tytuł jednego z rozdziałów. Stanowi kolejny przykład tego, jak „posegregowanym” miastem jest Sztokholm. Jednak na takie informacje nie natkniecie się w klasycznym przewodniku. Takie smaczki może przekazać jedynie osoba o niezwykłej wnikliwości, która stąpa poza utartymi szlakami, wytyczając własne. Przemierzy wiele razy wzdłuż i wszerz to samo miejsce, aby doświadczyć jak najwięcej i ujrzeć przemianę, jaką przechodzi dane miejsce.

Katarzyna Tubylewicz chce sprawić, aby Sztokholm stał się też troszkę waszym miastem. Choć możesz nigdy do niego nie trafić, po lekturze tej książki pozostaniecie z wrażeniem, jakbyście go dobrze znali. Choć z początku powiało nieco ponuractwem, to z tej opowieści bije mnóstwo dobrej energii i na pewno ją poczujecie. Zresztą, jak to bywa w tych wszystkich powierzchownych znajomościach, nawet z nich da się wyciągnąć coś dla siebie. Sami pewnie na końcu stwierdzicie, że napiszecie własną listę pt. „Wszystko, co lubię w tobie”.

Katarzyna Tubylewicz, Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą, Wydawnictwo Wielka Litera, Warszawa 2020.

Recenzja ebooka powstała dzięki współpracy z portalem Publio. Dziękujemy za tę możliwość! A już niebawem kolejne teksty w ramach patronatu.

Zdjęcia: Karolina Rączka
Korekta: Angelika Ogrocka