Język jest płynny, czyli spór o żeńskie końcówki

To, że aktualnie poziom naszej komunikacji jest na tak zaawansowanym poziomie, zawdzięczamy tysiącom lat ewolucji, rozwoju i zmian języka. Gdyby język od początków ludzkości pozostawał w takiej samej postaci, wiele zjawisk nie posiadałoby swoich nazw, a zakres naszego słownictwa byłby znacznie uboższy. Dlaczego więc tak niechętnie podchodzimy do zmian, jakie aktualnie zachodzą w naszym języku ojczystym?

O tym, jak bardzo niejednoznaczny i zawiły jest nasz język, pisze się całe tomy naukowych publikacji, czemu trudno się dziwić. Wystarczy przypomnieć sobie szkołę podstawową i naukę ortografii, którą doskonalimy przez całe życie, a która i tak lubi nas zaskakiwać. Historia języka polskiego swoje początki ma w średniowieczu – to właśnie wtedy obok łaciny rozwijały się języki narodowe. I choć zaczynaliśmy od skromnych kilku polskich imion i nazw geograficznych w łacińskich dokumentach, to okres staropolski był momentem w historii, który przyniósł nam również pierwsze druki w języku polskim, takie jak słowniki czy modlitwy. 

Płynność języka jest doskonale zauważalna – wystarczy porównać utwory pisane dzisiaj z tymi tworzonymi 50 lat temu. Normalnym jest, że język zmienia się pod wpływem najróżniejszych czynników, takich jak np. oddziaływanie innych języków – w polszczyźnie funkcjonuje bardzo wiele zapożyczeń z języka czeskiego, łacińskiego czy też niemieckiego. Również popularyzacja angielszczyzny jest dobrze widoczna. Bardzo często zapominamy jednak, że język polski nie kształtował się tylko w okresie średniowiecza czy baroku, ale robi to cały czas. Tego właśnie wymaga od niego rozwijający się wokół świat, cały czas idący do przodu i stawiający kolejne wyzwania, którym, żeby móc się skutecznie komunikować, musimy podołać.

Historia feminatywów w języku polskim sięga okresu przedwojennego, kiedy to wraz z emancypacją kobiet na przełomie XIX i XX w. rozpoczęto starania o pewną symetrię w języku. Stąd też w słownikach z tamtego okresu zauważyć można znacznie więcej form żeńskich. Strzelczyni, mówczyni, słuchaczka, komendantka, bojowniczka i chirurżka były wtedy na porządku dziennym. Dzisiaj na ich dźwięk podnoszą się wzburzone głosy.

Po wojnie, kiedy kobiety zaczęły być lepiej widoczne w życiu społecznym, nazwy zawodów na powrót zaczęły się maskulinizować, co spotkało się z pewnym oporem. Po wielu latach istnienia odpowiednich jednostek leksykalnych stosowanie form męskich w odniesieniu do kobiet było w odczuciu części społeczeństwa niesłuszne. Nazwy żeńskie z wykładnikiem -ka zostały jednak przez wielu uznane za mało oficjalne, lekceważące, ujmujące powagi. Wobec tych zarzutów zaczęto skłaniać się ku wyrażeniom pani kierownik, pani rektor zamiast kierowniczki czy rektorki. 

Ważnym epizodem w historii polskich feminatywów jest okres PRL-u. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że wyrządził on duże szkody w procesie feminizacji nazw zawodów przez swoje wybiórcze traktowanie tej formy językowej. Wraz ze zmianą rodzaju gospodarki państwowej aktywizowano zawodowo kobiety do pracy w przemyśle i rolnictwie; stąd też zaczęły pojawiać się formy takie jak traktorzystka, brygadzistka czy kolejarka. I choć wydawać się to może całkiem przyjaznym gestem, to należy dodać, że to właśnie w tym czasie powrócono do użyć generycznych, czyli określania zarówno mężczyzn, jak i kobiet jedną męskoosobową nazwą. To wtedy pojawiło się przekonanie, że w przypadku funkcji i zawodów postrzeganych przez społeczeństwo jako bardziej prestiżowe lepiej brzmi forma męska, natomiast nazwy profesji niższej rangi pozostały bez zmian bądź też przyjęły formy feminatywne. Widzimy to doskonale dzisiaj, kiedy używamy słów sprzątaczka, prostytutka, a zaraz później profesor, architekt, chirurg.

Argument, że feminatywy brzmią po prostu śmiesznie i dziwnie, wynika z pewnej zależności. Jeśli nie używamy czegoś na co dzień, nie będzie to dla nas czymś naturalnym, i tak samo jest w przypadku żeńskich końcówek. Kiedy cała nasza przestrzeń wypełniona jest formami męskimi, słowo chirurżka musi budzić kontrowersje, nawet pomimo jego poprawności gramatycznej. Rada Języka Polskiego w swoim oświadczeniu z posiedzenia plenarnego z 25 listopada 2019 r. pisze, że większość argumentów przeciw tworzeniu form żeńskich nie ma żadnych podstaw i ważne jest, aby dbać o możliwie jak największą symetrię językową, nie zapominając o tym, że to do nas, osób mówiących, należy decyzja o stosowaniu tych form. 

Należy jednak zauważyć, że ten problem językowy nie jest taki prosty, jak wielu myśli. Dotyczy on nie tylko kobiet, a również mężczyzn pracujących na stanowiskach społecznie uznawanych za „żeńskie”: mężczyzn nauczających w przedszkolach czy zajmujących się makijażem, kosmetyką. Brak odpowiednich terminów sprawia, że te grupy stają się niewidoczne, pomijane, a to ma daleko idące skutki, które często kończą się tragicznie. Można przytoczyć tutaj przykład testów bezpieczeństwa, jakie przechodzą samochody. Z racji iż docelowo manekin reprezentował mężczyznę (no, bo przecież mamy kierowcę, prawda?), badania przechodziły bez problemu. Kiedy jednak zauważono problem i przetestowano te auta z lżejszym i mniejszym manekinem, okazało się, że ich zdawalność znacznie spadła. Wniosek jest bardzo prosty i przerażający: auta są mniej bezpieczne dla kobiet. I są badania przeprowadzane za pomocą analizy ryzyka przy takich samych wypadkach – dla kobiet i dla mężczyzn – a ich wyniki nie są pocieszające; potwierdzają, że ryzyko obrażeń u kobiet jest wyższe. Znacznie wyższe. 

Powracające dyskusje na temat feminatywów tylko pokazują, jak bardzo nasz język jest płynny i zmienny. Nie jest czymś, co można wsadzić do pozłacanej skrzynki i zamknąć na kłódkę, unieruchamiając go na zawsze. Język będzie się zmieniał, bo zmienia się świat i zmieniają się ludzie. Oprócz żeńskich końcówek przed polszczyzną stoi jeszcze wiele innych wyzwań, takich jak chociażby formy neutralne i próba znalezienia niebinarności w naszym binarnym języku. Jedno jest pewne: to, jaki kształt przybiera nasza polszczyzna, zależy tylko i wyłącznie od nas.

Artykuł ukazał się w: https://redakcjabb.pl/magazyn/11-wiosna-lato-2020

Korekta tekstu: Agnieszka Pietrzak
Grafika: Zuza Michalik