Iść w nieznane

Porzucić schematy narzucane młodym ludziom i stworzyć swój własny tor rozwoju? Sebastian  postawił na freeskiing, sztukę, muzykę oraz podróże. Na początek porównaliśmy jego rzeczywistość z życiem rówieśników. Zastanówcie się nad swoją przyszłością, zanim ulegniecie jakimkolwiek kalkom.

Korpokaganiec
Sebastian: Pracowałem przez chwilę w korporacji architektonicznej. Dostawałem fajną kasę, ale nie miałem na nic czasu. Będąc w wygodnej pozycji, poczułem, że tracę wolność, dlatego postanowiłem odbić od kanonów, w których nie czułem się dobrze, i zacząłem działać freelancersko. Wybrałem branżę, w której mogę oddziaływać na społeczeństwo.

Czasem ludzie idą w stronę komfortu i korporacji, bo ta struktura daje możliwość uwierzenia w siebie, ale z drugiej strony zakłada kaganiec. Łatwo jest stracić dystans, dochodząc do pozycji managera przez parę lat. Moja rada brzmi: jeśli masz wizję, to idź w nią!

Perpetuum mobile 
Czym jest równowaga życiowa? Jedni o niej marzą, a drudzy uznają ją za mit. Mimo tego każdy ma swoją receptę na „utrzymanie stałości parametrów wewnętrznych”, która pomaga ogarnąć chaos.

Sebastian: Sport, muzyka i malowanie to podstawy mojego życia, a łączy to wszystko podróżowanie. Wybrałem taki tryb życia, żeby nie rezygnować z pasji. Odkryłem, że one wpływają na siebie wzajemnie i każda ma inną funkcję. Narty to sposób na ładowanie baterii oraz poczucia wolności i jedności z naturą. Gdy nie mam weny, idę do snowparku albo buduję hopę*, wtedy pobudzam swoją kreatywność. Jestem samoukiem i gram m.in. na basie. Muzyka jest wentylem dla emocji, tych dobrych i złych. Podczas jammowania** z innymi ludźmi ma miejsce taka wymiana myśli, że od razu otwiera mi się głowa. Bawiąc się muzyką,  pielęgnuję wrażliwość, ale jednocześnie ma to wpływ na poczucie rytmu w wykonywaniu trików na nartach.  Później wyglądają płynnie mimo wysiłku, jaki trzeba w nie włożyć.

Kiedyś mieszkałem na squacie
Niektórzy myślą, że funkcją sztuki jest głównie rozrywka, ale ona ma o wiele większą moc i nie jest zamknięta w galeriach. Wystarczy rozejrzeć się dookoła i dostrzec, jak zmienia otaczający świat, zaczynając od najbliższej okolicy.

Sebastian: Byłem typem dziecka, które zawsze miało szkicownik pod ręką i słuchawki na uszach. Kreowałem własny świat. Później na studiach zacząłem robić różne projekty: plakaty, grafiki czy ulotki dla festiwali sportowych. Po jakimś czasie zostałem zaproszony do współpracy przy tworzeniu muralu w Spiżarce Deli w Straconce. To była moja pierwsza duża ściana. Namalowałem na niej wagę, sporo warzyw i psa właścicieli w dwumetrowym formacie. To był mój życiowy staż. Następnie weszły projekty z ciuchami. Zaprojektowałem kolekcję dla firmy INTRUZ. Motyw przewodni to totemowe wzory na biało-czarnym tle. Pokazuję swoje prace w różnych środowiskach, nie tylko surfingowym i narciarskim. Od lat projektuję T-shirty dla riderów na festiwal rowerowy JOY RIDE czy kolekcje dla bielskiego The Trails.

Maestro 
Rzucić wszystko i pojechać do Portugalii? Tak było w przypadku Sebastiana, dla którego podróż jest jedną z życiowych podstaw. Gdy brakuje mu inspiracji, rusza w nieznane. Zjechał całe południe Portugalii, na początku nie mając nawet deski surfingowej.

Sebastian: Inspiracja do tworzenia bierze się z mojego podejścia do życia i obserwacji tego, co dzieje się dookoła. Ludzie za szybko biegną do przodu, zapominając o tym, co ważne. Gdyby zabrać taką osobę na tripa vanem, w momencie, kiedy straci zasięg w telefonie łącznie z wujkiem Google i wyląduje na dłuższy czas w lesie, zginie. Poprzez sztukę chcę uświadamiać, jak ważne są korzenie. Przypominam o poprzednich cywilizacjach, o tym, jak traktowały ziemię, prowadząc do harmonii. To powinno być wzorem w czasach, kiedy wszystko się nawarstwia. Ciągle powstają nowe technologie i cały ten marketing, wzajemnie się nakręcając. Wpadasz w błędne koło, bo zarabiasz hajs, a później musisz go wydawać, żeby mieć trzy samochody, a twoje dzieci chodziły w nike’ach.

Obrazy na K2 
Koszykarze mają swoje spersonalizowane buty, a Sebastian Litner projektuje stworzone pod sportowców grafiki na deskach wakeboardowych, surfingowych czy nartach. W ten sposób motywuje ich do działania – w tym nawet do walki na ośmiotysięczniku, tak jak było w przypadku Andrzeja Bargiela.

Sebastian: Z Andrzejem Bargielem znam się już od wielu lat. Pewnego dnia zadzwonił do mnie i powiedział: „Siema, Seba, pomóż, jest problem”. Tydzień przed wyprawą na K2 zostałem zmobilizowany do zaprojektowania grafiki na pięć par nart. K2 jest testem dla sprzętu. Nikt tam nie obchodzi się z nim delikatnie. Narty muszą robić robotę, a przy okazji wyglądać. Moją inspiracją były wspomnienia z okresu, kiedy mieszkaliśmy razem w Zakopcu. Wiedziałem, co jest dla niego ważne – na przykład więź z naturą, która jest ucieczką od wszystkiego. Na ostatniej parze nart namalowałem podobizny jego braci z myślą, że będą mu symbolicznie towarzyszyć podczas ostatniego, samotnego etapu. Śledziłem cały atak szczytowy. Rano otrzymałem SMS-a, że narty się spisały i dodały motywacji. Okazało się, że to pierwsza taka inicjatywa, pierwszy obraz na K2.

* – Skocznia ze śniegu.
** – Spontaniczna gra na instrumencie.

Artykuł ukazał się w: https://redakcjabb.pl/magazyn/11-wiosna-lato-2020

Korekta: Agnieszka Pietrzak
Zdjęcia: Maciek Gałuszka