Wojna Makowa
Jakiś czas temu na polski rynek trafiła druga część Wojny Makowej – nowej, porządnej
fantastyki w klimacie wschodnim. Po długich latach zachodniego fantasy, a następnie
zachłyśnięcia się Wiedźminem, wreszcie przyszedł czas na coś bardziej orientalnego.
Choć może trochę przesadziłem z tym orientalizmem, Rebecca F. Kuang jest bowiem amerykańską pisarką fantastyki chińskiego pochodzenia. W dodatku studiowała w Cambridge, a obecnie – w Oksfordzie. Z tak niesamowitym życiorysem nie dziwota, że jej debiut literacki był aż tak dobry.
A teraz trochę o pierwszym tomie serii. Wojna makowa przedstawia czytelnikom losy Rin, prostej dziewczyny z Prowincji Koguta – krajowej biedoty. Uciekając przed zamążpójściem, bohaterka złapie się swojej ostatniej deski ratunki i postara się o stypendium w Akademii Sinegardzkiej, najlepszej szkoły wojskowej cesarstwa. Jak nietrudno się domyślić, udaje jej się.
I w tym miejscu pozwolę sobie skończyć ze spoilerami. Co czeka Rin w Akademii? Zdradzę tylko, że zarówno miłośnicy Harry’ego Pottera, jak i Ataku Tytanów nie będą zawiedzeni! Ciekawe i z pozoru niepasujące do siebie połączenie? A jednak! Odniesienie do twórczości J. K. Rowling nie jest tu przypadkowe. Tak naprawdę styl prowadzenia narracji Kuang jest bardzo podobny. Widać to w opisach dni spędzonych przez Rin w Akademii Sinegardzkiej, w rozwijaniu wątków tajemnicy i częstych rozmów między postaciami, które ukazują nam ich charakter.
A co ma wspólnego Wojna makowa z Atakiem Tytanów? Tylko to, co najlepsze! Zmyślne zabiegi strategiczne i taktyczne, sporo zwrotów akcji, niespodziewanych sojuszy i niewdzięcznych zdrajców. Bo tak naprawdę zawartość książki nie odbiega od swojego tytułu. Jest w niej naprawdę dużo wojny. Przedstawionej z wielu różnych perspektyw. Od dramatu postronnych ofiar, przez radosne okrzyki zwycięzców, po nienawiść i gniew pokonanych – historia opisana w Wojnie makowej jest związana z silnymi emocjami.
Czytając, trzeba jednak pamiętać o jednym – Rin nie jest typowym archetypem głównej bohaterki z powieści fantasy dla młodzieży. Nie myśli i nie działa jak większość ludzi. Widać w niej emocje i rywalizujące ze sobą uczucia. To postać bardzo mocno związana z ogniem. Nie tylko fabularnie, ale również przez swoją naturę. Jest żywiołowa, gniewna, momentami irracjonalna czy działająca zbyt pochopnie. Utożsamienie się z nią może wymagać pewnej wprawy.
A co z Republiką smoka? Książce udało się uniknąć kompleksu drugiego tomu. Grubsza o dwieście stron od pierwszej części trylogii, opowiada historię wojny. Kolejnej wojny w życiu Rin, która nie obędzie się bez ofiar. Kuang świetnie przedstawiła rozwój swojej bohaterki, a także skomplikowała relacje łączące ją z innymi. Świat, w którym ledwie co się odnalazła, stał się nagle znacznie bardziej skomplikowany. Niecne intrygi zaskakują swoją złożonością, a ilość zła, z którym dziewczyna będzie musiała się zmierzyć, przerasta wszelkie oczekiwania. A wierzcie mi – po pierwszym tomie serii można spodziewać się naprawdę wielu potworności w kontynuacji.
Pozostaje mi napisać trochę o wadach Wojny makowej. Jako debiutancka seria Kuang sprawdza się ona znakomicie – to wciągające, orientalne i bardzo dobre spojrzenie na fantastykę. Gdyby jednak zacząć rozpatrywać poszczególne wady trylogii, znaleźlibyśmy ich więcej niż kilka. Zaczynając od irracjonalnej, często ignorującej zagrożenie Rin, na logicznych błędach kończąc. Niektóre żarty czy dialogi okupione są niepasującymi do charakterów postaci wypowiedziami, a choć rozmach i złożoność niektórych intryg robi spore wrażenie, to już sposób głównej bohaterki na wykaraskanie się z kłopotów często rozmija się z przypadkiem tylko o kilka centymetrów.
Dlaczego więc Wojna makowa jest tak niesamowita? Nie mam pojęcia. Kuang skonstruowała historię, którą bardzo przyjemnie się czyta. Jej potknięcia nie rażą tak bardzo, a momenty, w których wszystko zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni, jest naprawdę sporo i każdy z nich przyprawia czytelnika o skok adrenaliny. Pozostaje mi więc czekać na premierę ostatniego tomu historii.
A wy? Mieliście już styczność z Wojną makową? Co o niej sądzicie? Podzielcie się swoją opinią w komentarzu!
Grafiki: dzięki uprzejmości Wydawnictwa Fabryka Słów