CEL: Studia – University of Cambridge

W dziennikarstwie tak bywa, że niepozorne pytania owocują zaskakującymi odpowiedziami. Tak właśnie wydarzyło się w rozmowie z Marcelem Chojnackim, który studiuje w Cambridge i zarówno o uczelni jak i prozie życia studenckiego ma ciekawe przemyślenia.

1. W jakim mieście studiujesz, na jakiej uczelni i na jakim kierunku?

Studiuję na University of Cambridge w Cambridge nauki przyrodnicze z zacięciem biologicznym (Natural Sciences Biological). Na pierwszym roku obejmowało to ogólny wstęp, obecnie poznaję arkana farmakologii, patologii i biochemii z biologią molekularną.

2. Co było dla Ciebie największym zaskoczeniem po rozpoczęciu studiów?

Swobodna atmosfera, jaką cechuje się ten uniwersytet przy bliższym poznaniu, mimo swojej długiej historii. W Cambridge istnieje system mentoringu na kształt seminariów, jednak w bardzo małych grupach; na ogół przypada dwóch-trzech studentów na prowadzącego, który się nimi opiekuje. Szczególnym zaskoczeniem było dla mnie to, że prawie wszystkie osoby prowadzące zajęcia, na ogół po doktoracie, niekiedy z profesurą, ze znaczącą liczbą publikacji na koncie, kazały się zwracać do siebie po imieniu. Na wstępie bardzo rozluźniało to atmosferę. Większość z nich na wejściu pytała nas ze szczerym zaangażowaniem, jak się czujemy i czy ilość zadań nas nie przytłacza. Z wieloma mogłem też porozmawiać, gdy coś mnie gryzło. 

Warto dodać, że wszystkie strapienia życiowe, które mogą nas spotkać, nie tylko nie są tabu, także kadra bardzo stara się nam pomóc. Uniwersytet opłacił mi nawet prywatnego psychiatrę i wizytę u bliskiej mi osoby, żeby pomóc mi przepracować problemy i suplementować nowe, dobre wspomnienia. Pojęcie dobrobytu studenckiego jest pojmowane holistycznie, tak jak zresztą powinno, i uznawane jest za podstawę do osiągnięć akademickich.

3. Czego najbardziej się obawiałeś przed rozpoczęciem? Jak sobie z tym poradziłeś?

Finansów! Bałem się finansów, ale ostatecznie przeżyłem, mimo że zrealizował się najgorszy możliwy scenariusz i była to wyboista przejażdżka. Moje stypendium przybyło dopiero w wakacje po pierwszym roku studiów. Niczym dawna polska szlachta przeżyłem rok praktycznie bez pieniędzy! Pomogli rodzice, a także uniwersytet, który dotrzymuje słowa i nie pozwala nikomu zrezygnować ze studiów ze względów finansowych.

Jestem zdania, że tak na ogół bywa; jakiego by sprawy nie przybrały obrotu, to minie i/lub da się je rozwiązać, choć może trzeba poczekać i nieco zagryźć zęby. Oczywiście łatwo o tym zapomnieć w wirze zdarzeń, ale gdy nastanie chwila spokoju, trzeba się zatrzymać i pomedytować ową chwilę nad faktem, że wszystko jakoś się ułożyło. Nie jest to do końca naukowe i statystyczne podejście, ale filozoficznie już można założyć, że ten cykl się powtórzy – znowu wyjdziemy na prostą, znowu jakoś to będzie, o ile tylko będziemy spokojnie na to pracować. 

Czasem, notabene, ta praca może być nieoczywista, bowiem obejmuje właśnie czekanie. Wielu ludziom wydaje się, że czekanie jest przeciwieństwem pracy, że to bierność, a jednak w sytuacjach, gdy coś jest poza naszym wpływem, to nie tylko zostaje czekanie, lecz czekanie staje się sztuką. To moja filozofia na trudne, dłużące się czasy, a także ważna lekcja, którą wyciągnąłem z pierwszych kłopotów, które przytrafiły mi się podczas studiów.

4. Co planujesz po studiach?

Mam nadzieję, że za jednym zamachem uda mi się zrobić BA (przyp. red. licencjat), jak i zakwalifikować się na czwarty rok nauki, żeby zdobyć MSci (przyp. red. magister z przedmiotów ścisłych). Postawi mnie to w o wiele lepszej pozycji, jeśli chodzi o prowadzenie własnych badań. 

Potem rzucę się w wir pracy, jaką mogę wykonywać z tymi kwalifikacjami. Moim priorytetem jest praca w angielskim szpitalu jako kliniczny biochemik, a do tego prowadzenie badań. Co do tego ostatniego – nie mam i nie chcę mieć zbyt dokładnej wizji; interesuje mnie praca z przeciwciałami, zwłaszcza w immunoonkologii. Przede wszystkim chcę zobaczyć, jakie projekty będą się pojawiać, gdy już zacznę pracę. Pozwolę im mnie zainspirować i porwać.

Potem, o ile okoliczności pozwolą, dalsze kwalifikacje. Chciałbym dopiąć moją edukację w jednym obszarze na ostatni guzik, a więc dorobić się doktoratu, może profesury. Do tego zacząć kolejne studia pierwszego stopnia – medycynę. Marzy mi się też stopień z nauk humanistycznych i społecznych. Jest jeszcze wiele kierunków, które mógłbym z radością ukończyć. 

5. Co możesz doradzić osobom, które stoją przed wyborem studiów lub czy w ogóle pójść po maturze na studia?

W polskim społeczeństwie istnieje parcie na to, by iść na studia; byle jakie, ale studia. Na ten problem składa się wiele czynników, ale żeby go wyeliminować, zmiany są potrzebne przede wszystkim w systemie nauczania. Brak dobrych miejsc pracy również ma tu wielkie znaczenie.

Zachęcam do wyłamania się wbrew społeczeństwu. Jeśli ktoś nie czuje, że nauka na uniwersytecie jest dla niego, nie powinien się zmuszać. Stwierdzić coś takiego to jednak sztuka. Łatwo pomylić zrażenie do systemu edukacji ze zrażeniem do samej edukacji; a wielką stratą jest przepuścić dostęp do kwalifikacji, gdy człowiek jest ciekawy wiedzy, natomiast nie dogaduje się z systemem. 

Ostatecznie pójście na studia to tylko kilka lat. Praca w wymarzonym zawodzie, który wymaga wyższego wykształcenie, często związana jest z nieustannym samokształceniem, a uniwersytet staje się zaledwie ułamkiem na tej drodze. Zaryzykuję stwierdzenie, że to się opłaca. I to nie ze względów finansowych, a właśnie ze względu na wolność w przyszłości. Na wolność robienia tego, co się lubi i otrzymywania za to godnego wynagrodzenia. W ostatecznym rozrachunku więcej jest z tego przyjemności niż męczarni z systemem. O ile nie ma innych przeciwwskazań, o czym każdy musi już zdecydować sam. Należy pamiętać, że studia są inne niż szkoła, nieco mniej ograniczające.

Nie ma też co się spieszyć. Kolejną niedocenioną rzeczą w Polsce jest gap year, rok przerwy lub więcej, przed rozpoczęciem studiów. Czas, żeby zdecydować, na jaki kierunek chcemy iść, o ile w ogóle, czy żeby właśnie odpocząć od sztywnego systemu. Żeby spróbować innych możliwości na rynku pracy. To czas, kiedy można sprawdzić, czy może nie mamy już na obecnym poziomie dostępu do pracy, która pozwala nam się spełnić, a może nawet mentalnie odpocząć mimo fizycznego zmęczenia. A przy okazji już nigdy nie dostawać zadań domowych.

Zdjęcia: archiwum prywatne
Korekta: M