DKMS

O tej inicjatywie na pewno słyszeliście, bo DKMS działa w Polsce od 2008 roku. Misją Fundacji jest znalezienie dawcy dla każdego pacjenta na świecie potrzebującego przeszczepu krwiotwórczych komórek macierzystych z krwi lub szpiku kostnego.  

Jednym z najważniejszych wydarzeń Fundacji są Dni Dawcy Szpiku organizowane w różnych miastach. Ich zadanie jest proste- szerzenie wiedzy na temat dawstwa szpiku oraz rejestracja potencjalnych dawców. DKMS jako jedyna w Polsce baza dawców szpiku daje również możliwość rejestracji drogą internetową. Po takim zgłoszeniu otrzymacie pocztą zestawy rejestracyjne wraz z pałeczkami, którymi pobieramy wymaz z wewnętrznej strony policzka – materiał genetyczny niezbędny do badania.   

Dlaczego Wam o tym mówimy? Jakiś czas temu w naszej szkole odbyły się zapisy na oficjalnych dawców szpiku, a my postanowiłyśmy zaangażować się jeszcze bardziej i zostać wolontariuszkami. Chodziłyśmy po okolicznych szkołach, zachęcając pełnoletnich uczniów do udziału w akcji.  Przy okazji, podczas prezentacji dla naszej klasy, dowiedziałyśmy się, że nasza wychowawczyni – Beata Godek (nauczycielka fotografii) – była już dawcą. Zafascynowane jej historią poprosiłyśmy, aby nieco nam o tym opowiedziała.  

Jak dowiedziała się Pani o fundacji? Czy przed dołączeniem do akcji miała Pani jakieś wątpliwości? 

Zadział zupełny przypadek. Gdy ja chodziłam do szkoły, nie było jeszcze mowy o przeszczepianiu komórek macierzystych, raczej zaczynało się mówić dopiero o przeszczepach serca i innych narządów. Temat Fundacji – jak to w życiu często bywa – zrodził się z potrzeby chwili, w oparciu o historię cierpiącej na białaczkę żony Petera Harfa – pomysłodawcy, dla której jedyną szansą było przeszczepienie szpiku od niespokrewnionego dawcy. U mnie także wszystko zaczęło się od przypadku.  

Właściwie oficjalnie nigdy nie zapisałam się jako dawca, po prostu przyszedł moment, w którym ktoś był w potrzebie, a ja akurat znalazłam się obok. Wierzę, że to nie był przypadek. Plątanina ludzkich losów, miejsc i zdarzeń ma jakiś swój sens, mimo że czasami wydaje nam się, że jest go kompletnie pozbawiona.   

Zdradzi Pani więcej, co to był za moment? 

Córka kolegi, siedmioletnia Angelika, zmagała się przez ponad rok z silnym bólem gardła. Zdaniem lekarzy wszystko wskazywało na anginę. Ponieważ jednak stan ten wydawał się być chroniczny, przeprowadzano kolejne badania, aż okazało się, że dziewczynka cierpi na ostrą białaczkę szpikową. I wtedy zaczął się dramat rodziny. Wiecie, jak to jest, jeśli ktoś z przyjaciół czy znajomych ma problem, to wszyscy wokół starają się pomóc. Zawsze w takich przypadkach poszukiwanie zgodności tkankowej zaczyna się od najbliższej rodziny. Niestety, czasem się nie udaje. W przypadku Angeliki zgodności w rodzinie nie było.

W sytuacji, gdy dochodzi do pobrania szpiku z talerza kości biodrowej, nie trzeba szczególnie się do tego zabiegu przygotowywać. Ze względu na znieczulenie ogólne dawca z reguły jest przyjmowany do kliniki na jeden dzień przed zabiegiem. 

Wszyscy przyjaciele, znajomi – a było nas sporo – postanowili się przebadać. To w pierwszej chwili była najprostsza i najbardziej oczywista rzecz, jaką mogliśmy zrobić w geście solidarności z rodziną. Umówiłam się na badanie krwi w najbliższej przychodni. I tak się zaczęła moja przygoda z przeszczepem.   

Jak długo czekała Pani na wynik? Co wydarzyło się dalej?  

Po kilku tygodniach od otrzymania wyniku i zostałam zaproszona na kolejne szczegółowe badania w Oddziale Diagnostyczno-Zabiegowym. Wtedy się okazało, że to ja dostałam szansę walczenia o życie Angeliki. Dalsza procedura przebiegła niezwykle szybko i sprawnie.

DKMS jako jedyna w Polsce baza dawców szpiku daje również możliwość rejestracji drogą internetową. Po takim zgłoszeniu otrzymacie pocztą zestawy rejestracyjne wraz z pałeczkami.

W leczeniu chorób wymagających przeszczepu czas ma kluczowe znaczenie. Od momentu stwierdzenia zgodności tkankowej, wykonania tzw. typizacji potwierdzającej, czyli bezpośredniego porównania próbek krwi dawcy i biorcy, do oddania szpiku kostnego, minęło w moim przypadku tylko półtora miesiąca.    

Jak wyglądało przygotowanie do przeszczepu?    

Przeszczepienie szpiku od niespokrewnionego dawcy wykonuje się na dwa sposoby: jako pobranie z krwi obwodowej, wtedy przypomina to pobieranie krwi z żyły, lub – dużo rzadziej – z talerza kości biodrowej.  O tym, która metoda zostanie wykorzystana, decyduje lekarz oceniający stan zdrowia i choroby biorcy. W moim przypadku była to ta druga metoda. Badania przeszłam w Katowicach, na Oddziale Hematologii i Transplantacji Szpiku. Po badaniach miałam rozmowę z lekarzem, który wytłumaczył cały przebieg pobrania szpiku, odpowiedział na moje pytania i rozwiał wątpliwości. W sytuacji, gdy dochodzi do pobrania szpiku z talerza kości biodrowej, nie trzeba szczególnie się do tego zabiegu przygotowywać. Ze względu na znieczulenie ogólne dawca z reguły jest przyjmowany do kliniki na jeden dzień przed zabiegiem. Tak też było u mnie.   

Pojawił się moment zawahania? 

Wiadomo, jakiś tam lekki strach z tyłu głowy był, jak to zwykle. Z drugiej jednak strony oczywistym było, że mój wkład w pomoc, w ratowanie życia, jest niewspółmiernie mały do możliwych efektów. W tym czasie wyczekiwania Angelika miała już niezwykle obniżoną odporność, a ryzyko ewentualnych zakażeń i powikłań infekcyjnych było bardzo wysokie. Liczył się czas. Podświadomie wierzyłam, że skoro los wybrał mnie z tysięcy innych, to musi być dobrze!  

Jak przebiegał zabieg? Czy był bolesny?  

Bolesny nie był, ponieważ odbywał się w znieczuleniu ogólnym. Całość trwała niecałą godzinę i odbywała się na bloku operacyjnym w sterylnych warunkach. Pobrano mi około litra mieszaniny szpiku kostnego i krwi. Ilość zawsze zależy od wagi dawcy, ja jestem na granicy wymaganych pięćdziesięciu kilogramów.   

Czy długo była Pani w szpitalu po zabiegu? Jakie konsekwencje dla zdrowia dawcy ma tego typu zabieg?  

Po pobraniu przebywałam jeszcze w klinice dwa dni. Było to konieczne ze względu na obserwację po podaniu znieczulenia ogólnego. Ubytek szpiku i komórek macierzystych regeneruje się naturalnie w organizmie w ciągu dwóch-trzech tygodni, a sam proces jest naturalny i nieodczuwalny. Po opuszczeniu kliniki jeszcze kilkakrotnie profilaktycznie sprawdzałam morfologię krwi, uzupełniałam żelazo i witaminy. Ogólnie nie było żadnych szczególnych zaleceń, potrzeb ani ograniczeń. Wróciłam do normalnego życia i uprawiania sportu. 

Czy ma Pani kontakt z osobą, której oddała Pani szpik?  

Oczywiście, mam kontakt z Angeliką. Miałam też ten przywilej wiedzieć od razu, komu pomagam. Być może nie jest to aż tak ważne, ale fajnie mieć tą świadomość. Obserwuję na co dzień, jak Angelika rośnie, uczy się, uśmiecha się do świata i ludzi. To bardzo dobre, ciepłe i energetyczne uczucie. Ogromnie się cieszę, że mogłam pomóc.   

Czy zdecydowałaby się Pani na ponowne oddanie szpiku?  

Bez wahania. Myślę, że gdy znowu będę potrzebna, los da mi znać.   

Artykuł ukazał się w 12. numerze magazynu redakcjaBB.

Tekst: Karolina Grzybek, Justyna Gancarczyk

Teksty
Kinga Kubaczka