The Big Bang, czyli Wielki Wybuch – najbardziej zwariowany musical świata

Spodziewałam się, że będzie wypełniony energią i humorem, jednocześnie stanowiąc satyrę na show-biznes. Musical ten był kiedyś wystawiany na Off-Broadwayowskiej scenie, dlatego wybierając się do teatru, miałam nadzieję na przyjemnie spędzony wieczór. Jak było?

W teatrze nierzadko poruszane są tematy powszechnie znane – jest to okazja, aby odkryć je na nowo, pokazać od zupełnie innej strony. Dlatego, kiedy dowiedziałam się, że The Big Bang, czyli Wielki Wybuch – najbardziej zwariowany musical świata w reżyserii Tomasza Dutkiewicza ma opowiadać historię świata od samego początku aż do wieku XX, byłam zaintrygowana. Miałam nadzieję, że twórcy podejdą do tematu w sposób nieszablonowy. 

Główni bohaterowie The Big Bang, czyli Wielki Wybuch – najbardziej zwariowany musical świata, Raf (Rafał Sawicki) oraz Tom (Tomasz Lorek), to autorzy scenariusza musicalu The Big Bang, opisującego historię świata od Wielkiego Wybuchu, po wiek XX. Są przekonani, że musical odniesie ogromny sukces, brakuje im jednak funduszy na produkcję. Rozpoczynają więc poszukiwania sponsora, a potencjalnego fundatora mają nadzieję znaleźć w… nas! Widzach, przed którymi – przy akompaniamencie pianisty (Piotr Matusik) – przedstawiają cały musical zupełnie sami, usiłując przekonać nas do zainwestowania w ich projekt.

Najbardziej zwariowany musical świata?
Sztuka skupiająca się na losach całego świata mogła zostać zrealizowana naprawdę dobrze. Dokładając do tego kontakt z publicznością, obiecywane przez reżysera nawiązania pop kulturalne oraz wyśmianie mechanizmów występujących w show-biznesie, musical miał szansę być świetną, różnorodną rozrywką. The Big Bang jednak nie spełnił moich oczekiwań.

W kolejnych scenach spektaklu bohaterowie przedstawiali wybrane momenty z historii świata. Zamierzeniem twórców z pewnością było ukazanie przedstawianych wydarzeń w sposób zabawny i lekki, jednak humor zawarty w sztuce pozostawiał wiele do życzenia. Komizm w większości opierał się na seksie i dowcipach o genitaliach. Nie twierdzę, że taki humor nie może być zabawny – jednak zbyt wiele razy powtarzany żart przestaje bawić, a te występujące w musicalu były co najwyżej żenujące i niesamowicie uprzedmiotawiały kobiety. Reszta warstwy humorystycznej spektaklu opierała się na obśmiewaniu mniejszości i obraźliwych, powielających stereotypy komentarzach, często rasistowskich, seksistowskich, ableistycznych, fatfobicznych oraz whorefobicznych. W spektaklu poruszone zostało wiele tragedii z historii świata – wszystkie sprowadzone zostały jednak do żartów o seksie, infantylizowania kobiet oraz uprzedmiotawiania i prymitywizowania osób wywodzących się z mniejszości rasowych czy etnicznych. Sceny, w których obśmiany został problem niewolnictwa, lub historia Pocahontas, bezrefleksyjnie zmieniona w „zabawną” burleskową scenę. Można przedstawiać ważne problemy w lekki, przystępny sposób. Istnieje jednak różnica między satyrycznym przedstawieniem wad społeczeństwa i dystansowaniem się do określonych wydarzeń z przeszłości a wykpiwaniem środowisk dyskryminowanych i ludzkich tragedii – z których nie mogą naśmiewać się osoby, które ich nie doświadczyły i nigdy nie doświadczą.

Najmniej smaczne żarty świata…
Historię świata można było ukazać w sposób nowy, kreatywny, świeży, a innowacyjność w postaci kontaktu z publicznością, miało być formą dowcipu, błyskotliwości i przewrotności, tak naprawdę do niczego nie prowadziło. Zapowiadana „satyra na show-biznes” prawie wcale nie znalazła odzwierciedlenia w przedstawieniu, żałuję, że motyw ten nie został pociągnięty dalej i umiejętniej. To właśnie te problemy są nam znane i bliskie – z nich możemy się śmiać, bo są doświadczenia wspólne dla naszej społeczności. Nie jest nim niewolnictwo…

Aktorom nie można odmówić wielkiego talentu i werwy. Jednak ich ogromne zaangażowanie oraz naprawdę dobry wokal czy świetne umiejętności pianisty nie zrewanżują nam tego, co zaszło w The Big Bang. Scenografia była dopracowana, barwna oraz funkcjonalna, każda sekunda wypełniona była akcją, a choreografia niesamowicie energiczna, nie dawała aktorom nawet chwili wytchnienia, za co z pewnością należą im się ogromne brawa. Te zalety nic jednak nie znaczą w zestawieniu z krzywdzącą treścią.

Istnieje jednak różnica między satyrycznym przedstawieniem wad społeczeństwa i dystansowaniem się do określonych wydarzeń z przeszłości a wykpiwaniem środowisk dyskryminowanych i ludzkich tragedii – z których nie mogą naśmiewać się osoby, które ich nie doświadczyły i nigdy nie doświadczą.

Treść na miarę XXI wieku
Przygotowując spektakl warto zadbać również o używany w nim język. Nie uczynili tego jednak twórcy The Big Bang – w przedstawieniu notorycznie w formie żartu powracało określenie pejoratywne na osoby pracujące seksualnie, powielane było również określenie ludności rdzennej mające konotacje kolonialne. 

Obiecywane przez reżysera „nawiązania pop kulturalne” niemalże w spektaklu nie występowały. Pojawiło się natomiast zawłaszczenie kulturowe (przykładowo w jednej ze scen aktor zakłada afro, udając Jimiego Hendrixa, a w innej pojawia się pióropusz), kpina z różnych religii, języków, czy orientacji seksualnych. Chociaż występujący w spektaklu aktorzy są bez wątpienia utalentowani, The Big Bang, czyli Wielki Wybuch – najbardziej zwariowany musical świata, był niezwykle obraźliwy. Zapowiadana „inteligentna satyra” niemalże nie pojawiła się w sztuce, a obiecany humor okazał się być krzywdzącymi żartami. Istnieje różnica między nawiązaniami pop kulturalnymi a powielaniem stereotypów oraz zawłaszczeniem kulturowym. Śmianie się z dyskryminacji i stereotypów jest w porządku tylko wtedy, gdy pochodzi się z określonej grupy dyskryminowanej i stereotypizowanej. Nie ma usprawiedliwienia na to, co zaszło w tym spektaklu.

Korekta: Kamila Katsu Chrobak
Zdjęcia: Joanna Gałuszka

Recenzje
Ola Haberny