Paradoks poradników

Poradniki mają za zadanie zmienić nasze życie i otoczenie na lepsze. Mimo że problemy wciąż są te same, to sposoby na ich rozwiązywanie nieustannie ewoluują. Dlaczego tak chętnie sięgamy po coraz to nowsze rady?

Sprawdziłam zawczasu Słownik Języka Polskiego PWN, by oszczędzić jakichkolwiek niedopowiedzeń. Poradnik, to książka, czasopismo zawierające rady i informacje z jakiejś dziedziny. Dziś skupimy się przede wszystkim na słowie rady

Nim sięgniemy po poradnik ze znaną i lubianą osobą na okładce, sprawdźmy, czy jest tego wart: przeczytajmy spis treści; odszukajmy odnośników do badań naukowych; spójrzmy czy w podziękowaniach wymieniono osoby o potwierdzonym statusie naukowym.

Jak żyć?

My pytamy – poradnik odpowiada. Jak to jest, że kiedy słyszymy podpowiedzi od innych, to zaczyna się w nas gotować, ale po poradniki sięgamy sam_? Czy różnica nie opiera się na sporze pomiędzy słowem mówionym a pisanym? Czy rady na piśmie są bardziej przejrzyste? Schemat działania jest prosty: pojawia się trudność, idziemy do najbliższej księgarni, a tam widzimy, że nasz problem trapił już niejednego. Możemy więc przebierać w stosach poradników. Znajdzie się nawet taki, który wpasuje się kolorystycznie w resztę naszej biblioteczki. 

Wciąż jednak pozostaje pytanie, dlaczego i po co właściwie po nie sięgamy? Może jest to pewnego rodzaju drogowskaz, którego pragną osoby potrzebujące życiowej zmiany, ale boją się o tym komuś powiedzieć? Sięgają wtedy po szybką pomoc, a nic nie czyta się tak łatwo, jak książki napisanej prostym językiem. Już sama lektura jest jak droga ku nowej, lepszej przyszłości, bo dodaje otuchy i uskrzydla człowieka. Czytamy więc dalej z zapartym tchem, zatapiając się w marzeniach, snując plany o zmianach, a przede wszystkim dając się ponieść wyobraźni.

Słowo, pismo, obraz

Na stronach poradnika wszystko jest dokładnie wyszczególnione i posegregowane. Są tabelki, obrazki i testy, które mają potwierdzić, że faktycznie mamy problem. Kiedy już zwizualizujemy swój cel, a obok widzimy wykresy, które sugerują, że tysiącom innym się udało, to dlaczego mamy myśleć, że nie będziemy kolejną z tych osób? W takiej sytuacji darzymy autora_kę książki nieograniczonym zaufaniem i nie podważamy jego_jej autorytetu. Wiel_ z nas wpada w pułapkę myślenia, że to, co napisane i wydrukowane, jest zgodne z prawdą. Działa to na podobnej zasadzie jak reklamowanie leków w telewizji – tam najczęstsze tezy wygłaszane są przez aktorów_ki ubranych_e w kitel i ze stetoskopem na szyi, co pasuje do silnie zakorzenionych w społeczeństwie stereotypów. W przypadku poradników książkowych to najpierw obraz jest dominującą siłą perswazyjną, a zaraz po nim pismo. 

Jak to jest, że kiedy słyszymy dobre rady od innych, to zaczyna się w nas gotować, ale po poradniki sięgamy sam_?

Przejdźmy na ty

Osoby sięgające po poradnik dają się złapać nie tylko na wykresy i ładne grafiki, które jako motywację można sobie powiesić nad łóżkiem. To, co jest na pierwszym miejscu ich zainteresowania, to tytuł. Jak inaczej zdobyć zaufanie czytelnika_czki, jeśli nie zwracać się do niego_niej personalnie: w końcu ma być to początek nowej, pięknej drogi i wspólnej przyjaźni. Do tego dorzućmy złudzenie, że sukces przyjdzie bez trudu, bo tak naprawdę leży na ulicy i voilà – poradnik idealny. 

Nasze ciała i mózgi nie lubią się wysilać, stąd niesłabnącym zainteresowaniem cieszą się pozycje w stylu: jak w miesiąc nauczyć się angielskiego; schudnij w dwa tygodnie; z tą książką dasz radę rzucić palenie w tydzień bądź trzy kroki, by twoja firma zarabiała miliony. Zwykle jesteśmy świadomi, że takich umiejętności nie nabywa się z dnia na dzień, a mimo to nie jeden_jedna z nas złapał_ się na takie tytuły. A co, jeśli to jednak prawda? A co, jeśli się uda? Może to w końcu ta właściwa książka? Często autor_ami takich poradników są celebryci_tki, którzy_re nie mają szerokiej wiedzy na tematy, które poruszają i bazują jedynie na swoim doświadczeniu, które nie jest wiarygodnym źródłem naukowym. No tak, ale skoro im się udało, to i mały, szary człowiek może spróbować, prawda? 

Chroń siebie i swój portfel

Żyjemy w czasach, w których sprawdzenie informacji zajmuje nam często mniej niż dziesięć sekund, jeśli zasięg jest dla nas łaskawy. Wykorzystajmy więc chwilę na to, by nim sięgniemy po poradnik ze znaną i lubianą osobą na okładce, sprawdzić, czy jest tego wart. Otwórzmy go i przeczytajmy spis treści. Poszukajmy odnośników do badań naukowych lub spójrzmy, czy w podziękowaniach wymieniono osoby o potwierdzonym statusie naukowym. Jeśli to poradnik w formie wideo, nie bójmy się zejść do sekcji komentarzy. Na pewno znajdzie się ktoś, kto poda w wątpliwość całość dzieła i napisze, dlaczego tak myśli. Możemy iść nawet o krok dalej i poczytać o metodach, które pojawiają się w tych treściach. Sprawdźmy, czy na pewno chcemy na sobie eksperymentować. 

Poradniki nie są z gruntu złe. Istnieją pozycje napisane przez uznanych_e psychologów_żki, lekarzy_ki czy specjalistów_ki w swoim fachu i byłoby niesprawiedliwym wrzucać ich_je do jednego worka z pseudoautorytetami, czy celebryt_ami. Sukcesu nie osiągniemy dzięki obejrzeniu vloga, a esencji życia nie ujmiemy w cienkiej książce z dużymi, kolorowymi obrazkami.

Tekst ukazał się w #14 magazynu.

Zdjęcie: Kalina Bielawska