Koledzy z klasy – recenzja Dōkyūsei

Nastoletnie, pierwsze związki to motyw wałkowany na przestrzeni dziesiątek tysięcy dzieł i poddawany był najróżniejszym wariacjom. Niemal każda historia opowiadająca o młodych osobach zawiera w sobie jakiś wątek romantyczny – lepszy bądź gorszy. Jednak Dōkyūsei wybija się spośród tego gąszczu i zostawił mnie z bardzo przyjemnym poczuciem ciepła na sercu.

Hikaru Kusakabe i Rihito Sajō chodzą razem do klasy w męskim liceum muzycznym. Pewnego dnia, podczas nauki śpiewu, serce Kusakabego zaczyna bić mocniej w kierunku Sajō. Dzięki wspólnym ćwiczeniom szybko budzi się między nimi uczucie, które zmierza w kierunku związku…

Tylko tyle i aż tyle. Bez żadnych udziwnień czy szaleństw, po prostu dwójka uroczych chłopaków ciesząca się sobą. W ciągu filmu można zaobserwować ponad rok rozwoju ich znajomości, bardzo ciekawie poprowadzonej i wypełnionej wieloma rozmaitymi wydarzeniami, mniej i bardziej szczęśliwymi. Miłość nie została przedstawiona jedynie w różowych barwach i niejednokrotnie byłem świadkiem drobnych kryzysów między dwoma ukochanymi, co wzmaga poczucie realizmu historii.

Niestety, Dōkyūsei nie jest pozbawiony wad. Trwa zaledwie godzinę, a pokrywa czasowo ponad rok z życia chłopaków, przez co tempo wydarzeń jest bardzo szybkie. Chciałbym, aby trwał zdecydowanie dłużej, dzięki czemu mógłbym więcej pobyć z tymi bohaterami. Przydałoby mi się to szczególnie przy ich poznawaniu się i randkowaniu, ponieważ do pierwszego pocałunku dochodzi już po piętnastu minutach od rozpoczęcia filmu!

Mimo szybkiego tempa, łatwo wyciszyłem się się przy tej produkcji dzięki jej urokowi. Zostało to osiągnięte w dużej mierze przez świetną i intrygującą oprawę audiowizualną; minimalistyczne, stylizowane na akwarele tła, połączone z miękką i – często celowo – mało uszczegółowioną kreską dają wrażenie kameralności i pewnej eteryczności, lekkości. Dodatkowo, bardzo mi się podobała niezwykle płynna animacja i ciekawy montaż, który momentami przypominał formą oryginalną mangę. Klimatu dopełniły minimalistyczne pobrzękiwanie gitary skomponowane przez Kōtarō Oshio.

Miłość w Dōkyūsei nie została przedstawiona jedynie w różowych barwach i niejednokrotnie byłem świadkiem drobnych kryzysów między dwoma ukochanymi, co wzmaga poczucie realizmu historii.

Pomimo pozostawienia mnie z niemałym niedosytem, bawiłem się przy tym filmie świetnie. Przez godzinę wpatrywałem się jak urzeczony w przeuroczą dwójkę kochających się chłopaków. Jeśli tak jak ja szukacie jakiegoś magicznego okruchu życia czy przyjemnego romansu, to nie powinn_ście się zawieść. 

Korekta i redakcja: Edyta Edi Braun