Wspomnienia z podstawówki

Czasy szkoły podstawowej każd_ z nas pamięta inaczej. Dla jednych był to najlepszy okres w dzieciństwie, inne osoby za to chciały go szybko przeskoczyć i w końcu dorosnąć. A czy pamiętacie jeszcze, jakie rzeczy prólowały wtedy na szkolnych korytarzach i sprawiały, że chciało się je mieć?

Wiktoria Matuszyńska

Kolorowe karteczki


Segregatory z nimi były must have każdej osoby. Kolorowe karteczki z postaciami z bajek, zdjęciami zwierząt – a nawet kadrami z filmów – kupowało się w opakowaniach po kilkadziesiąt sztuk i wkładało do specjalnego, często ozdobionego segregatora. Później zabierało się go pod pachę i leciało – czy to na podwórko, czy na korytarz szkolny podczas
przerw – by dokonywać wymian, dzięki którym doświadczenie w sztuce robienia interesów zdobywaliśmy_łyśmy od najmłodszych lat. Do dziś pamiętam, że wśród dziewcząt z mojej szkoły najcenniejsze karteczki były
brokatowe i z rzadko spotykanymi postaciami. Gdy któraś z nas posiadała taki skarb, to reszta była nie tylko zachwycona, ale i… zazdrosna. Można było wtedy usłyszeć: Dam ci jedną dużą za dwie małe! lub: Za tę brokatową możesz wybrać kilka innych!


Filofuny


Kolorowe żyłki, z których zaplatało się breloczki, były hitem dzieciństwa. Najczęściej robiono w ten sposób przywieszki, ale te fantazyjne plecionki mogły przybierać znacznie bardziej skomplikowane formy – jak kolczyki, ozdoby do włosów, a nawet zwierzęta.

Sam pomysł tazosów wywodzi się z menko, popularnej japońskiej gry, w której gracze_ki używali_ły pomalowanych w różne wizerunki krążków ceramicznych, drewnianych lub ołowianych.

Najpopularniejsze, a przy tym najprostsze wzory, wymagały wykorzystania trzech lub czterech ściegów zaplatanych krzyżowo jeden za drugim. Ach, to było coś! Wszystkie dzieciaki plotły je jak szalone na szkolnych przerwach. Były różne – okrągłe lub prostokątne, z dwóch, sześciu lub ośmiu żyłek. Służyły do wszystkiego: nosiło się je jako bransoletki, zawieszki do kluczy czy wisiorki w przeróżnych kolorach. Nawet teraz można znaleźć filmiki dotyczące zaplatania żyłek oraz bez problemu je kupić, tak więc śmiało wracajmy do tej zabawy!


Tamagotchi


Zanim grupa Taconafide nagrała popularną piosenkę o tym samym tytule, Tamagotchi kojarzyło się wyłącznie z japońską zabawką, która pojawiła się w Polsce na początku lat 2000. Było to marzenie każdego dziecka, chociaż i wśród dorosłych zdarzało się, że po cichu opiekowali_ły się małym, plastikowym jajkiem, zamieszkiwanym przez stworka. Tamagotchi uczyło troski i odpowiedzialności za czyjeś istnienie – wirtualny zwierzak, gdy czegoś potrzebował, sygnalizował to dźwiękiem lub podświetlaną ikoną. W Polsce często widywano też podróbki i choć dość mocno różniły się od oryginału (na przykład miały pięć przycisków zamiast trzech, inny kształt i bardzo okrojoną wersją oprogramowania, przez co zwierzak żył tylko kilkanaście godzin, a nie minimum pięć dni), to szał na te małe, urocze zwierzaki i tak opanował niemal całe podwórko i korytarz szkolny.

Tazosy


Tę grę kolekcjonerską z użyciem specjalnych krążków z tektury, plastiku czy metalu dołączano do promocyjnych opakowań produktów spożywczych, najczęściej chipsów (lub sprzedawano osobno). Tazosy często przedstawiały na obu stronach znane postaci z kreskówek, anime, filmów czy ze świata sportu. Sam pomysł wywodzi się z menko, popularnej japońskiej gry, w której gracze_ki używali_ły pomalowanych w różne wizerunki krążków ceramicznych, drewnianych lub ołowianych, a później także papierowych kart. Tazo w formie, którą znamy, spopularyzowano w połowie lat 90. XX wieku przez producenta przekąsek, Sabritas. Te pierwsze tazosy przedstawiały postacie z serii Zwariowane melodie. Dużą popularnością cieszyły się też te z Pokémonami, które w Polsce zadebiutowały w 2000 roku, ale powstały jeszcze setki innych serii w kilkudziesięciu krajach na całym świecie. Mimo że nazwy tazo używa się potocznie do określenia wszystkich zabawek tego typu, to w rzeczywistości jest to zastrzeżony znak towarowy produktów firmy Frito-Lay Inc.


Skok w przeszłość


A jak w ogóle pamiętamy te wszystkie zabawki? Zapytałam kilka osób w wieku 20-40 lat, by się tego dowiedzieć. Najwięcej wspomnień wiązały z kolorowymi karteczkami – u jednej z osób, z którymi rozmawiałam, leżą do dziś, bo szkoda je wyrzucić. Dla innych była to prawdziwa lekcja przedsiębiorczości, ale i świetna zabawa w poszukiwaniu tych egzemplarzy, których się nie posiadało.
Na drugim miejscu w rankingu popularności były żyłki (szkolna nazwa na filofuny) – ten temat to kopalnia pamięci! Wszystkie osoby pamiętały, jakie tworzyło się z nich piękne, kolorowe rzeczy. Do tego wspominały, że była to dobra lekcja pokory i cierpliwości, gdy ktoś na początku nie radził sobie z zaplataniem. A tazosy? Okazuje się, że grono osób kupowało chipsy wyłącznie dla tych małych krążków – niektóre miały naprawdę obszerne kolekcje. Niestety – to, co dla jednych było super grą, komuś innemu w ogóle nie wychodziło, przez co zabawa już tak nie cieszyła. Oprócz tego wymiana kółkami była sama w sobie bardzo satysfakcjonująca i wymagała rywalizacji i nauki handlowania. Za to Tamagotchi stało się hitem, lecz wiele osób mówiło, że choć posiadały to urządzenie, to po pewnym czasie gra stawała się nudna i monotonna.
Każd_ z nas pewnie inaczej pamięta te zabawy – oraz inne, których nie ma w tym krótkim zestawieniu – i ma z nimi różne wspomnienia Z chęcią wysłuchałabym waszych historii; czasami dobrze jest powrócić do czasów, gdy nasze życie było takie beztroskie i nie trzeba było się niczym przejmować.

Zanim grupa Taconafide nagrała popularną piosenkę o tym samym tytule, Tamagotchi kojarzyło się wyłącznie z japońską zabawką, która pojawiła się w Polsce na początku lat 2000.

Tekst ukazał się w #15 magazynu

Grafika: Robin Kmita