Umorusany mundur chwały
Na scenie Teatru Polskiego w Bielsku-Białej przedstawiona została sztuka Do piachu Tadeusza Różewicza w realizacji Witolda Mazurkiewicza i Janusza Opryńskiego.
Nie była to opowieść, do jakiej przywykliśmy jako społeczeństwo, wychowane na tekstach kultury opowiadających o militarnych sukcesach i bohaterach naszego narodu, którzy z dumą reprezentowali kraj kierując się maksymą Bóg, honor, ojczyzna. Mimo tego, że zwrot ten pojawiał się na scenie regularnie, nie budził w odbiorcach pozytywnych skojarzeń. Zamiast tego pozostawiał specyficzny, cierpki posmak na końcu języka – i chyba właśnie to doświadczenie sprawiło, że tak wielu odbiorców w trakcie spektaklu poczuło się wręcz wstrząśniętych czy też urażonych.
Tadeusz Różewicz postanowił w swojej sztuce wywlec na wierzch niewygodną stronę polskiej partyzantki oraz ludzkiej natury w obliczu zagrożenia.
Zrobił to w sposób brutalny, nie szczędząc przekleństw czy scen, na które momentami ciężko było patrzeć.
Żyjemy w świecie oczekiwań – chcemy, by mówiono o nas w samych superlatywach, co tylko spotęgowało uczucie odrzucenia. Niemal natychmiast po podniesieniu kurtyny zostaliśmy wręcz zalani soczystymi wulgaryzmami z ust aktorów i ujrzeliśmy niepokojące sceny, które pozostawiły nas z poczuciem dyskomfortu. Przywiązane do palików ciała padające kolejno na ziemię z hukiem, na długo pozostaną w pamięci widza, podszytego zarazem strachem, jak i ekscytacją przed dalszą podróżą za wizją autora.
Charakter utworu dopełniły genialne efekty dźwiękowe – melodia wydobywana ze strun realnego instrumentu wypełniała przestrzeń przyprawiając całą salę o dreszcze, a komunikaty wybrzmiewające ze starego gramofonu zwracały uwagę na istotę oglądanego widowiska.
Niewielka liczba rekwizytów w scenografii sprawiła, że każdy pojedynczy element podkreślał wagę wydarzeń i stanowił bodziec do refleksji nad aktualnie odgrywaną przez utalentowanych aktorów sceną.
Podążamy śladami jednego z oddziałów, który targa za sobą Walusia – mężczyznę oskarżonego o gwałt. W trakcie ich podróży na wierzch wychodzą okropne cechy każdego z żołnierzy – z każdą sceną coraz bardziej przesiąkamy ich hipokryzją i obłudą. Partyzanci ciągle wspominają o wzniosłych wartościach, takich jak prawość czy odwaga, ich słowa mają jednak niewiele wspólnego z podejmowanymi przez nich działaniami.
To nie opowieść o wojnie między narodami, lecz o wojnie wewnętrznej – tej, którą toczymy głęboko w odmętach naszej duszy, która – jak się okazuje, nie jest nieskazitelna.
Bohater to mocne słowo, które pojawia się w kontekście wojny dość często – w książkach, filmach, wiadomościach. Pytanie tylko, czy nie pada z naszych ust zbyt często? Dzięki temu, że autor nie bał się przedstawienia brutalnej rzeczywistości, mogliśmy doświadczyć w pełni tego widowiska i poczuć na własnych barkach ciężar munduru. Oschłe, dosadne i brudne – takie były czasy i tak bywa do dziś.
Zdjęcia: Dorota Koperska, źródło: Teatr Polski
Korekta: Justyna Klimczok