Uwięzieni, ale wolni.
28 kwietnia miałam możliwość obejrzeć spektakl Fizycy wystawiany przez amatorski Teatr Po Pracy w Domu Kultury w Hałcnowie.
Chorzy z wyboru
Reżyserka Judyta Dobek w ciekawy sposób zinterpretowała tragikomedię Szwajcara Friedricha Dürrenmatta, która śmieszy przez łzy. W sztuce dostrzegłam osobisty wkład reżyserki, między innymi poprzez uwspółcześnienie dialogów, co nadało jej interesujący i świeży charakter.
Przez prawie dwie godziny spektakl zdążył zaskoczyć profesjonalizmem gry aktorskiej, scenografii oraz ironicznymi zwrotami akcji. Chociaż aktorzy_ki podjęli_ły się ról z pasji, przez cały czas dało się odczuć ich ogromne zaangażowanie i wczucie się w przebieg zdarzeń. Z lekkością i bez pomyłek uczynili_ły odgrywane przez siebie postacie niesamowicie autentycznymi.
Historia opowiada o postaciach trzech wielkich fizyków, a raczej osobach, które z różnych powodów podają się za nich w szpitalu psychiatrycznym. Główny bohater, Möbius, to innowacyjny fizyk z wizją wielkich przemian, który został umieszczony w szpitalu. Dwójka pozostałych „fizyków”, jedynie udających chorobę psychiczną, to agenci mający za zadanie wykraść rękopisy jego przełomowych odkryć.
To czysta komedia oszukiwania się nawzajem i wymyślania coraz bardziej absurdalnych wymówek, aby nikt nie podejrzewał, że tak naprawdę bohaterowie są pełni opanowania i posiadają konkretną misję. Co zrobić w momencie, gdy jedna z pielęgniarek zacznie podejrzewać, że ich stan psychiczny jest stabilny? Trzeba pozbyć się takich głosów. O ironio, trzy razy z rzędu.
Spektakl absurdu
Zdarzenia przyjmują obrót szczególnie warty uwagi, gdy główny bohater sam do końca nie wie, czy postępuje słusznie, skazując zakochaną w nim pracowniczkę na śmierć, tylko po to, by ta nie wyjawiła jego sekretu. Czy istniało jakiekolwiek lepsze rozwiązanie? Czy okazanie skruchy za popełnione czyny cokolwiek zmienia?
Warto zwrócić też uwagę na oprawę dźwiękową oraz oświetlenie – odpowiednie manewrowanie przygasającymi światłami i powtarzająca się, niepokojąca muzyka idealnie budowały napięcie, nie pozwalając rozpoznać, co stanie się następnie.
Spektakl wzbudził we mnie wiele sprzecznych emocji za sprawą bohaterów_ek, których nie da się ani nie lubić, ani polubić. Ich wybory są irracjonalne, ale zarazem ludzkie, na przykład dokonanie morderstw pod wpływem impulsu, pozostanie w szpitalu psychiatrycznym na stałe mimo braku takiej konieczności czy spalenie cennych rękopisów tylko po to, aby nie zostały skradzione przez kogoś innego. Gra aktorska pełna doświadczenia i autoironia bohaterów to tylko mały odłamek płynnej całości, która pozwoliła na moment wejść w świat Dürrenmatta, a także odpowiadającej za interpretację reżyserki.