Czy Mickiewicz słuchał Chopina?
Inspiracja obiecuje możliwości, prześladowanie − ograniczenie. Kto jest „życzliwym prześladowcą”?
− Już się szarzy – stwierdził Mickiewicz, oglądając przez odsuniętą firankę Warszawę o najdojrzalszej porze dnia.
Postanowił tego dnia pisać, pracować dalej nad dziełem, które pochłonęło już rok jego życia. Dla odprężenia po ciężkim dniu i w poszukiwaniu natchnienia postanowił posłuchać muzyki. Nie było to jednak proste − musiał udać się do kawiarni, na koncert, do salonu. Alternatywą była też wizyta u znajomego mu kompozytora lub wirtuoza.
Snując tę historię chciałoby się napisać ją w innej wersji.
Oczami wyobraźni widzę Mickiewicza w małym, skromnym, ale stylowym mieszkaniu, przy rozpalonym kominku, słuchającego w domowym zaciszu klasyki dorobku muzycznego tamtych czasów przez magnetofon. Jest to jednak niemożliwe – magnetofon wynaleziono dopiero po jego śmierci.
Współcześnie pojawiają się próby porównania romantycznych poetów z raperami – świadczy o tym chociażby książka Tomasza Kukołowicza Raperzy kontra filomaci. Podstawą twórczości Mickiewicza jest melodyczność, budowa tekstu o stałej liczbie sylab i zestrojów akcentowych. Na podobnej zasadzie działa rap – każdy „wers” jest wykonywany w podobnej ilości czasu, rytm ten się zapętla. Obecnie używane są także zabiegi stylistyczne zapobiegające monotonii, jak przyspieszenia. Poezja jest dopasowana do mowy, raperzy zaś często podporządkowują utwory do podkładu instrumentalnego.
Mamy mniejszą szansę na stanie się kimś wybitnym, geniuszem takim jak Mickiewicz. Nasze warunki są inne, a technologia nas niszczy.
Niedoszły raper
Dowiedziono, że używając urządzeń elektronicznych przed snem, pozbawiamy się fazy snu głębokiego lub skracamy ją. Przez to jesteśmy niewyspani i mamy mniej sił i motywacji do rozwoju.
Muzyka uległa jednak postępowi. Możemy za pomocą identycznie wyglądających przycisków odtworzyć dźwięki otaczającego nas świata, lub dźwięki instrumentu, nie grając na nim. Doszliśmy do momentu, w którym możemy zrealizować całkowicie ideę „czystej formy” Witkacego i zszokować odbiorcę do tego stopnia, że może poczuć się jakby odszedł od zmysłów. Współczesny świat realizuje te zamiary niestety także bez muzyki. Wszystko wokół przytłacza i człowiek ma potrzebę albo jeszcze większego pobudzenia do działania, albo całkowitego spokoju.
Gusta i guściki
Czy jest przepis na sukces muzyczny? Podobno już taki istnieje. Badacze analizowali największe hity, szukali powiązań, schematów, które je łączą i stworzyli „prosty przepis na przebój”. Okazało się jednak, że nie każdy utwór stworzony na podstawie tego wzorca był na topie.
To, co sprawia, że muzyka staje się doceniana przez słuchaczy zależy od czego innego – od gustu.
„Wszyscy chcemy mieć dobry gust. Wszyscy lubimy udawać, że go posiadamy. Co więcej, bardzo duża część rynku kultury przeznaczona jest dla osób, które chcą poudawać, że mają dobry gust. Młodych ludzi, którzy udają, że mają dobry gust, nazywa się hipsterami. Starszych, którzy udają, nie wiadomo, jak się nazywa.” (Jakub Żulczyk, Ślepnąc od świateł). Panuje moda na posiadanie dobrego gustu. Presja społeczeństwa wymaga zmysłu estetyki. Rodzaj pracy, wykształcenia, status społeczny determinują to, jakie rzeczy powinny być dla danego człowieka interesujące, jakimi wydarzeniami kulturalnymi powinien się interesować. „Przeciętny gust to większa klęska, niż zupełny brak gustu” (Borys Pasternak).
Nie warto więc iść za tłumem, mieć gust taki, jak każdy inny – typowy. Docenia się „inność”, wybory wyróżniających się
Zawsze pośrodku albo nigdzie
Okres romantyzmu kojarzy się z kulturą wysoką, szczególnie reprezentowaną przez wieszczów narodowych, realizowaniem wzniosłych tematów. A jak było z muzyką? Czy możemy tamte czasy porównywać do niewyczerpanych możliwości współczesnego świata? Czy człowiek miał wybór, jaki utwór posłuchać?
„Gdziekolwiek się ruszę — to samo uczucie nieprzynależności, bezużytecznej gry. Udaję zainteresowanie czymś, co mnie zupełnie nie obchodzi, kręcę się tu i tam, ale nigdy nie jestem w środku, w żadnym określonym miejscu. To, co mnie przyciąga, znajduje się gdzieś indziej, czym zaś owo gdzie indziej jest — nie wiem” (Emil Cioran). To typowy przykład ubiegania się o bycie „typowym”. Przywołuje na myśl Gombrowiczowską „gębę”, maskę, która w każdej sytuacji, przy każdym człowieku jest inna. Człowiek nie ma swojego miejsca na świecie, nie czuje przynależności do żadnej z grup, cech, przez co zatraca się i nie wie, do czego dąży − nie wie kim jest, jaki jest. Problem ten nie występował tylko w XX wieku – gnębi do dziś – a nawet mógł być zmorą romantyków…
Współczesny człowiek czuje się ograniczany mimo mnóstwa perspektyw, dróg. Być może ta mnogość przytłacza, nie potrafimy decydować i próbujemy zająć bezpieczne miejsce, ale wciąż się miotamy. Kiedy zapyta się kogoś, czego słucha, usłyszymy odpowiedź: różnych gatunków muzyki, tego co wszyscy lub totalnej muzyki alternatywnej.
Mickiewicz był w lepszej sytuacji jeśli chodzi o wybór. Miał mniej utworów do selekcji, wybitnych znajomych kompozytorów, ograniczone możliwości posłuchania muzyki – muzyka na żywo – ale czy rzeczywiście opowiedział się po jakiejś stronie?
Był zafascynowany ludowością, jego zmysł estetyki prowadził go do sztuki wysokiej. Dla niego znalazła się idealna recepta, coś pomiędzy – Chopin.
Mój (nie)przyjaciel Chopin
Zastanawiałam się, czy Mickiewicz słuchał Chopina, a może to Chopin czytał Mickiewicza? Artyści poznali się w Paryżu, gdzie Mickiewicz żył od 1832 r. Mieli ze sobą stały kontakt dzięki członkostwu w Towarzystwie Literackim i Kole Polskim i mimo obracania się w odrębnych środowiskach, mieli wspólnych znajomych m.in. Jana Ursyna Niemcewicza, Bohdana Zaleskiego i Stanisława Witwickiego. Prawdopodobnie podczas spotkania w Lipsku 12 IX 1836 r. Chopin wyznał Schumannowi, że inspirację do jego ballad fortepianowych zaczerpnął właśnie z ballad Mickiewicza. Chopin uważany jest za kompozytora wolnego od treści programowych, jednak możliwe jest, że niektóre utwory są dźwiękowym obrazem ballad poety. Inni uważają, że przejął on jedynie charakter narracyjny i balladowy ton wieszcza. Inspirował się różnorodną twórczością poety – od Ballad i romansów aż po Liryki lozańskie.
Mickiewicz od zawsze przejawiał zainteresowanie muzyką. Od najmłodszych lat zaznajamiał się z folklorem. Słuchał nuconych przez służącą utworów Wacława z Oleska, Żegoty Paulego czy Kazimierza Władysława Wójcickiego. Zaznajamiał się także z teorią muzyki i miał do tego odpowiednie warunki: poznał ponad osiemdziesięcioro kompozytorów: m.in. Fryderyka Chopina i Marię Szymanowską.
Mickiewicz, zachwycony i poruszony muzyką Chopina stawia mu zarzuty: tworzy utwory zbyt piękne, zbyt salonowe i nie przeznacza swoich utworów dla prostych słuchaczy, a jedynie dla wybranych; posiada niewykorzystany całkowicie talent „poruszania dusz”.
Nie można mówić chyba o przyjaźni Mickiewicza z Chopinem. Mickiewicz nie zaprosił twórcy na swój ślub. Był jednak na jego pogrzebie i po śmierci Chopina słuchał jedynie wybranych odtwórców tej wybitnej – jego zdaniem – muzyki.
Czym jest piękno?
Sokrates twierdził, że piękne jest to, co użyteczne; matematycy, że piękno to harmonia, a Spinoza, że piękno jest zależne od człowieka. Obrazując poglądy Spinozy Żuławski stwierdzał: „każda rzecz może być dla nas piękna, jeśli my ją piękną uczynimy. Inne rzeczy są dla mnie piękne, inne dla ciebie. To, co ja pięknem nazywam, może na kim innym nie robić wcale wrażenia, i na odwrót, rzeczy dla mnie obojętne mogą innych zachwycać. […] piękno nie znajduje się w rzeczach poza mną, lecz jest we mnie”.
Piękno zatem jest w nas. Tworzymy piękno doceniając twórczość, zjawisko, osobę lub przedmiot. Nadajemy tym rzeczom wartość, sprawiamy, że stają się popularne. Piękno jest abstrakcją. Mogłoby go nie być, jeśli byśmy w nie nie wierzyli. Jest ulotne i nietrwałe. Jest zmienne tak samo jak człowiek.
Człowiek jest też twórcą i tym sposobem może tworzyć piękno – nie zawsze przez niego uznawane za kunsztowne, wyjątkowe. Ten „wytwór” jest obrazem wewnętrznego piękna artysty. On to uzewnętrznia się, daje upust swoim emocjom, swojemu poczuciu wielkości lub słabości. Autorami dzieła jest także część duchów, zjaw, cieni innych osób – autorytetów, ale także wrogów − środowiska autora.
Wzajemna wena
Każdy człowiek oddziałuje na drugiego. Mijana na ulicy mała, uśmiechnięta dziewczynka już może sprawić, że nieznajomy będzie miał „lepszy dzień”. Gdy byłam w Bułgarii zauroczyła mnie prostota i spokojne tempo, w jakim żyją tamtejsi ludzie. Zauroczył mnie także język, w którym przeprowadzane były konferencje. Moja dobra znajoma Victoria – Bułgarka − odwiedziła Polskę. Teraz mówi płynnie po polsku, wie co to śmigus – dyngus, a ja na znajomości bułgarskiego zatrzymałam się na kojarzeniu zwrotów: Честита Нова Година (szczęśliwego nowego roku), да (tak) i не (nie). Inspirujemy się w różnym stopniu, i to od nas zależy co z tym zrobimy. Tak samo jest z twórczością.
We współczesnym świecie dużo dróg jest już odkrytych, wiele książek zostało napisanych, wiele utworów skomponowanych. Mogłoby się wydawać, że nie jesteśmy w stanie nic nowego odkryć.
Inspirowanie siebie nawzajem może sprawić, że odkryjemy nowe sensy, stworzymy coś nietuzinkowego. Czym byłaby literatura wielu epok nieczerpiąca natchnienia ze starożytnych korzeni, odmiennych sztuk, pięknych krajobrazów? Prochem i niczym. Potrzebujemy korzystać z tej wielkiej skarbnicy kultury.
Nowocześni prześladowcy
Swój jedyny list do Chopina Mickiewicz podpisał „życzliwy prześladowca”. Był jego wiernym słuchaczem. Podczas jednego z koncertów zasłuchany poeta nie zauważył pożaru dziejącego się niedaleko niego. Można powiedzieć, że „Ludzie oceniają obrazy uchem”. Chopin muzyką malował obrazy, a Mickiewicz, widząc je, zatracił się w rzeczywistości. Mickiewicz był „życzliwy” − dostrzegając geniusz muzyki Chopina nie zatracił swojej odrębności. Tak samo Chopin, czerpiąc pomysły z twórczości Mickiewicza nie zmienił zamysłu swojej sztuki. Nowocześni “prześladowcy” są inni. Przy nadmiarze informacji, mnogości do wyboru i tak często natrafiamy na podobne do siebie myśli i koncepcje.
Ludzie boją się być zainspirowani, wolą być „prześladowcami”, bo łatwiej jest posiadać gotowy schemat, którego można się trzymać.
Romantycy pokazują, że warto wyłamywać się z szablonów. Oni zostali zapamiętani, bo opowiedzieli się po którejś ze stron – nie „pośrodku” ani „nigdzie”.
Drogi nowoczesny człowieku, bądź życzliwym prześladowcą.
Korekta: Justyna Klimczok