Viva Maria! — recenzja
Nadała koloru powojennej Polsce, przywróciła do życia muzykę rozrywkową i dała Polkom i Polakom nadzieję na lepsze czasy. Królowa swingu — Maria Koterbska po raz kolejny zawitała na bielską scenę teatralną.
Viva Maria! Romana Frankla i Witolda Mazurkiewicza to nie tylko biografia Marii Koterbskiej, ale przede wszystkim muzyczna wędrówka przez polską muzykę rozrywkową.
Rok ten jest szczególnie ważny dla twórczości Koterbskiej, ponieważ jest on stuleciem urodzin artystki. Ta symboliczna data stała się także datą premiery spektaklu. Dzięki synowi Marii Koterbskiej — Romanowi Franklowi — możemy ujrzeć życie artystki z zupełnie innej, bardziej prywatnej strony. Spektakl częściowo oparty jest na biografii Maria Koterbska: karuzela mojego życia autorstwa Romana Frankla.
Koterbska zaczynała jako zwykła dziewczyna z Bielska-Białej, która po maturze miała złożyć papiery na farmację. Kiedy jednak pojawiła się możliwość wystąpienia na studenckim balu sylwestrowym, miłośniczka muzyki od razu postanowiła wykorzystać tę okazję — właśnie tak trafiła na właściciela audycji Melodie świata — Jerzego Haralda (w tej roli Roman Frankl, a w późniejszych przedstawieniach — Grzegorz Sikora). Zachwycony jej charakterystycznym głosem, zaproponował współpracę ze swoim radiem, co zapoczątkowało karierę młodej artystki.
Maria Koterbska to bez wątpienia fenomenalna artystka. Nic więc dziwnego, że tak ciężko było wybrać odpowiednią aktorkę do roli Koterbskiej. Na casting zgłosiło się około pięćdziesiąt pań z całej Polski, co udowadnia, że nie zapomniano o słynnej artystce z Bielska-Białej. Ostatecznie, reżyser Witold Mazurkiewicz oraz autor sztuki — Roman Frankl — zgodnie wybrali Dominikę Handzlik i Żanetę Rus.
Obie panie świetnie spisały się w swojej roli, pokazując barwne, ale momentami też smutne życie Marii Koterbskiej. Choć realia i trudy komunistycznej Polski nie ominęły również królowej swingu, to artystka nigdy nie uległa i nie zrezygnowała ze swojego amerykańskiego stylu śpiewania (co było głównym powodem niechęci wobec niej ze strony władzy).
Spektakl został idealnie zrealizowany w każdym aspekcie. Scenografia Damiana Styrny i aranżacje multimedialne Eliasza Styrny wprowadzają nas w powojenne życie bohaterów. Z kolei kostiumy autorstwa Igi Sylwestrzak wyraźnie odznaczają kontrast pomiędzy ponurą, komunistyczną Polską a kolorową, swingową Marią.
Zagraniczny styl śpiewania, barwne sukienki i radość z życia nie wpisywały się w nową wizję świata, stworzoną przez partyjnych. Jednak nawet stojąc z nimi dosłownie twarzą w twarz, Koterbska nie uległa presji i udowodniła, że nie pozwoli się zastraszyć. Choć jej odwaga, a także wierność ulubionemu stylowi muzyki mogły gwałtownie zakończyć karierę, to jednak ostatecznie zyskała na tym sławę i powszechne uznanie — zaczynając od piosenek śpiewanych w radiu, a kończąc na późniejszych koncertach w Warszawie.
Z przedstawienia wychodzimy niezwykle wzruszeni. Dzięki Viva Maria! staliśmy_łyśmy się świadkami_iniami niełatwej drogi do upragnionego celu Marii Koterbskiej. Widzieliśmy_ałyśmy przełomowe momenty w jej muzycznej karierze. Obserwowaliśmy_łyśmy jej wzloty i upadki. Spektakl polecamy każdemu, kto kocha polską muzykę rozrywkową i jej królową — Marię Koterbską.
_____
zdjęcie: Edward Stekla