Studio Filmów Rysunkowych, czyli lokalna fabryka snów #17

Kreacja świata przedstawionego, która bawi dzieci i dorosłych od wielu lat. Kultowość i historia bielskiego studia filmowego oraz podtrzymywana tradycja okiem zwykłego przechodnia i rysunkowej gwiazdy filmowej.

Przy jednej z bielskich kamienic, rozciągniętych długim pasmem przy ulicy 11 Listopada, spotkałem celebrytę. Nie udało mi się zamienić z nim choćby słowa ze względu na tabun ludzi chcący zrobić sobie z nim zdjęcie. Chwilę wcześniej przy tej samej drodze zauważyłem inną znamienitą postać i podobnie jak w przypadku pierwszej, nie było możliwości, aby przecisnąć się przez cisnące w jej stronę tłumy. Nie sądziłem, że w Bielsku-Białej mieszka aż tylu znanych aktorów. Każdy z nich współpracuje z tą samą wytwórnią, mieszczącą się przy ulicy Cieszyńskiej 24, jednak ostatnimi czasy nie goszczą tak chętnie na wielkich ekranach, a coraz częściej pojawiają się głosy, że na stałe odeszli na zasłużoną emeryturę. Co jednak sprawia, że od blisko 80 lat są ciągle rozpoznawalni i znają ich nawet najmłodsze pokolenia widzów_dzek?

Popularni bracia przechodzili obok lokalnej galerii handlowej, kiedy akurat wychodziłem zza rogu ulicy Mostowej. Nie chcąc zakłócać ich prywatności, postanowiłem do nich nie podchodzić. Moją uwagę zwrócił natomiast ich wciąż młodzieńczy wygląd – jakby nie postarzeli się nawet o rok. Ktoś nazwałby to klątwą wiecznej młodości, ale dla mnie to symbol wyjątkowej ponadczasowości.

Rozmowa, która nie miała miejsca, choć jest fascynująca

Letnim popołudniem, mijając park znajdujący się w sąsiedztwie bielskiego ratusza i kierując się w stronę placu Wojska Polskiego, spotkałem człowieka, który wcielił się w postać antagonisty w jednej z kultowych animacji i który, jak widać, nawet po tylu latach nie wyszedł ze swojej roli. Kiedy zapytałem go, jak wytrzymuje takie upały w ciemnym płaszczu, odpowiedział mi tylko: „Karramba…”. Ciągle tajemniczy Don Pedro postanowił udzielić naszej redakcji ekskluzywnego wywiadu na wyłączność, choć należy zaznaczyć, że sama postać szpiega z Krainy Deszczowców, jak i ciągłość zdarzeń artykułu jest niczym innym jak fantazją autora, napisaną z miłości do kultowych bielskich animacji rysunkowych. Nikt bowiem nie przedstawi historii studia lepiej od samych jego twórców, działaczy i osób zaangażowanych w jego rozwój.

„Pod koniec lat 40., dokładnie w roku 1948, powstała pierwsza animacja studia” − mówi Don Pedro. „Wtedy jeszcze nie proponowano mi angażu, ze względu na ograniczone fundusze, jednak miałem z tyłu głowy, że niebawem mogą się do mnie odezwać. Projekt zapowiadał się fantastycznie, choć nie obeszło się bez komplikacji. W początkowych fazach studio trzykrotnie zmieniało swoją lokalizację. Zanim na stałe przeniosło się do Bielska-Białej, próbowało się rozwijać w Katowicach, a później w Wiśle. Po kilku pierwszych sukcesach filmy zaczęły zdobywać ogólnopolską dystrybucję, by w konsekwencji studio zyskało miano placówki filmowej kinematografii z oddziałem w Bielsku-Białej, pod nadzorem łódzkiej Wytwórni Filmów Fabularnych. Te zmiany umożliwiły prężniejszy rozwój studia, które ostatecznie stało się samodzielnym przedsiębiorstwem państwowym. W latach 60. powstał prawdopodobnie najpopularniejszy projekt, który stał się wizytówką studia.

Przygody dwóch braci − Bolka i Lolka – zagwarantowały mu prestiż na polskiej arenie filmowej i umożliwiły rozwój kolejnym rysunkowym hitom.

W następnej kolejności angaż dostał mój dobry przyjaciel, z którym nadal pozostaję w kontakcie, czyli Reksio, a także mojej skromnej osobie zaproponowano rolę czarnego charakteru w przygodach Smoka Wawelskiego i Baltazara Gąbki. Cieszyłem się z możliwości współpracy z tak wybitnymi, już legendarnymi aktorami. To była idealna okazja do poszerzania swoich umiejętności aktorskich. Na rynku pojawiało się coraz więcej produkcji wychodzących spod ręki artystów z bielskiej wytwórni, aż naszym projektem zainteresowało się studio amerykańskie. Nie każdy wie, że nasi twórcy pomagali przy realizacji aż siedmiu odcinków serii Dzieciństwo Flintstonów”.

„Po krótkiej przerwie na nowo zatrudniono Bolka i Lolka, żeby w latach 80. wcielili się w dwóch braci z Dzikiego Zachodu. Animacja pełnometrażowa miała być jednym z naszych najwyższych budżetowych przedsięwzięć. Akcja rozgrywała się na w Stanach Zjednoczonych, a głosu użyczyli między innymi Piotr Fronczewski i świętej pamięci Janusz Rewiński. To był złoty okres naszej wytwórni. W późniejszych latach należało przekazać pałeczkę młodemu pokoleniu aktorów, a każdy z nas postanowił przejść na zasłużoną emeryturę, w trakcie której niektórzy dorabiali sobie w skromniejszych produkcjach, jak choćby Bolek i Lolek w serii gier komputerowych.

Obecnie Studio Filmów Rysunkowych zmieniło się w interaktywne centrum historii sztuki animacji z jednosalowym kinem studyjnym, w którym można zobaczyć kilka klasyków z naszej złotej ery, a także filmy aktorskie, w głównej mierze festiwalowe i niszowe: od filmów europejskich po ostatnie cenione przeboje amerykańskie”.

„Studio w dobie globalizacji filmowej i rosnącej popularności animacji zagranicznych musiało przystosować się do niełaskawego rynku. W obecnych czasach niełatwo jest tworzyć bajki, które przebiłyby się przez konkurencję z Zachodu. Tym bardziej jesteśmy wdzięczni, że mogliśmy wychować tyle pokoleń dzieci i młodzieży poprzez animacje minionego wieku. Nasze szlagiery, takie jak Reksio, Bolek i Lolek czy Porwanie Baltazara Gąbki, nadal cieszą się popularnością w lokalnych społecznościach, a rodzice często puszczają swoim pociechom tytuły wychodzące spod ręki naszego studia, utrzymując dzięki temu pamięć o tym niemałym dziedzictwie kulturowym.

Nasze miasto pełne jest pomników upamiętniających najznamienitsze postaci filmowej wytwórni, które stały się jednymi z ciekawszych atrakcji centrum Bielska.

To wspaniałe być częścią tak oryginalnej historii filmu animowanego, choć nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa i gdyby nadarzyła się sposobność, by wrócić do grania, to chciałbym to zrobić w wielkim stylu” − zauważa Don Pedro.

Nie-profesorska analiza zwykłego przechodnia

W tym miejscu jest umieszczona krótka i dość abstrakcyjna historia, która prawdopodobnie wcale nie przydarzyła się autorowi tego artykułu, choć żadnych dowodów podważających tę opowieść nie znaleziono.

Reksio, rok 1969 − lądowanie na Księżycu, pierwszy Woodstock Festival w Stanach Zjednoczonych, a także moment, w którym premierę mają kolejne odcinki słynnej bielskiej animacji. To dość specyficzna wizja, wyjątkowo oniryczna, ale mam wrażenie, że moje dłonie są rysunkowe. Dokładniej przypominają ostre linie kreślone ołówkami. Są niejednorodne i jakby drgają w przestrzeni. Skondensowane w filmowej próżni, której nie mogą opuścić, choć bardzo chcą. Drgają, jakby próbowały się wyrwać z tego świata i przenieść do innego, być może prawdziwego. Taki charakter miały bajki animowane lat sześćdziesiątych. Brudne, ale klarowne i gustowne, zachwycały pomieszaniem klasycznej techniki rysunkowej z innowacyjną sztuką animacji.

Bolek i Lolek − lata 80. To czas wszechobecnej miłości krążącej między ludźmi w rytm muzyki Phila Collinsa. W Polsce to okres PRL-u, szarej rzeczywistości, w której światem rządzą kartki na jedzenie, a życie płynie w cieniu inwigilacji obywateli. To także czas, kiedy animowane dłonie mają jednorodny kształt, a świat przedstawiony zostaje ustabilizowany, bez braków kolorystycznych, luk w obrazie ukazanej przestrzeni. To świat w pełni zagospodarowany, w którym brak białego, pustego tła. To czas na Dzikim Zachodzie, który wprowadza do bielskich animacji trendy amerykańskie.

W końcu nastają szalone lata 90., a więc osiągnięcie perfekcji wraz z powracającą modą na szerokie nogawki w spodniach. To czas innowacji w świecie filmów animowanych, gdzie moje ręce zaczynają wyglądać tak realistycznie, jakby nie były rysowane, a tworzone komputerowo. To świat zmian, które postępują do dnia dzisiejszego.

Najważniejsze w dziełach animacji rysunkowych są dłonie. Dłonie bohaterów, które tak ciężko przedstawić realistycznie, i dłonie twórców, którzy próbują doprowadzić swoje filmy do perfekcji.

Schyłek złotej ery, choć nie do końca

Studio ewoluowało, próbując nadążyć za postępującym rynkiem, a jednocześnie uchwycić w blasku fleszy to, co regionalne i narodowe. Na ekrany w 2009 roku trafiła animacja przedstawiająca losy młodego Mikołaja Kopernika. Głosów użyczyli wybitni polscy aktorzy filmowi i teatralni z Małgorzatą Zajączkowską na czele. Choć przewidywany był przełom w historii studia otwierającego się na szerszą dystrybucję, dzieło nie cieszyło się zbytnim zainteresowaniem, a dziś znane jest w niewielkim gronie widzów_dzek. Był to ostatni film pełnometrażowy studia i jednocześnie, przez niezbyt pochlebne opinie, przesądził o losach regionalnej wytwórni.

Zakończenie produkcji nowych animacji było z pewnością związane z ograniczonym budżetem i zmianą polityki firmy, która od tego czasu ukierunkowała się na rozwój przestrzeni muzealnej, a mniejszą część środków przeznaczyła na produkcję kolejnych filmów.

W studiu rozpoczęto prace nad rekonstruowaniem klasycznych animacji rysunkowych bielskiej wytwórni, a także otworzono Centrum Bajki i Animacji OKO, które cieszy się sporym zainteresowaniem zarówno najmłodszych, jak i starszych widzów.

„To miejsce, w którym tradycja łączy się z nowoczesnością, bujna fantazja z możliwością realizacji marzeń, sentyment z odkrywaniem czegoś nowego, dorosłość z młodzieńczością.

I gdyby nie owa fantazja, determinacja, miłość do kina, to, co teraz nazywamy klasycznym, nigdy nie powstałoby w czterech ścianach przy ulicy Cieszyńskiej 24.

Studio Filmów rysunkowych w Bielsku-Białej dostarczyło młodemu pokoleniu wielu niezapomnianych przygód, inspiracji i doświadczeń, które wspominane są z ogromnym sentymentem w dorosłości. To była historia o pasji do filmu, przygoda życia, chęć stania się i pozostania legendą” − mówi Don Pedro, szpieg z Krainy Deszczowców.

Choć na ten moment trudno mówić o homeryckim pomniku twardszym niż ze spiżu w przypadku liczącej blisko stulecie tradycji bielskiego studia, tak jednak kontynuacja pracy, jak i ponadczasowość tworzonych tu animacji są niepodważalne. Regionalność, kultowość i tradycja to hasła, które przyświecają obecnemu Centrum Animacji w Bielsku-Białej i które z pewnością mogłyby zdobić jego wejście.

___
Grafika: Anna Malarz
Tekst ukazał się w #17 magazyn

Teksty
Maciej Budkiewicz