W drodze na Mulholland Dr.

W ubiegły poniedziałek w ofercie Kina Konesera w kinie Helios w Bielsku-Białej znalazł się klasyk Davida Lyncha - Mulholland Drive. Niedawno zmarły reżyser łączy w tym thrillerze mistrzowskie kadry z klimatyczną muzyką i nieustannym napięciem.

Mulholland Drive to obraz złożony z wielu elementów fabuły, fragmentarycznych, nie zawsze logicznie połączonych. Jest wyjątkowy pod tym względem –  mimo niepełnego zrozumienia przeze mnie ciągu przyczynowo-skutkowego na seansie, miałem poczucie zetknięcia się z naprawdę pięknie wyglądającym i brzmiącym filmem.

Betty czy Diane?

Betty (Naomi Watts) przeprowadza się do Hollywood. Taki początek fabuły nie wydaje się zapowiadać niczego nowego w kinowym świecie. Bohaterka chce zostać aktorką, jedyną kwestią jest to, czy jej się uda.. David Lynch wziął ten prosty pomysł i zamienił go w wielką grę różnych gatunków, utworów i przedstawień, które powoli ujawniają znaczenie filmu. Pozostawia widzom różne tropy, przynęty, które nie zawsze prowadzą do celu, jakim jest zrozumienie Mulholland Dr. 

Silencio… No hay banda…

Czy wszystko w Hollywood to nagranie? Fejk? Hologram? Lynch ujawnia swoje stanowisko przez pojedyncze, symboliczne sceny. Synteza sztuk w Mulholland Drive jest na najwyższym poziomie. Piękne utwory śpiewane przez bohaterki, krótkie scenki castingowe, które eksponują talent aktorski Naomi Watts i innych. Uważam, że to ona zasługuje na największe oklaski za swój performance. Gra naturalnie, gra sztucznie, gra jak na castingu. Jeśli film zostałby pozbawiony reszty elementów, jak muzyka czy scenografia, to dalej monodram z Watts w głównej roli byłby warty obejrzenia. Jej ekspresja jest w Mulholland Drive dobrze widoczna przede wszystkim poprzez zbliżenia.

Kwestia Pana Roque

Ten film Lyncha jest określany przede wszystkim jako thriller. Podczas oglądania było to po prostu czuć. Kadry z ręki podczas spaceru po nowym mieszkaniu, a i przede wszystkim pełna napięcia muzyka nie pozwalały zrelaksować się podczas seansu. Aura tajemniczości Mulholland Dr. jest niepowtarzalna. Od początku dawała mi poczucie, że w świecie przedstawionym stało się coś przerażającego. Pojawia się wiele tajemniczych postaci, jak właśnie Pan Roque (Michael J. Anderson), które nawet nie muszą się odzywać, by emanować grozą. Statyczne kadry i światłocień to dwa elementy, które tworzą niepowtarzalne napięcie w konfrontacji z enigmatycznymi jednostkami. Wszystkie sceny dopełnia oczywiście niezwykła ścieżka dźwiękowa. Na uwagę zasługuje zwłaszcza utwór The Beast Milta Bucknera, ze sceny imprezowej, który tworzy jej klimat.

Ocena: 4/5
Must-see

Recenzje
Jan Luber