Słuchać każdy może
Muzyka na żywo ma w sobie wielką moc. Na dwie godziny stałam się częścią małej społeczności zwanej melomanami.
Odnowiona Filharmonia Śląska jest miejscem godnym polecenia. My zaczynamy wizytę od kawiarni. Czeka na nas niespodzianka. Kawiarnia oczywiście jest, ale na piątym piętrze.
– Przepraszam, na którym? – Pytam miłą panią w szatni.
– Na piątym. Jest winda. – Odpowiada wesoło, widocznie przyzwyczajona do takich reakcji. Winda jest jednak bardzo dobrze ukryta. Co zrobić? Podwijam sukienkę i, na swoich niebotycznie wysokich obcasach, pnę się po stromych schodach do celu. Warto było! Widok rozciągający się za przeszkloną ścianą jest przedni. Kawiarnia powinna się nazywać „Nad dachami Katowic”. Szybka kawa i pokonujemy tę samą drogę, mordercze cztery piętra w dół. Panuje duży ruch na schodach. Jedni wchodzą, inni schodzą. Winda została zakamuflowana tak dobrze, że nie tylko my nie potrafimy jej znaleźć.
Ach, te żyrandole
Sala jest odnowiona i bardzo ładna. Mama opowiadała mi o wielkich żyrandolach, które wiele lat temu zrobiły oszołamiające wrażenie na jej kolegach ze szkoły podstawowej. Ich nauczyciel muzyki, pan L., poświęcał swój prywatny czas i raz w miesiącu, w piątki, zabierał chętnych do filharmonii. Zbierało się kilkudziesięciu uczniów! Dzieciaki wypełniały niemal cały autobus, a potem tramwaj. Nie jeździli tylko najlepsi uczniowie, ale również zwykłe rozrabiaki, które tam na chwilę grzeczniały. Mama zawsze z wielką życzliwością wyraża się o swoim nauczycielu. Takich jak on już nie ma.
Suwak inżyniera Karwowskiego
A żyrandole wiszą! Każdy z nich ma z dwieście żarówek. Oszacowałam to po dość długim wpatrywaniu się w sufit. Na moją uwagę o oświetleniu tata przypomniał scenę z kultowego filmu „Czterdziestolatek”. Inżynier Stefan Karwowski, kiedy był w filharmonii i nudził się okrutnie, postanowił obliczyć ile osób może zginąć przyciśniętych wielkim żyrandolem, gdyby ten nagle się urwał i spadł na publiczność. Wziął pod uwagę wszystkie potrzebne dane, odległość, przybliżony ciężar oraz rozrzut oderwanych elementów. Miał wtedy suwak logarytmiczny – przyrząd matematyczny tylko dla wtajemniczonych. Dzisiaj użyłby pewnie zwykłej komórki.
Nuda? Nigdy!
Opera i filharmonia mają coś wspólnego. Obowiązują tam pewne stałe elementy: dyrygent, batuta, sposób witania się z orkiestrą. To nie tylko muzyka, lecz gra, czasem wręcz aktorska. Dyrygent podryguje, kiwa się na boki, macha ekspresyjnie rękami. Schyla się, czasem podskakuje. Wszystko to tworzy dość osobliwy taniec.
W Katowicach muzyka była wspaniała, artyści nie zgubili ani jednej nuty, żadnej też nie dodali. Dzięki doskonałej akustyce dźwięki rozchodziły się równo we wszystkich kierunkach, wypełniając całą przestrzeń. Zaczęłam się obawiać, że mój świeżo założony aparat ortodontyczny wpadnie w rezonans. Gdy słyszę, że w filharmonii najlepiej się śpi, to nie rozumiem takiej opinii i będę prowadzić krucjatę, by to zmienić. Wyśmienita muzyka, atmosfera, artyści… to mało?
XV Symfonia G-dur KV 124 W.A. Mozarta i III Kwartet smyczkowy es-moll op. 30 Piotra Czajkowskiego pod dyrekcją Roberta Kabary były przepiękne. Kameralna orkiestra skrzypcowa prezentowała się na scenie wybornie. Pierwsze skrzypce to prawdziwy wirtuoz z włosami do ramion spiętymi w kucyk. Jednak ja od początku upatrzyłam sobie innego muzyka. Był to kontrabasista (zawsze lewa strona sceny). Wyróżniał się spośród innych nie tylko najcięższym instrumentem, lecz także wyglądem. Gęste włosy do ramion podskakiwały, gdy wprawiał kontrabas w ruch… Słuchałam go zachwycona.
Nowy trend
Średnia wieku wynosiła 60+. Jeśli szukasz w filharmonii dziewczyny, chłopaka, żony czy męża, możesz się sromotnie zawieść. Jeśli to dalej pójdzie w tym kierunku, to za dwadzieścia lat filharmonie będzie można zburzyć i zaorać. Trzeba szybko znaleźć sposób na popularyzację muzyki poważnej.
Chyba wszyscy znają subkulturę zwaną hipsterami. Prawdziwy hipster będzie się bronił rękami i nogami przed nazwaniem go w ten sposób, ale ich fryzur i ubioru z niczym innym pomylić się nie da. Zauważywszy jednego szczerze się ucieszyłam. Widząc włosy tylko na połowie głowy i imponującą, długą brodę, zaczęłam się zastanawiać, gdzie są jego czarne Raybany. Kilka sekund poszukiwania i znalazłam. Chwilowo miał je w ręce. Widok tego miłego pana utwierdził mnie w przekonaniu, że teraz hipsterzy chcą być jeszcze bardziej vintage. Ze starych płyt winylowych przerzucili się na klasyczną muzykę na żywo. BO MOZART MA MOC!
Zdjęcia: facebook.com/filharmonia.slaska
Korekta: Judyta Niedośpiał