W subiektywie Zośki – ich liebe Berlin
Zobaczyć na własne oczy babilońską Bramę Isztar było moim marzeniem. Naczytałam się wiele, oglądałam zdjęcia, ale obcowanie z żywą sztuką jest czymś, czego nie da się zastąpić nawet najlepszą opowieścią. Dla wielu podróż do Berlina to także zetknięcie się z historią miasta, podzielonego na kilkadziesiąt lat żelazną kurtyną. Dwie dekady, które minęły od czasu obalenia muru, pozwalają już na pewien dystans. Dla miłośników historii bliższej i dalszej wyprawa do Berlina wydaje się być koniecznością.
Muzeum Pergamońskie jest jednym z kompleksu pięciu muzeów znajdujących się nad Szprewą na słynnej berlińskiej Wyspie Muzeów (Museumsinsel). Nazwę zawdzięcza wielkiemu ołtarzowi Zeusa, zwanemu Ołtarzem Pergamońskim, wzniesionemu w 180 p.n.e. Wyruszam z rodzicami wczesnym rankiem, przed nami długi kawał dość nudnej drogi. Po sześciu godzinach parkujemy pod hotelem. Dostaję 20 euro, kilka rad i uzbrojona w nowoczesną mapę, czyli aplikację Berlin Travel Guide oraz staromodny przewodnik wyruszam w miasto. Komunikacja jest tu doskonała, ale jak zawsze wybieram najbardziej sprawdzone metody przemieszczania się po mieście, czyli na piechotę. Tylko w chwilach zwątpienia schodzę pod ziemię i mknę metrem. Za godzinę mamy się spotkać pod muzeum.
Kolejka w słońcu
Wielokulturowy tłum czeka w długiej kolejce w pełnym słońcu. Pan z obsługi skrupulatnie odlicza wychodzących i dokładnie tyle samo wpuszcza do środka. Jest przy tym tak sumienny, że aptekarska waga byłaby dla niego narzędziem zbyt niedokładnym. Staję na końcu ogonka amatorów sztuki starożytnej przypiekanych lipcowym słońcem. Czas spędzony w kolejce nigdy nie jest stracony. Z tłumu należy wyłowić chętnych na miłą pogawędkę. Tym razem są to Masza i Siergiej z Petersburga. Nigdy nie przegapiam możliwości, by troszkę porozmawiać i ćwiczyć swój rosyjski. Ta sympatyczna para to studenci Akademii Sztuk Pięknych – РОССИЙСКАЯ АКАДЕМИЯ ХУДОЖЕСТВ. Spędzili też kilka dni w Polsce i bardzo im się podobało, zwłaszcza Gdańsk. Uff. Zgrabnie omijamy wszystkie niebezpieczne tematy i rozmawiamy o czymś, co jest zupełnie dla nich i dla mnie neutralne, czyli o Babilonie, Sumerach i bogach olimpijskich. Wtedy pojawiają się rodzice. Wyraźnie ucieszeni, że dotarłam wcześniej i że będą stać krócej w kolejce. Wyczułam podstęp…
Brama Isztar
Wejście do muzeum to jedno, a zakup biletów to drugie. Czyli znowu w kolejce…
Najpotężniejsza brama w Babilonie została zbudowana w 575 roku p.n.e. za panowania Nabuchodonozora II, tego samego, który podbił Jerozolimę i całkowicie ją zburzył. Brama została wzniesiona ku czci Isztar, bogini wojny i miłości. Prowadziła do centrum miasta, gdzie znajdowała się Wieża Babel, czyli ziggurat sumeryjskiego miasta. Piękno glazurowych, błękitnych cegieł sprawia, że każdy z odwiedzających stoi jak zaczarowany. Z otwartą buzią dołączam do innych. Próbuję jak najwięcej zapamiętać. Żyrafy, lwy, smoki, doskonała symetria i dbałość o każdy detal zachwycają. Gdy myślę, że już mnie nic nie zaskoczy, widzę kopię steli z kodeksu Hammurabiego (oryginał w Luwrze). Stelę, dla podkreślenia jej znaczenia, ustawiono przy największej świątyni, by każdy wiedział, jakie w Babilonie obowiązuje prawo. Tekst spisano pismem klinowym w dialekcie języka akadyjskiego. Próbuję przypomnieć sobie, jak dokładnie brzmiały najsłynniejsze słowa kodeksu prawnego: „Oko za oko, ząb za ząb”. Z pomocą przychodzi mi Internet. Szybko sprawdzam: „§ 196: Jeśli obywatel oko obywatelowi wybił, oko wybiją mu”, i „§ 200: Jeśli obywatel ząb obywatelowi równemu sobie wybił, ząb wybiją mu”. Obiecałam sobie przestudiować temat dokładniej po powrocie do domu i odnaleźć na steli miejsce, gdzie zostało to zapisane.
Ołtarz Pergamoński
Ołtarz zaliczany jest do szczytowych osiągnięć sztuki hellenistycznej. Ma kształt prostokąta z dwoma wysuniętymi bocznymi skrzydłami. Pośrodku są monumentalne, dwudziestometrowe schody. Powyżej cokołu jest fryz przedstawiający sceny walki bogów z gigantami. Na ścianie wschodniej uwieczniono bogów olimpijskich (Zeusa, Atenę, Artemidę, Aresa, Herę i pięknego Apolla), na przeciwległej są bogowie Ziemi. Z południowej strony patrzą Helios, Eos i Selene – bogowie światła. Schody, niczym luksusowy komplet wypoczynkowy, służyć mogą jako miejsce regeneracji dla umęczonych turystów. Pozycji można przybrać kilka i nadal w pełni podziwiać sceny z gigantomachii. Ja kładę się jak długa, pod głową moszczę torbę. Zamierzam tu zostać do jutra. Co prawda Jan Ewangelista w Apokalipsie nazywał ten ołtarz tronem szatana, ale jestem tak zmęczona, że wszystko mi już jedno. Zamykam na chwilę oczy… Mama twierdzi, że ucięłam sobie drzemkę. A to dopiero było pierwsze piętro…
Sztuka Islamu
Z ciekawością oglądam zbiory w tej ekspozycji. Z wypiekami na twarzy wiele z nich oglądałam w ich naturalnych miejscach i podziwiałam w całej ich okazałości w Kordobie, Granadzie, Maroku czy Iranie, więc wielkiego wrażenia na mnie ta wystawa nie robi. Przyznać jednak trzeba, że sztuka islamska ze swoim przywiązywaniem wagi do pięknych kolorów, detali i ornamentalistyki zawsze zachwyca.
Ich bin (ein) Berliner
Wychodząc, mam ciągle przed oczami łuk Bramy Isztar i błękit ceramicznych cegieł. Szybko wracam do współczesnego Berlina, który wygląda teraz jak wielki plac budowy i nie zachwyca, ale trzeba uczciwie przyznać, że ma w sobie jakiś czar. Przede mną kolejne punkty zwiedzania. Na ten dzień mam w planach jeszcze Checkpoint Charlie. Było to jedno z najbardziej znanych przejść granicznych między NRD a Berlinem Zachodnim. Obecnie znajduje się tu Muzeum Muru Berlińskiego oraz symboliczny punkt kontroli granicznej. Dziś to tylko atrakcja turystyczna, gdzie za 2 euro można sobie zrobić zdjęcie z przystojnymi statystami przebranymi w amerykańskie mundury. Opuszczam świat Sumerów i wsiadam w szóstą linia metra, by zobaczyć pozostałości po czasach, gdy w Berlinie murem oddzielono Wschód od Zachodu. Znowu się rozstajemy, rodzice wybierają kolejkę naziemną (S-Bahn), ale niemal równocześnie docieramy na miejsce. Pełno tu turystów robiących zimnowojenne zdjęcia. Odpowiedni nastrój budują budki strażnicze, zasieki, worki z piaskiem i powiewające amerykańskie flagi.
Muzeum Muru Berlińskiego przy Checkpoint Charlie mieści się na trzech piętrach budynku przy Friedrichstraße. Obejrzeć tam można eksponaty, filmy, dokumenty i fotografie układające się nie tylko w opowieść o samym murze, ale również o tamtych czasach. Najwięcej miejsca poświęcono dramatycznym ucieczkom. Można przyjrzeć się z bliska przekopywanym przez uciekinierów tunelom, schowkom w samochodach, własnoręcznie skonstruowanym przez nich samolotom, balonom na gorące powietrze czy nawet kajakom. Niedaleko muzeum znajduje się pomnik Petera Fechtera. Młody, 18-letni zaledwie, chłopak był pierwszą ofiarą tamtych lat. Niemal udało mu się uciec na zachodnią stronę. 17 sierpnia 1962 roku został jednak postrzelony na pasie ziemi niczyjej i pozostawiony tam, by wykrwawił się na śmierć. Alianci nie chcieli interweniować w obawie przed konsekwencjami wtargnięcia na terytorium NRD. Chłopak leżał tam kilka dni… Stoję chwilę w zamyśleniu i nie potrafię sobie wyobrazić tamtego świata. Jadę, gdzie chcę, zwiedzam, co lubię, mogę myśleć samodzielnie. Winą Petera było tylko to, że chciał być wolny. Taki też napis widnieje na cokole. Głos taty przerwał mi moją zadumę: „… chciał niewiele, bo tylko wolności, jednak wtedy było to za dużo”. My, młodzi, tego nigdy nie zrozumiemy, chociażby nam to tłumaczono na wszystkie możliwe sposoby.
Pierwszy dzień zwiedzania kończymy w restauracji Paris Bar na Kantstrasse, która jest dla Berlina tym, czym dla Krakowa kultowa Piwnica pod Baranami. Podają tam głównie francuskie dania, ale większość klientów odwiedza ją ze względu na legendę i urokliwość tego miejsca.
Zdjęcia: Zosia Pietrzykowska
Korekta: Ewa Kuchta