Marmurowa świątynia dumania

Niedawno w Bielsku-Białej postawiono nowoczesne toalety, każda za 290 tys. złotych. Czy są warte takiej sumy? Oto relacja.

Jonasz Cecerski

Stanąłem przed prawdopodobnie najdroższą toaletą w Bielsku-Białej. Wrzuciłem złotówkę do odpowiedniego otworu. Drzwi, podobne do tych w nowych windach, otworzyły się. Światło się zapaliło, metalowa muszla wysunęła się ze ściany. Zobaczyłem też podajnik papieru, dwa wieszaki, miejsce do przewijania niemowląt i pionowy szyb wentylacyjny z wcięciem w ścianie, który później okazał się być umywalką. Powiesiłem kurtkę. Z głośnika w górnym prawym rogu usłyszałem komunikat, którego nie zacytuję, bo był tak długi, jak cały ten artykuł. Dowiedziałem się z niego, że po 15 minutach drzwi otwierają się na oścież, a do kosza nie wolno wyrzucać papierosów, strzykawek i innych niebezpiecznych przedmiotów. Głos z głośnika zapewniał, że muszla została umyta i wysuszona. Kiedy pięciominutowy komunikat dobiegł końca, zabrzmiał śpiew ptaków i szum strumyka. Usiadłem.

Korzystanie z tej toalety jest przyjemne. Albo raczej – nie jest nieprzyjemne. Nawet, jeśli nie ma się telefonu ani niczego do czytania, nie sposób się tu nudzić. Patrzyłem na wyświetlacz, który odmierzał mi 15 minut – zostało już tylko 9.

Można poczytać informacje na stanowisku do przewijania dzieci, oczywiście jeżeli ktoś potrafi czytać po angielsku, hiszpańsku, niemiecku, francusku, włosku, czesku czy japońsku. Kusiło mnie, żeby nacisnąć przycisk „alarm” , który wzywa straż miejską, a potem go wyłączyć, ale bałem się kłopotów. Najciekawszy był automatyczny podajnik papieru. Jest tuż nad muszlą, wystarczy przechylić się nieco w prawo, by papier zaczął się rozwijać. Z tego powodu nie mogłem się ruszać. Zauważyłem tradycyjny podajnik dla osób nieoswojonych z technologią. Jednak kiedy urywałem sobie kawałek papieru, uderzyłem palcami w ten nowoczesny podajnik. Na szczęście skończyłem wtedy wiadomą czynność. Myślałem, że kiedy wstanę, włączy się spłukiwanie wody, bo tak zapewniał komunikat, tak się jednak nie stało. Nie zastanawiałem się nad tym i podszedłem do umywalki. Gdy włożyłem do niej rękę, poleciało trochę mydła, potem przez około 20 sekund leciała ciepła woda. Na końcu włączyło się suszenie. To była rzecz, na którą chyba zabrakło kasy, bo suszy bardzo słabo. Dobrze, że w automatycznym podajniku nadal była nadwyżka papieru. Co ciekawe, gdy dostałem mydło, woda w toalecie została od razu spłukana. Chciałem sprawdzić, czy to przypadek, dlatego skorzystałem z umywalki jeszcze raz i sytuacja się powtórzyła. Nagle usłyszałem pikanie, przypominające odliczanie do startu. Odwróciłem się i zobaczyłem, że wyświetlacz pokazuje 56… 55… 54…  Kiedy czas minął, drzwi faktycznie się otworzyły. Wyszedłem, a drzwi się zamknęły. Słyszałem, jak muszla chowa się w ścianie, a potem jest myta i suszona.

Jakie wnioski? To najlepsza toaleta publiczna, z jakiej korzystałem. Bardzo higieniczna i bezpieczna, jeśli siedzi się tam krócej niż 15 minut. Problemem, albo może dobrą zabawą, jest ten automatyczny podajnik papieru. Co można by poprawić? Można choćby go przestawić. Fajna byłaby też tablica, na której można się podpisać. Brakuje też rzeczy ważnej dla mnie – stojaka na rower. Na szczęście obok stoi jeden z tych brązowych słupów z drogowskazami, do którego można przypiąć swój pojazd. I może jakieś wi-fi? Myślę, że taka toaleta jest warta kupna (żart słowny) nawet za taką cenę!

Zdjęcie: Sandra Szuta
Korekta: Kamila Białożyt

Teksty