W każdym człowieku jest teatr
Czasy się zmieniają, a teatr wciąż pozostaje ten sam. Czy aby na pewno? Aktor Teatru Polskiego w Bielsku-Białej - Kazimierz Czapla opowiada o tym, jaki jest teatr po wielu latach jego pracy na scenie.
W każdym człowieku jest teatr. Wyobraźcie sobie dziecko, które bierze kawałek patyka do ręki i udaje żołnierza czy dziewczynkę, idącą na spacer z małym wózeczkiem, wiozącą lalkę i jej przekonanie, że jest mamusią. Bawią się w tatę, mamę, w nauczyciela… A przecież to jest teatr, to już jest teatr, bo to już jest rodzaj fikcji. Wyjście z rzeczywistości, która nam czasami nie odpowiada.
Jako dorośli robimy to samo. Nawet w większym stopniu, tylko że często nie mamy odwagi się do tego przyznać.
W szkole średniej zaczęło się już na poważnie. Nauczyciele namawiali mnie do tego, żebym pomyślał o aktorstwie. Tym bardziej, że niezbyt byłem zainteresowany przedmiotami ścisłymi. Bardziej kierunkami humanistycznymi. I tak to się potoczyło. Kółka teatralne, szkolne występy. Potem matura. A wszystko to stało się w czerwcu, w roku 1970. Wtedy dostałem się do szkoły teatralnej. Skończyłem tę szkołę i wróciłem z powrotem do mojego rodzinnego, pięknego miasta Bielska-Białej. Taki był początek.
Przyszedłem do wspaniałego zespołu, w którym było bardzo dużo starszych aktorów. Sędziwi ludzie nadawali ton, można się było od nich uczyć. To cudowne, dlatego że po szkole człowiek jest jeszcze surowy i musi okrzepnąć. Właściwie zaczyna się cała poważna zabawa… Przygoda z teatrem. Zostałem rzucony od razu na głęboką wodę, ponieważ 1 sierpnia 1974 roku zostałem przyjęty, a we wrześniu grałem potężną rolę w spektaklu „Latające narzeczone”. I na przygotowanie tej głównej roli miałem tylko 7 dni, ponieważ pierwszy aktor odszedł, a żeby nie stracić przedstawienia i wysiłku kolegów, trzeba tę lukę jakoś wypełnić. Więc dyrektor poprosił mnie o zrobienie zastępstwa. Zgodziłem się.
Z czasem wszystko ulega zmianie. Bo do teatru ludzie chodzą albo i nie chodzą. Wtedy chodzili, potem była straszna klapa, przerwa. Kiedy teatry przechodziły spod skrzydeł ministerstwa kultury do samorządów. Były momenty, kiedy zastanawiałem się, czy wytrzymam w tym zawodzie, czy dam radę. Bo graliśmy, graliśmy… A były takie momenty, gdzie dla 15/20 osób przychodziliśmy tylko do pracy. Masakra. Życzliwi ludzie mówili nam: „Wytrzymajcie, to minie, będzie dobrze”. I tak się stało. Przetrzymaliśmy to. Wiele rzeczy się po drodze zmieniało. Cały świat dookoła nas ciągle się zmienia, a teatr ma ten świat porządkować. Zmieniamy się jako ludzie, zmieniamy pewne rzeczy, system się u nas zmienił.
To na pewno nie jest ta sama scena, na której zaczynałem. Chociażby nasze „Latające narzeczone” , które grałem 40 lat temu i dzisiaj jako „Boeing, Boeing” . To jest zupełnie inna scenografia, bardziej nowoczesna, są inne możliwości techniczne, bo technika w teatrach idzie wciąż do przodu. Jest niesamowita aparatura, nowoczesne nagłośnienie, wspaniały park oświetleniowy, wiele możliwości… Tego wtedy nie było. Na zapleczu stał człowiek, miał magnetofon „ZK 140” co na tamte czasy było nowoczesną aparaturą. Nie ma porównania do współczesności. Mamy dostęp do wszystkiego i z tego korzystamy.
Obecnie jest już coraz mniej starszych aktorów. Mało w porównaniu z tym, co ja zastałem przychodząc tutaj. Najlepiej widać to w spektaklu „Sześć wcieleń Jana Piszczka”. Zderzeniu teatralnym młodych i nas, seniorów. To było niesamowite, bo poczuliśmy się jak jedna, wielka, wspaniała rodzina. Ludzie mogą myśleć, że ze względu na mój wiek jestem zmęczony, popadam w rutynę. Niech ręka Boska broni od rutyny. Rutyna wszystkich zabija. Z wiekiem, wychodząc na scenę, czuję coraz większą odpowiedzialność i tremę, nie wiem skąd się to bierze. Właśnie chyba z tej odpowiedzialności, z tego, że coś tam w życiu już wyskrobałem i teraz nie chcę tego utracić.
Zagrałem w swoim życiu około 200 ról. To ogromny wysiłek. W tej chwili też gram duże role. W każdą staram się włożyć jak najwięcej swojej pracy. Żeby się podobała, żeby była zrozumiała. Pomimo wszystko, teatr nie jest moim życiem. To solidnie wykonana praca, a życie ma przecież i inne swoje uroki – wnuki, podróże, przyjaciele, rodzina. To rzeczy dla mnie ważne.
Teraz siedzimy w garderobie. Siedzą tutaj ze mną młodzi ludzie, mam z nimi znakomity kontakt. Nie patrzą na mnie jak na dinozaura, nasza relacja polega na akceptacji. Życie nigdy nie jest takie samo. Ono nieustannie się zmienia… Właśnie w tym tkwi jego największy urok. Ale cieszy mnie to, że pomimo tych przemian, pod tym względem się nic nie zmieniło…
Kazimierz Czapla – aktor Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, trzykrotny laureat plebiscytu na najlepszą kreację aktorską, zdobywca trzech Złotych Masek (ostatnia w 2016 roku za rolę Wokulskiego w „Lalce” Teatru Polskiego). W 2004 roku uhonorowany Ikarem Prezydenta miasta Bielsko-Biała za wybitną działalność w dziedzinie kultury i sztuki.
Artykuł został opublikowany w #5 magazynie redakcjaBB.
Zdjęcie tytułowe: Krzysztof Grabowski
Zdjęcie w artykule: Monika Stolarska
Korekta: Aleksandra Dębińska