Łyżwiarstwo mam zapisane w genach

Przynajmniej część z nas pamięta, że Igrzyska Olimpijskie w Soczi w 2014 roku zapisały się złotymi zgłoskami na kartach historii polskich sportów zimowych. Bez względu na to, jak pójdzie naszym zawodnikom i zawodniczkom w trwających właśnie Igrzyskach, warto sobie przypomnieć o sukcesach naszej kadry sportowej.  Konrad Niedźwiedzki, o łyżwiarstwie i nie tylko.

redakcjaBB: Kiedy i od kogo zaraziłeś się łyżwiarstwem szybkim?

Konrad Niedźwiedzki: Moi rodzice w przeszłości jeździli na łyżwach, ojciec realizował się również jako trener. Byłem aktywnym i żywiołowym dzieckiem, jednak łyżwiarstwo mnie nie interesowało. Wszystko zmieniło się, kiedy w wieku siedmiu lat zacząłem chodzić na treningi w Zakopiańskiej Szkole Mistrzostwa Sportowego, gdzie ojciec prowadził grupę chłopaków zdecydowanie starszych ode mnie. Po jakimś czasie zaciągnąłem się do małej grupki utworzonej w Zakopanem. Spotykaliśmy się popołudniami pięć razy w tygodniu na różnego rodzaju treningach. Mając 11 lat, na swoich pierwszych ogólnopolskich zawodach zwyciężyłem we wszystkich biegach mojej kategorii oraz wygrałem cały cykl Ogólnopolskich Zawodów Dzieci. W roku 1997 pojechałem do Holandii na zawody Viking Race w Heerenveen, gdzie dostałem od rywali ostro po tyłku, ale to mnie tylko bardziej zmotywowało. Za trzecim razem na tym samym turnieju udało mi się zdobyć dwa medale. Wówczas zrozumiałem, że warto jest trenować. Wybierając Liceum Ogólnokształcące Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem, podjąłem decyzję, że chcę pozostać w łyżwiarstwie, chcę się dalej ścigać i rozwijać.

redakcjaBB: Czy miałeś w dzieciństwie swojego idola?

Konrad Niedźwiedzki: Jednym z moich idoli był Steve Jobs. Myślę, że miał niesamowity charakter, świetnego „nosa” i przeczucie do tego, co robił. W świecie sportu moim ulubieńcem był Lance Armstrong, dopóki nie został przyłapany na dopingu. Wyszedł z tak ciężkiej choroby jaką jest nowotwór i wrócił do kolarstwa. Pomógł też wielu osobom chorym na raka. Kiedy przygotowywał się do startu, nic poza wyścigiem go nie interesowało. Skupiał się tylko na tym. Szkoda, że jego historia tak się potoczyła.

redakcjaBB: Łyżwiarstwo jest sportem zimowym, ale czy trenujecie też latem? Na czym taki trening polega?

Konrad Niedźwiedzki: Oczywiście to sport zimowy, natomiast często śmiejemy się, że od kiedy łyżwiarstwo przeniosło się do hali, gdzie panują temperatury rzędu 13-14 stopni Celsjusza, jest już także sportem letnim. Sezon trwa praktycznie do końca marca, a treningi zaczynam już końcem kwietnia. Rocznie przejeżdżam na rowerze, który jest naszym głównym środkiem treningowym, ok. 6000-7000 km. Do tego siłownia, różnego rodzaju ćwiczenia, trening łyżwiarski oraz rolki. W okresie roztrenowania bardzo ważne jest pływanie. My, panczeniści, przebywamy bardzo długo w dość nienaturalnej pozycji, która nie jest najlepsza dla naszego kręgosłupa. Żeby go odciążyć i rozluźnić mięśnie, bardzo często chodzimy na basen.

redakcjaBB: Jakie są największe wyrzeczenia związane z łyżwiarstwem? Czy stosujesz jakąś specjalną dietę?

Konrad Niedźwiedzki: Podchodzę do tego nieco inaczej. Wyrzeczenie to zakaz. Coś, czego nie możesz robić. Natomiast dla mnie łyżwiarstwo jest przede wszystkim pasją, która kocham i dzięki której się realizuję…

…na konkretnej diecie nie jestem, aczkolwiek bardzo uważam na to, co jem. Staram się, by moje posiłki były bardzo zbilansowane. Jem drób, wołowinę, mniej wieprzowiny, mniej tłustych czy smażonych rzeczy. Prawie w ogóle nie piję napojów gazowanych, a także mocno ograniczam słodycze.

redakcjaBB: W karierze każdego sportowca bywają lepsze i gorsze chwile. Czy był taki moment, kiedy chciałeś sobie powiedzieć „dość”?

Konrad Niedźwiedzki: Pierwszy dołek miałem w wieku czternastu lat, kiedy wygrałem swój bieg na Mistrzostwach Polski Młodzików, ale zostałem zdyskwalifikowany, bo pomyliłem tory. Nie pojechałem przez to na zawody Viking Race do Holandii, ponieważ mógł w nich uczestniczyć tylko Mistrz Polski. W tym czasie bardzo pomogli mi rodzice. Młody człowiek, który ma swoje ambicje, nie rozumie, że przez jakiś błąd nie jedzie na zawody, o których marzył. Drugi taki dołek był w 2003 roku. Leciałem do Japonii na Mistrzostwa Świata Juniorów jako jeden z faworytów do medali. Niestety doznałem tam kontuzji kostki, co skończyło się gipsem na nodze. Zawody oglądałem z trybun. Igrzyska Olimpijskie w Vancouver też nie były najlepszym momentem. Wiedziałem, że stać mnie na lepsze wyniki, ale nie poszło tak, jakbym tego chciał. Tak samo było w Soczi. Miałem bardzo dobrą dyspozycję, a mimo to w biegu na 1500 m, czyli moim ulubionym dystansie, na pierwszych krokach naderwałem mięsień przywodziciela i ciężko mi było ukończyć bieg w dobrym stylu. Staram się jednak te wszystkie potknięcia przekuć na moją motywację do dalszej pracy, na nastawienie: „Dobra, tak to się stało, muszę wyciągnąć wnioski i poprawić to, co wtedy źle zrobiłem”. Dość często udawało mi się po takim dołku osiągać sukcesy. Dwa lata po tym, jak w wieku czternastu lat zostałem zdyskwalifikowany, wygrałem praktycznie wszystkie meetingi. Następnie – rok po złamaniu kostki, zdobyłem srebrny medal Mistrzostw Świata Juniorów, który był początkiem mojej kariery „na poważnie”. Po Vancouver udało mi się dostać do zawodowej grupy holenderskiej, co jest niesłychanie trudne do osiągnięcia. Tam cztery lata trenowałem z najlepszymi zawodnikami na świecie. Tydzień po indywidualnym biegu w Soczi na 1500 m zdobyliśmy z chłopakami (Zbigniewem Bródką i Janem Szymańskim – przyp. red.) brązowy medal w starcie drużynowym. Cieszę się, że zawsze udaje mi się odbić piłeczkę w dobrym kierunku. Czasem jest potrzebny taki zimny prysznic, żeby uświadomić sobie, że jednak potrzeba troszkę więcej skupienia i pracy. Złe momenty się zdarzają. Ważne jest jednak to, żeby nie pociągnęły cię w dół, ale żeby były czymś, od czego można się odbić.

redakcjaBB: Jakie jest Twoje nowe marzenie? Na swojej stronie wspominałeś o zdobyciu medalu olimpijskiego, ale to Ci się już udało.

Konrad Niedźwiedzki: Medal olimpijski był bardzo ciężko wywalczony i ma dla mnie niesłychaną wartość. Jest czymś, co zostanie ze mną do końca życia. Dla mnie wielkim celem jest indywidualne podium Pucharu Świata i nad tym mocno pracuję. Z chłopakami wielokrotnie zajmowaliśmy miejsca w pierwszej trójce drużynowo. Brakuje jednak tej kropki nad „i”. Indywidualnie.

redakcjaBB: Jak wyobrażasz sobie przyszłość po zakończeniu kariery? Chcesz zostać trenerem tak jak Twój ojciec?

Konrad Niedźwiedzki: Posiadam wszystkie uprawnienia, jednak praca w charakterze trenera łyżwiarstwa szybkiego nie jest moim głównym celem. Chciałbym pozostać w sporcie i wykorzystać doświadczenie zdobyte w całej karierze, podczas pobytu w Holandii i wszystkich startów. Nie myślałem o tym specjalnie, ale być może spróbuję swoich sił w zupełnie innej dziedzinie. Marzy mi się stanowisko menedżera, gdzie kilka cech mojego charakteru na pewno będę mógł wykorzystać.

redakcjaBB: Komu dedykujesz swoje zwycięstwa, medale i sukcesy?

Konrad Niedźwiedzki: Na pewno bez rodziców i ich pomocy od najmłodszych lat nie zaszedłbym do tego miejsca, w którym teraz jestem. Oni w odpowiednich momentach byli wystarczająco stanowczy, żeby odwieść mnie od różnych pokus, które nie służyły rozwojowi kariery sportowej. W ciężkich momentach starali się wyciągnąć mnie na prostą, postawić na nogi, dać nową nadzieję. W tych dobrych – cieszyli się ze mną, ale zarazem wpajali takie wartości jak: skromność, opanowanie, stoicki spokój i złoty środek, którymi teraz kieruję się w życiu. Rodzice poświęcali mi dużo czasu. Ojciec długo był moim trenerem. Nadal mi pomaga. Mama zawsze wspiera mnie bardziej mentalnie, dopinguje. Kiedy osiągam dobre wyniki, myślę właśnie o nich.

Dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia w kolejnym sezonie!

Zdjęcie: prywatna kolekcja zdjęć Konrada Niedźwiedzkiego
Korekta: Aleksandra Dębińska