Józek, zaklepuj parawan!

Każdy z nas zna mnogość znaczeń słowa „cebula” i wie, że takim mianem zwykło się określać polskość „w akcji”. Czy ten popularny stereotyp ma przełożenie w rzeczywistości, czy raczej – na przekór wszystkim – powielając go, sprawiamy, że ciągle żyje? Czego dowiadujemy się o sobie, mówiąc o „cebulactwie” i czym ono właściwie jest?

Cebula – scena I

„Te, patrz, tak chyba nie można? Idę zgłosić do recepcji, że ktoś wynosi jedzenie ze stołówki”.

Z tym chyba wszyscy się spotkali – „wyjazd cebuli na wakacje”. Zasiadamy do posiłku, a resztę czasu umila nam dysputa o jakimś pensjonariuszu (Polaku, rozumie się samo przez się) wybiegającym z sali z naręczem pełnym jedzenia. Po pełnym napięcia i okrzyków wzburzenia pościgu wdrożonym przez hotelowych kelnerów, zbieg umyka z drogocenną zdobyczą i pałaszuje ją w odosobnieniu swojego apartamentu.

Myślisz, że na miejscu jedzenia byłbyś szczęśliwy, gdyby ktoś brutalnie wziął cię w ramiona, po czym bezpardonowo wyniósł poza sacrum granic twojej przestrzeni życiowej i pożarł bestialsko w obcym miejscu? Trochę szacunku, cebulo! Jeśli rogalik ma jechać na wakacje, to niech chociaż godnie zakończy swój żywot!

Cebula – scena II

Potem zaś widzimy – przez wizjer w łazience – jak skoro świt nasz hotelowy gość zajmuje parawan na plaży. A gdy już tam schodzimy, wykłada się na leżaku, opalając swój mięsień piwny, jak na samca alfa przystało. Typowy Polak na wakacjach, nieprawdaż?

Ludzie posiadają jedną, bardzo przydatną umiejętność – KOMUNIKACJĘ INTERPERSONALNĄ. Polega na porozumiewaniu się za pomocą słów bądź gestów, a nie rannym schodzeniu na plażę, zajmowaniu miejsca, po czym – gdy pensjonariusze wylegną już z hotelu – świeceniu brzuchem, manifestując swoją nietykalność, niezależność i – przede wszystkim – polskość. Obcokrajowiec też człowiek.

Cebula – scena III

„Ci Polacy to są buraki jednak. Kradną” – mówi jeden Polak do drugiego.

No właśnie. Z ciekawości przeprowadziłem sondę wśród moich znajomych z zagranicy na temat tego, co myślą o Polakach. Wszyscy – o ironio – odpowiedzieli, że nasi rodacy to ludzie bardzo pomocni i gościnni. Przy okazji światło dzienne ujrzał też fakt, że w Niemczech wciąż popularna jest anegdota: „Wyjechał na rowerze, wrócił samochodem” – kolejny skutek działania cebulactwa. Wychodzi więc na to, że proceder dystrybucji cebuli jest aktywny tylko w obrębie naszego kraju, a za granicą – ani widu, ani słychu (no, może poza naszym zachodnim sąsiadem). Więcej wiary w siebie, rodacy!

Jak dla mnie, bierne narzekanie na stan naszego państwa ma dwa potencjalne ujścia: gniew odbiorcy i cebulowa indoktrynacja. W drugim wariancie odbiorca staje po stronie cebuli, kontynuując bezsensowną dyskusję, która do niczego nie prowadzi.

Cebula – wnioski

Śmiem twierdzić, że każdy z was może się odnieść przynajmniej do jednej z podobnych sytuacji i ich interpretacji. Z czego to wszystko wynika? Czynników jest wiele, ale za dyrygenta w ich chórze robi przede wszystkim wrodzona skłonność do narzekania, trucia, wiercenia dziury w brzuchu, psucia krwi (więcej synonimów patrz: słownik). Sam kiedyś podzielałem ten niepochlebny styl bycia, ale koniec końców doszedłem do konkluzji – po co męczyć innych moimi kompleksami „typowego Polaka”, skoro mogę je zatrzymać dla siebie?

Zdjęcie: Maciek Kalabiński
Korekta: Kajetan Woźnikowski