Wolność słowa

Wiele osób nie dostrzega, w którym miejscu przebiega granica pomiędzy przemocą słowną a wolnością słowa. Krzywdzące komentarze wygłaszane publicznie niezwykle często ranią uczucia innych.

Nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie, mamy wyraźny problem z odróżnieniem tego, co jest naszą opinią, od tego, co zaczyna już stawać się zwyczajną mową nienawiści. Ofiarami padają najczęściej całe grupy społeczne kojarzone zazwyczaj z jakimś stereotypowym zachowaniem czy zespołem cech. Niestety często zdarza się nam słyszeć groźby czy wyzwiska pod adresem przedstawicieli danej rasy, religii albo konkretnego pochodzenia etnicznego, innej narodowości, płci, koloru włosów. Ofiarami mowy nienawiści padają osoby związane ze środowiskiem LGBT albo niemówiące w języku polskim. W skrócie: wszystko, co inne, naraża się na falę nieuzasadnionego hejtu.

Większość osób zdaje sobie sprawę, że jest to zachowanie moralnie złe, jednak słyszy się tezy, że skoro pozostaje to w zgodności z prawem, to nikt nie powinien zabraniać nam wyrażania własnych poglądów, mimo że uderzają one w dobro innych. Uzasadnieniem tej tezy ma być „wolność słowa”, co wciąż pozostaje jednak mocno kontrowersyjne…

Czym jest wolność?

Aby odpowiedzieć sobie na pytanie, w którym miejscu kończy się swoboda wypowiadania słów publicznie, należy zastanowić się nad tym, czym jest wolność, a to wcale nie jest takie proste – wielu filozofów zgłębiało ten temat, często dochodząc do zupełnie różnych wniosków.

Moim ulubionym wyjaśnieniem tego słowa jest aforyzm Karola Marksa: Wolność jest to prawo czynienia wszystkiego, co nie szkodzi innym.

Mimo że jego autor w Polsce nie kojarzy się najlepiej, to wcześniej zasięgnięty przeze mnie cytat odnajduje swoje poparcie w wielu innych systemach wartości, np. w katolickim przykazaniu miłości czy po prostu w starym, polskim porzekadle „nie rób drugiemu, co tobie niemiłe”.

Przyjmując więc powyższą definicję, możemy stwierdzić, że wolność słowa polega na możliwości wypowiadania swoich poglądów, mówieniu wszystkiego, co chcemy, aż do momentu, kiedy nie zacznie to działać komuś na szkodę. Nie chodzi tutaj jednak o stwierdzanie faktów albo brak możliwości mówienia przykrej prawdy, ale o obrażanie, propagowanie nienawiści czy namawianie do czynów mogących wyrządzić komuś krzywdę. Nie powinno być więc dozwolone powtarzanie stereotypów, obrzucanie obelgami i kabotyńskie wywyższanie Polaków ponad wszelkie inne narodowości.

Afirmacja łamania norm społecznych

Poprawność polityczna porównywana do nowomowy w wielu środowiskach pozostaje wyśmiewana i nazywana neocenzurą, natomiast politycy, którzy w sposób niekulturalny, często publicystyczny, wypowiadają się na skomplikowane i aktualne akurat tematy, otrzymują poparcie części społeczeństwa za to, że nie boją się mówić, co myślą.

Dostrzegamy więc wyraźny dysonans pomiędzy wypowiedziami wielu polityków, głównie ze środowiska lewicowego, i poglądami ogółu, który wciąż zostaje pejoratywnie nastawiony do nieznanego, nowego i nietradycyjnego.

Pozwolę sobie na podzielenie partii w Polsce na trzy grupy pod względem podejścia do tematu przemian. Pierwszą grupą są zwolennicy wszelkich zmian, które wielu osobom wydają się zbyt skrajne, dlatego są oni wyśmiewani, często traktowani niepoważnie. Drugie wyróżnione przeze mnie środowisko jeszcze niedawno cieszyło się największą popularnością w Polsce, a są to ugrupowania niechętnie nastawione do reform, jednak widzące, że są one nieuniknione. Partie te teoretycznie zgadzają się na zmiany, ale uważają, że powinniśmy unikać gwałtownych konwersji, a idąc na kompromis, małymi kroczkami zaspokajać potrzeby coraz to nowych środowisk.

Problemem jednak jest to, że w ten sposób niezadowoleni pozostaną zwolennicy pierwszej grupy, którzy wciąż nie uzyskają pełnych praw, a także wyborcy ostatniej wyróżnionej przeze mnie kategorii, czyli ugrupowań przeciwstawiających się wszelkim zmianom, stawiających na tradycyjną wizję katolickiej Polski, odciętej od świata, niezgadzającej się na globalizację i multi-popkulturę. Niestety przedstawiciele tej grupy, którzy przekroczyli pewien poziom popularności, pozbawieni są kultury słownej, a ich wypowiedzi bardzo często przypominają groźby.

Wydaje mi się, że ludzie, którzy wciąż czują niechęć do osób LGBT, boją się uchodźców i są przeciwko integracji z Unią Europejską, nie mając innego wyboru, głosują na partie, które krzyczą o zagazowywaniu ludzi, a także dokonują podziałów na lepszych i gorszych.

Środowiska te są uwielbiane za to, że mają odwagę powiedzieć „Murzyn”, co niektórzy traktują już jako łamanie poprawności politycznej, i za to, że obrażają konkretne grupy, bazując na uprzedzeniach. Zachowania karygodne przysparzają im popularności, bo media o nich trąbią, nagłaśniając to jako antyprzykład, zachowanie zwyczajnie bulwersujące, tymczasem ludzie nie przejmują się formą, ale treścią, która wyraża ich poglądy. I to one, myśli ludzi, są tutaj problemem. To, że zabronimy je wypowiadać, nic nie zmieni, bo wciąż pozostaną one skutkiem życia w strachu i zacofania, a także poczucia o własnej, narodowej wyższości białych heteroseksualnych katolików ponad resztą świata.

Jak walczyć z mową nienawiści?

Prawo polskie zabrania obrażania pod kątem wyznaniowym, rasowym, etnicznym i narodowościowym. Jeżeli jednak mowa nienawiść przekroczy pewien stopień, możemy reagować niemal w każdej sytuacji: wyzwiskami możemy paść kiedyś przecież także my.

W Internecie wszelkie wpisy czy komentarze, które wydają się nieodpowiednie, możemy zgłosić za pomocą strony HejtStop, na której wystarczy wpisać link do artykułu i opis, a kolejne osoby przekażą odpowiednie zgłoszenie do organów ścigania. Nie powinniśmy pozostawiać obojętni, zacznijmy reagować.

Każde poglądy można wyrazić w sposób kulturalny i niekrzywdzący nikogo. Wszyscy jesteśmy przede wszystkim ludźmi, a jak pisał Edward Stachura: Dla wszystkich starczy miejsca / Pod wielkim dachem nieba / Na ziemi, którą ja i ty też / Zamieniliśmy w morze łez.

Korekta: Justyna Fołta
Zdjęcie: www.flickr.com