Wszyscy pragniemy dążyć do doskonałości

Dążymy do doskonałości. Kiedy coś nam się udaje, zdobywamy osiągnięcia, wspinamy się na szczyt —  wygrywamy. Natomiast kiedy powinie nam się noga, nic nie idzie po naszej myśli, nie spełniamy własnych lub cudzych oczekiwań — przegrywamy.

Pojawia się płacz i zgrzytanie zębów, bo nagle okazuje się, że jesteśmy słabi, niekompetentni i bezwartościowi. Porażka, zamiast być dodatkowym bodźcem, podcina nam skrzydła. Dlaczego? Jedną z licznych przyczyn jest znaczenie słów „sukces” i „porażka”, które przestały przedstawiać różnice między wynikiem oczekiwanym a realnym —  zamiast tego zaczęły oceniać, pokazywać kto jest gorszy, a kto jest lepszy. 

Jesteś NIKIM

Odniosłeś porażkę? Jesteś beznadziejny. Nie liczysz się. Nie zasługujesz na uwagę, akceptację, na zadowolenie ze swojej osoby. Tymczasem jako człowiek sukcesu możesz być z siebie dumny. Poczucie własnej wartości stoi za tymi wyrazami jak cień — nie pozwala o sobie zapomnieć. Musi być karmione zwycięstwami, żebyśmy mogli czuć się lepiej. Musi być chronione za wszelką cenę.

Żeby osiągnąć cel, staramy się udowadniać innym swoją wartość poprzez różne działania i zamiast zająć się tym, co naprawdę nas pasjonuje —  w efekcie robimy coś, czego w głębi duszy robić nie chcemy.

Gdy cel nie zostaje zdobyty, uświadamiamy sobie, że cała ciężka praca poszła na marne, a my sami jesteśmy do niczego. Stoi za tym błędne przekonanie, że nasze zdolności, talenty i inteligencja są niezmienne oraz odziedziczone. To prowadzi do ciągłego szukania okazji do sprawdzenia, czy jest się „górą”, ponieważ musimy wiecznie udowadniać, że owe zdolności posiadamy.

Porażka jest zagrożeniem dla naszej samooceny. Jest czymś, czego należy unikać, co trzeba usuwać — a nie czymś, z czego należy po prostu wyciągać wnioski. Nasze umysły mają jednak przygotowanych kilka sprytnych sztuczek, dzięki którym są w stanie skutecznie nas oszukać i zneutralizować bolesną informację o przegranej.

Pierwszą z nich jest tendencja do wyjaśniania porażek przyczynami zewnętrznymi (np. przegrałem w tych zawodach, bo moi konkurenci trenują dłużej ode mnie), a sukcesów —  wewnętrznymi (np. ciężko przygotowywałem się do tych zawodów). Psychologowie nazywają takie wymówki egotyzmem atrybucyjnym.

Kolejnym przykładem jest znane każdemu zwlekanie, nazywane też samoutrudnianiem bądź jeszcze bardziej fachowo-prokrastynacją: Musisz nauczyć się na ważny sprawdzian z matmy, ale nagle przypominasz sobie, że dawno nie odwiedzałeś chorej babci albo że miałeś wynieść śmieci? — Kto z nas tak nie miał?

Wszystkim znany jest też motyw studenta sprzątającego pieczołowicie pokój tuż przed sesją. Innymi słowy, zaczynamy robić rzeczy, które pochłaniają nasz cenny czas i obniżają nasze szanse na sukces —  tylko po to, by później mieć doskonałą wymówkę w wypadku przegranej.

Zwlekanie nie jest rezultatem lenistwa, tylko strachu przed tym, że nie poradzimy sobie, ponieważ czujemy, że zadanie może być zbyt trudne. Po prostu boimy się zaryzykować.

Daj sobie szansę

Tymczasem warto wierzyć, że podstawowe zdolności można rozwijać poprzez ciężką pracę i doświadczenia. Każdy z nas ma ukryty potencjał, który tylko czeka, by zostać odkrytym w wyniku treningu oraz pasji. Wtedy wyzwania nas nie przerażają — tylko ekscytują, ponieważ wiemy, że mogą nas czegoś nauczyć. Porażki, zamiast dołować — zachęcają, dodają impulsu do jeszcze większego wysiłku, bo tkwi w nas nadzieja i wiara, że z każdym dniem będziemy coraz lepsi. Dlatego lepiej być chwalonym za ciężką pracę, a nie za inteligencję czy kreatywność bowiem to właśnie samokontrola i wytrwałość mają większe znaczenie, niż jakiekolwiek talenty.

Paraliżuje mnie wprost widok pustego płótna, które zdaje się mówić „nic nie wiesz”. Puste płótno obawia się pasji malarza, który ma odwagę, by przełamać magię tej „niewiedzy”. Życie także zwraca ku człowiekowi białą, niezapisaną, beznadziejnie pustą kartę. Lecz człowiek z wiarą i energią nie boi się tej pustki. Wkracza w nią, działa, buduje, tworzy. I w końcu karta wypełnia się bogatym wzorem życia -mówi Vincent Van Gogh- postać w biografii „Pasja życia” Irvinga Stone’a.

Patrząc na płótno życia, boimy się, że namalowane przez nas kreski i linie wyjdą krzywo, więc wolimy je pozostawić całkiem białe. Warto jednak wypełniać je nawet bez specjalnych umiejętności malarskich w przekonaniu, że pewnego dnia na ich miejscu powstanie piękny obraz.

Korekta: Justyna Fołta
Zdjęcie: Patrycja Szypuła