O czym się nie mówi
"Imperium Zła". Te słowa, wypowiedziane przez Ronalda Reagana, dały sygnał do wsparcia antykomunistycznych ruchów na całym globie. "I have a dream". Snem Martina Luthera Kinga było „pozwolić zatriumfować rządom wolności”. A Ty, jakie słowa dusisz w sobie?
Słowa ranią. Leczą. Wywołują i łagodzą konflikty. Dzięki nim kształtujemy swój wizerunek. Osoby stawiające „myśleć” przed „robić” prawdopodobnie wiedzą, o czym mówić się nie powinno. Dzieci tabu nie znają. Na wielu policzkach z pewnością nieraz pojawił się szkarłatny rumieniec zażenowania swoją wypowiedzią. O czym więc nie wypada mówić w towarzystwie? I dlaczego akurat o tym? Postanowiłam pochylić się nad tym tematem i rozszerzyć go skromnie na swój, niepoważny, sposób.
O gustach
Bezmyślnie powtarzany frazes o gustach, o których dyskutować się nie powinno, wywołuje u mnie drgającą żyłkę na skroni. Rzymianie, oprócz przywłaszczenia greckiej mitologii, nie popisali się i w temacie paremii. Jak właściwie możemy zdefiniować gust? Czy ogranicza się on tylko do podzbioru literatury, malarstwa, mody? Czy może obejmuje także ulubioną pizzę bądź urlopowy pensjonat? Gdyby odjąć każdy temat, który chociażby kolanem ociera się o gusta, nie moglibyśmy nawet rozmawiać o pogodzie. „Uwielbiam deszczową pogodę”. „No co Ty. Słońce jest najlepsze”. „O gustach się nie dyskutuje!”
O tuszy
Skąd wzięło się społeczne przyzwolenie na określenia krzywdzące osoby szczupłe, a niemile widziane jest używanie równoważnych wyrażeń w stosunku do osób otyłych? Najprościej. Myślę o komentarzach pod zdjęciami modelek. „Szkapa”. „Deska”. I mało kto się w tym momencie oburza. Natomiast jeżeli napiszemy pod modelką plus size „schudnij” czy „świnia”, to natychmiast podniosą się głosy, że „kochanego ciałka nigdy za wiele”, „tarczyca”, „geny”. Niekończące się usprawiedliwienia.
O sukcesach
O nich to tylko w gronie najbliższej rodziny i starannie wyselekcjonowanych przyjaciół. Nie daj Boże pochwalić się sąsiadce z antenką na głowie, że wczoraj dostało się zasłużony awans. Czy aby na pewno była to zasługa intelektu? Ciężkiej pracy? A może koneksji rodzinnych lub jędrnego biustu? Zresztą – z rodziną i tak ostrożnie wypada, tak, aby z zakurzonego notatnika „stryjeczny wuj szwagra mego drugiego męża” nie zadzwonił z grzecznym pytaniem, czy nie znalazłaby się może „za granico” jakaś przyjemna praca dla jego Joli?
O noworodkach
O noworodkach mówi się albo dobrze, albo wcale. No, faktycznie prześliczne te pokryte śluzem buzie. A cóż za doskonały sinoczerwony odcień! Nie wiem. Bliższe spotkanie z tym zjawiskiem czeka mnie niebawem. Już teraz przygotowuję sobie listę komplementów: „Ale mały, zabawne ma te drobne stópki, fajnie leży/krzyczy/śpi”. Nie mówię, że powinno się walić prosto z mostu „brzydal”, ale zachwyty? Ochachy? Rozanielone twarze? A niechby ktoś otwarcie coś niepochlebnego rzekł przez swoją nieuwagę – zginie niechybnie.
O liściu…
…na głowie, koszulce założonej tył na przód, koperku między zębami rozmówcy. Łapię się na odczuciach, że zwrócenie uwagi jest o wiele bardziej krępujące dla mnie niż dla osoby, której tę dobrą uwagę daję. Przecież nikt nie lubi wyglądać śmiesznie. Dlaczego więc mało kto zwróci uwagę mijanej dziewczynie, że zrobiła się jej panda wokół oczu?
O błędach
Szczególnie ortograficznych. Włonczyłem, ubrałam buty. Włączasz włącznikiem czy włancznikiem? W co ubrałaś buty? Zdarza się, że ktoś podziękuje za wskazówkę i następnym razem się do niej dostosuje. Często jednak można usłyszeć wątpliwy komplement: „polonista od siedmiu boleści”. Przykład idzie z góry i dała go sama posłanka Pawłowicz. „Stosowanie (…) często prymitywnych skrótów jest Waszą, lewactwa cechą, przejętą zresztą po komunistach psujących język”. O co poszło? O „wziąć”. Stronię od polityki, jednak komentarz pod przypadkowym kwejkiem wyjątkowo mnie rozbawił, zatem pozwolę się nim posłużyć: „Wziąć” wywodzi się od „brać”, a nie „kraść”.
Przyszłości nie znam, jestem jednak pewna, że powyższe zagadnienia nie wpłyną na bieg historii tak jak słowa Luthera Kinga czy Reagana. Jednakże pewien mądry człowiek ułożył schemat, że aby zacząć zmieniać świat, najpierw trzeba zacząć od siebie. Następnie jest rodzina, sąsiedzi, okolica dalsza i bliższa. Po niej można dopiero myśleć o szerszym zasięgu. Warto jednak mieć marzenie i znosić piekące rumieńce po wypowiedzianych nieopatrznie słowach.
Korekta: Ewa Kuchta
Zdjęcie: Natalia Łączyńska