Korpoświat

Czy Polska czasu PRL-u może mieć coś wspólnego z pracą w korporacji, okazuje się, że tak...

Work-life balance z perspektywy współczesnej korporacji — czy socjalistyczny etos pracy powrócił w nowym wydaniu?

Korporacje, tak jak i wiele innych rzeczy czy zjawisk, pojawiły się w Polsce dopiero po 1989 roku, czyli obaleniu ustroju komunistycznego. Otwartość na wolny rynek oraz dotychczas zakazane zdobycze zachodniego kapitalizmu sprawiły, że wielu inwestorów zagranicznych mogło swobodnie wkroczyć na polską scenę gospodarczą i rozpocząć prosperującą działalność. Choć od dekomunizacji minęło dopiero 27 lat, to Polska w dużej mierze zdążyła nadgonić braki powstałe na skutek parudziesięciu lat ucisku oraz represji. Jeśli chodzi o korporacje, zarówno te małe rodzime, jak i wielkie zza oceanu, początek ich ekspansji przypada dopiero na XXI wiek, ale póki co moda na stawianie ogromnych szklanych biurowców wcale nie przemija. Szczególnie tendencję tę można zaobserwować w największych miastach Polski, głównie w Warszawie, ale w tyle nie pozostają również Gdańsk, Wrocław, Kraków czy Katowice.

Obecnie zjawisko korporacjonizmu już zaczęło wkraczać w dyskurs publiczny i naukowy. To oznacza, że zostało dostrzeżone, a sposób jego funkcjonowania skłania do debaty.  Z uwagi na rozwój i powstawanie coraz to nowych siedzib, rynek pracy zalewany jest ofertami wprost ze szklanych drapaczy chmur. Czasy, kiedy korporacja kojarzyła się z ogromną, najlepiej amerykańską firmą, zajmującą się profesjonalną obsługą wymagających klientów, dawno minęły. Kultura korporacji wkracza powoli w wiele dziedzin rynku, obejmując swoimi zasadami zróżnicowane sektory rynku, takich jak chociażby doradztwo wszelkiego rodzaju, usługi bankowe, giełdowe, a nawet inkubatory przedsiębiorczości. Owa kultura sięga nawet pracowników niewykwalifikowanych, których często zatrudnia się na okres wakacyjny do pomocniczych prac biurowych (sortowanie dokumentów, odpisywanie na maile). Oni także muszą wpisywać się w warunki charakterystyczne dla takich firm, nauczyć się slangu, dostosować do zachodnich zwyczajów współpracy.

Jednak mimo wątpliwości zaczynających się pojawiać wokół pracy w korporacjach, wiele osób wciąż lgnie do nich. Dla jednych może być to perspektywa wyzwania, dla innych dobrego zarobku. Może jednak korporacja to powrót do nie tak dawno minionych korzeni, które wydają się atrakcyjne, a jednocześnie nie jest się ich do końca świadomym?

Co z tym balansem?

Bycie częścią zespołu w korporacji jawi się jako specyficzne. Głównie z powodu kultury tejże organizacji, która na przestrzeni lat zdążyła wytworzyć charakterystyczną dla siebie atmosferę, zwyczaje, język, a nawet sposób ubioru oraz mowę ciała. Zatrudnienie w niej oznacza akceptację wyjątkowego rytmu dnia pracy, stosunków z szefem czy kolegami po fachu. Ogrom obowiązków i odmienne nastawienie do tego, czym jest praca, sprawiają, że pracownik korporacji musi mocno stąpać po ziemi, aby zachować prawdziwy work-life balance.

O kłopocie, jaki sprawia zachowanie równowagi pomiędzy obowiązkami zawodowymi a życiem prywatnym, mówi się od dawna. Szczególnie wylewni w tej kwestii są byli pracownicy różnych szczebli korporacji, którzy po uwolnieniu się ze zgiełku codzienności, dzielą się ze światem szczegółami pracy biurowej. Choć o warunkach i zwyczajach panujących w tego typu miejscach powstało wiele publikacji, wszystkie łączą wspomnienia dotyczące form integracji zespołu czy zaplecza socjalnego. Te dwa elementy to nic innego jak polityka firm wedle zamysłu której instytucja winna dbać o dobrobyt pracownika zapewniając mu różne formy aktywności poza czysto zawodową, zgodnie z zasadą „zadowolony pracownik, to wydajny pracownik”. Idea wellness, skupiająca się na potrzebach fizycznych i emocjonalnych zatrudnionych, to pochodzący z USA jeden z najnowszych trendów w zarządzaniu.

Jednakże warto zaznaczyć, że troska wykazywana ze strony pracodawcy nie zawsze idzie w parze z tym, czego oczekuje pracownik. Z jednej strony prawdą jest, że coraz częściej aplikanci ubiegający się o posadę w korporacji liczą na dodatkowe benefity, prócz stałej pensji. Z drugiej zaś część osób ze środowiska, a także obserwatorów, uważa, że wykazywana inicjatywa wydaje się nadmierna, wręcz toksyczna. Zjawisko to przybiera formę złotych kajdan zakładanych z własnej woli. Jak przyznaje konsultantka i trenerka Ewa Kastory, mamy do czynienia z firmami, które „(…) tak dalece zagospodarowują życie swoich pracowników, że funkcjonują prawie na zasadach sekty tworzącej lepsze lub gorsze warunki do życia”. Takich przykładów wcale nie trzeba ze świecą szukać. Korporacje starają się swoim obrazem szczelnie wypełnić świat pracownika, przy czym jedne robią to w mniej, inne w bardziej nachalny sposób.

Tendencja do tworzenia wizerunku danej firmy jako jednej wielkiej rodziny przybiera na sile. Do jej składowych zaliczają się nie tylko wszelkie bonusy dla członków zespołu, ale także obyczaje panujące w biurze. Należą do nich bezapelacyjnie luźne kontakty na linii szef – podwładny, bezpośrednie zwroty na „ty” czy niekiedy wspólna przestrzeń zawodowa, gdzie osoby najwyższe stanowiskiem mają biurka pośród szeregowych pracowników. Co ważne, ciepła i domowa atmosfera to nie tylko amatorskie obserwacje – niektóre korporacje literatura fachowa określa mianem rodzinnej.

Kto wejdzie do dużej firmy o takiej specyfice funkcjonowania, ten odnajdzie trudności przy opuszczaniu jej. Człowiek przesiąka wyjątkową atmosferą tego miejsca, wchodzi w tryby, staje się jednym z mniejszych filarów podpierających całą machinę ogromnej instytucji. Praca staje się dla niego nie tylko źródłem utrzymania, ale sposobem na życie, pewną kulturą funkcjonowania i obcowania z innymi ludźmi. Balans w tym wypadku polega nie tyle na umiejętności oddzielenia obowiązków zawodowych od życia prywatnego, ale na świadomości pewnych mechanizmów odgórnych, mających na celu przywiązanie nas do miejsca pracy lub wyuczenie odczucia współistnienia i współodpowiedzialności oraz reagowania, jeśli te procesy zaczynają się niebezpiecznie wokół nas zacieśniać.

Zakład pracy w nowym wydaniu

Sposób funkcjonowania współczesnych korporacji przypomina w dużym stopniu socjalistyczny zakład pracy sprzed zaledwie 30 lat. Oczywiście wspólne są tylko elementy, ponieważ etos pracy przyświecający państwom komunistycznym miał zupełnie odmienne źródło. Ciekawym wydaje się jednak to, że jedną ze zdobyczy zachodniego kapitalizmu (jaką niewątpliwie jawi się korporacja) można porównać do sztandarowego symbolu wschodniego socjalizmu.

System socjalistyczny po części opierał się na kulcie klasy robotniczej. Praca była wartością nadrzędną, a kto się od niej migał, ten nie wpisywał się w idylliczny obraz państwa czynu. Rolę robotników podkreślały nie tylko oficjalne dokumenty, programy, wystąpienia, ale także propaganda we wszelkich formach. Ów kult pracy wpisał się w dyskurs publiczny i zakorzenił na dobre w umysłach wielu Polaków, którzy dziś starsi wiekiem wspominają z rozrzewnieniem „dobre czasy, gdzie każdy miał zajęcie”. Podwaliny etosu pracy były zatem solidnie ugruntowane w społecznej świadomości jako wkład w lepszą przyszłość nas wszystkich oraz budowę silnego, stabilnego państwa.

Powyższe motywy, ale niekiedy także inicjatywa własna pracowników, sprawiły, że w socjalistycznym zakładzie pracy panowała iście rodzinna atmosfera. Więzi wspólnotowe stały się na tyle istotnym elementem, że „(…) klimat stosunków międzyludzkich w zakładach był stosunkowo ciepły, swojski, ludzie byli – mimo negatywnej oceny BHP, organizacji pracy i płac – raczej zadowoleni z pracy i przywiązywali dużą wagę do stosunków z kolegami”. Tego typu relacje pracownicze obowiązują również w korporacjach, gdzie, jak wyżej wspomniano, stawia się na luźne stosunki nawet przy kontaktach z szefem.

W szklanych wieżowcach tak samo, jak w fabrykach obowiązuje określone hierarchia zależności, a także bogactwo różnych form układów. Nawet jeśli oficjalnie nic takiego nie może mieć miejsca. O ile dzisiaj firmy inwestują w pokoje rekreacji i strefy relaksu, aby jak najbardziej związać pracownika z placówką, o tyle kiedyś w zakładach organizowano imieniny lub urodziny członków zespołu czy nawet tzw. dancingi, zakrapiane sporą ilością alkoholu. I choć mimo niewielu danych na ten temat w literaturze, wiele informacji pochodzi od samych zainteresowanych, czyli dzisiejszych emerytów zatrudnionych niegdyś w tego typu instytucjach. Poza tym nie od dziś wiadomo, że w każdym miejscu pracy prym wiodą „znajomości”, a kto utrzymuje dobre stosunki ze współpracownikami, ten piastuje wysokie miejsce na szczycie nieformalnej firmowej drabiny.

Różne benefity, które zatrudnieni w korporacji otrzymują od pracodawcy, nie są żadną nowością. Wszelkie możliwe formy umilenia pracownikowi życia opatentował już nie kto inny, a socjalistyczny zakład pracy. Wedle podstawowych założeń ideologicznych, w komunistycznej Polsce „(…) to kolektyw pracowniczy miał być podstawową komórką organizacji społecznej, a przynależność do niego główną podstawą wyznaczania miejsca człowieka w społeczeństwie (…) Kolektyw pracowniczy miał być miejscem, w którym realizowane są podstawowe zasady społeczeństwa nowego typu”. Nic dziwnego zatem, że pracownicy oczekiwali od zakładu opiekuńczości na wysokim poziomie. Wśród najbardziej pożądanych dóbr znajdowały się: przyzakładowe żłobki i przedszkola dla dzieci, wczasy i kolonie, pomoc przy spłacie rat lub pożyczek oraz mieszkania pracownicze. Gdyby zajrzeć do największych korporacji nie tylko za granicą, ale także w Polsce, bez trudu odnajdziemy w pakietach socjalnych ofertę żłobka czy przedszkola w budynku pracy oraz dofinansowanie wakacji. To wszystko już było, teraz to powtórka w nowym, ładniejszym wydaniu.

W czym leży problem?

Pomimo że oferowane w korporacjach pakiety socjalne i wszelkie inne dogodności wydają się wyjątkowo atrakcyjne, nie można dać się zwieść. Należy być świadomym, że te wszystkie elementy służą, aby wyrobić przywiązanie pracownika do firmy. Wskazane jest korzystanie z dobrodziejstwa, jakie nam szef oferuje, ale z rozwagą. Na tym polega właśnie sztuka work-life balance, aby umieć powiedzieć „stop”, umieć rozpoznać sytuację, w której ktoś pragnie nami manipulować, uzależnić od siebie.

W systemie socjalistycznym „ludzie w zasadzie akceptowali sytuację, w której większość elementów ich życia zależała bardziej od funkcjonowania instytucji zarządzanych centralnie (…). W tej dziedzinie socjalizm głęboko przeorał psychikę narodu. Uznanie tych wartości w skali masowej można uznać za sukces wychowawczy nowego ustroju”. O ile ideologiczne zagrożenia tego typu na masową skalę nie grożą współczesnemu korporacjonizmowi, o tyle należy być ostrożnym i wyczulonym na sytuacje indywidualne, które mogą zanegować poczucie własnej wartości oraz niezależności.

Pamiętajmy, że historia kołem się toczy, a z niej należy wyciągać lekcje. Oczy i uszy szeroko otwarte zaalarmują, gdy zaczniemy się zatracać w tym, co pozornie atrakcyjne. Dobrobyt, szczególnie ten obejmujący ważny element życia, jakim jest praca, osiąga jakiś szczytowy punkt, a dalej można się już tylko zaplątać w sieci własnych oczekiwań i wymagań. Niech i w tym wypadku okres PRL będzie nauczką i przestrogą na przyszłość.

Korekta: Kajetan Woźnikowski
Zdjęcie: Magdalena Nitefor