Co by tu obejrzeć…?

Znacie to uczucie, gdy macie mnóstwo roboty, na biurku piętrzy się stos niemożliwych do odczytania notatek, a wy nie zastanawiacie się, co by tu dziś obejrzeć, tylko grzecznie bierzecie się do pracy? Ja też nie.

Wiecie, jak to jest — „coś” się zawsze znajdzie. Gorzej, gdy owe coś ma być i dobre, i na jakiś konkretny temat. A już zupełnie tragicznie, gdy zechcemy obejrzeć coś o najbardziej niewdzięcznej tematyce na świecie. A mowa o… filmach o miłości.
Nie jestem jakimś szczególnym znawcą i nie widziałam wszystkiego, co możliwe (głównie dlatego, że potrzeba na to jakichś stu tysięcy lat, a ja mam tylko dwadzieścia), ale jednak jakąś tam drogę przebyłam w poszukiwaniu swojego ideału. Niestety, wcale nie było różowo. Filmy, w których głównym wątkiem jest miłość, bardzo często są nijakie, nudne, banalne i po prostu… głupie.

Oklepany wątek

Najgorsze są komedie romantyczne. Naprawdę męczą mnie już trochę te filmy, w których niebrzydka ona i niebrzydki on spotykają się, zakochują, kłócą, godzą, a potem żyją długo i szczęśliwie.

Oczywiście nie wszystkie komedie romantyczne są beznadziejne, widziałam nawet kilka naprawdę dobrych. Niestety większość jest zdecydowanie słaba. Smutne jest to, że najwidoczniej ktoś uznał, iż skoro są to filmy dedykowane głównie kobietom, to mogą być głupiutkie i naiwne.
Niektóre filmy próbują na siłę nas wzruszyć. Uczucie rozkwita w wyjątkowo przykrych okolicznościach, takich jak ciężkie choroby i straszne wypadki.  Czasami fajnie jest sobie uronić kilka łez przed ekranem, ale w tym przypadku są one po prostu wymuszone — zupełnie tak, jakby nie wypadało się nie popłakać.

Wiem, że większość ogląda te filmy tylko po to, żeby się zrelaksować, zapomnieć o trudach codzienności i choć na chwilę skupić swoją uwagę na pięknej bajce. Wiem też, że w dzisiejszych czasach trudno wymagać od ludzi, by po męczącym tygodniu sięgali po ambitne, wymagające przemyśleń produkcje. Szkoda tylko, że jeden z najpiękniejszych tematów świata stał się banałem, za którym wiele osób po prostu nie przepada.

Odpowiedni sposób

A przecież można zrobić to dobrze. Mimo że filmów złych i średnich jest sporo, udało mi się znaleźć kilka zasługujących na uwagę.
Mój osobisty numer jeden to „Tylko kochankowie przeżyją”  Jarmuscha — cudowny klimat, przepiękna muzyka, ale przede wszystkim: miłość. Prawdziwa, szczera, długowieczna, jedyna w swoim rodzaju. Taka, której aż chce się kibicować.
Jest też naprawdę dobry „Lektor” Daldry’ego. Nie jest to dzieło łatwe i przyjemne w odbiorze, potrafi też nieźle zamieszać w głowie, ale gwarantuję, że zapewni wiele tematów do dyskusji. Warty polecenia jest również „Samotny mężczyzna” Toma Forda, opowiadający o tym, jak wygląda życie po utracie bliskiej osoby. Zawiera wiele pięknych retrospekcji, a soundtrack zachwyca. Warto też wspomnieć o tym, że reżyser to znany projektant mody, więc jeśli chodzi o stronę wizualną, film jest dopracowany pod każdym względem.

I moje ostatnie odkrycie — „Moulin Rouge” Luhrmanna. Nigdy szczególnie nie przepadałam za musicalami, ale ten jest naprawdę wyjątkowy. Film o zakazanej miłości to niby nic specjalnego, ale czasami najprostsze historie są najlepsze.  

Wierzę, że dobrych filmów o miłości jest mnóstwo. Wierzę też, że coraz więcej twórców i odbiorców zrozumie, że do stworzenia romantycznej historii wcale nie są niezbędni tajemniczy młodzi miliarderzy, bo czasami te najpiękniejsze dotyczą ludzi pozornie zwyczajnych.

Zdjęcie: Tina Rataj-Berard
Korekta: Kajetan Woźnikowski