Szukam dróg, by łączyć, a nie dzielić

Michael Tarant reżyseruje już piąte w swojej karierze przedstawienie w Teatrze Cieszyńskim. Tym razem czeski reżyser podjął się teatralnej adaptacji kultowej sztuki Paula Barza „Kolacja na cztery ręce”, której punktem wyjścia jest zdarzenie fikcyjne – osobiste spotkanie Bacha z Haendlem. Premiera już w najbliższą sobotę, 27 maja o godz. 17.30 na Scenie Polskiej, a poniżej rozmowa z Michaelem Tarantem.

Jesteście na ostatniej prostej przed premierą „Kolacji na cztery ręce”. Za kilka dni publiczność Sceny Polskiej zobaczy efekt Waszej wielotygodniowej pracy. Jak się czujesz i jakie są nastroje wśród aktorów przed próbą generalną, która odbędzie się już w najbliższy piątek?

Jestem już trochę zmęczony, zresztą podobnie jak zespół aktorski. Najnowsze przedstawienie jest małoobsadowe, ale wspiera się na dwóch dużych rolach Bogdana Kokotka w roli Jerzego Fryderyka Haendla i Tomasza Kłaptocza jako Jana Sebastiana Bacha, którzy przez cały czas są na scenie. Aktor, który kreuje nawet tak dużą rolę, jak na przykład Hamleta, korzysta z momentów wejścia w kulisy. Tymczasem tutaj wyzwaniem jest to, że ci aktorzy ani razu nie zejdą ze sceny. Dlatego są to duże i obciążające role. Nie sprawia to jednak, że nasz entuzjazm spada. Obecnie ćwiczymy rano i wieczorem, żeby wszystko doszlifować na czas. Oprócz tego na scenie zagrają Joanna Litwin, Patrycja Sikora i Rafał Walentowicz, zdolni i mądrzy aktorzy, którzy również bardzo nam pomagają.

Opowiedz proszę o pracy Bogdana Kokotka i Tomasza Kłaptocza nad tym wyzwaniem aktorskim.

Z pewnością oboje musieli bardzo zaangażować się w tę pracę. Ostatecznie każdy z nich docierał do swojej roli w różny sposób, ale to jest normalne, bo każdy jest inny. Sporo czasu poświęciliśmy na poszukiwanie inspiracji, pozwalaliśmy swobodnie rozwijać się napływającym pomysłom. To są bardzo dobrzy aktorzy, niemniej każdy z nich ma inny charakter i inny temperament sceniczny. Gdyby nie było tak wielkiego zaangażowania ich obu, to przedstawienie nie byłoby możliwe.

Jednak niedawno powiedziałem podczas próby, że to przedstawienie wspiera się na pracy dużego zespołu osób, w tym też tych, których nie widać w czasie przedstawienia, czyli na przykład dźwiękowca, oświetleniowca czy inspicjenta. To bardzo ważne, że pracujemy jako zespół.

Teatr Cieszyński nie jest idealny, ale jest miejscem otwartym, w którym gościnnie pracujący artysta ma pełną swobodę działań. Nie mówię tego teraz na zamówienie dyrekcji, tylko naprawdę tak czuję i dlatego lubię tu wracać. Ten teatr łączy w sobie ludzi pochodzących z różnych stron, którzy mimo odmienności potrafią dogadać się ze sobą. Gdyby współczesna Europa upodobniła się pod tym względem do Teatru Cieszyńskiego, mielibyśmy święty spokój.   

Jerzy Fryderyk Haendel i Jan Sebastian Bach to wybitni muzyczni reprezentanci baroku. Czy mamy spodziewać się na scenie barokowego przepychu, a może stawiasz na minimalizm sceniczny, który wyeksponuje wspomniane kreacje aktorskie?

Rzeczywiście, opowiemy o reprezentantach wielkiej kultury barokowej, ale nie chodzi nam o to, żeby odtworzyć na scenie barokowy świat w stosunku jeden do jednego. Natomiast pojawią się elementy scenografii, rekwizyty i kostiumy, które pomogą aktorom jeszcze pełniej wejść w ich role. Czy to nam się uda, to już powinni ocenić sami widzowie.

Dlaczego w 2017 roku zdecydowałeś się opowiedzieć w teatrze o fikcyjnym spotkaniu Haendla i Bacha, dwóch sław muzyki barokowej, którzy żyli ponad trzysta lat temu?

Twoje pytanie jest bardzo ciekawe, ale wyczerpująca odpowiedź zajęłaby duże studium naukowe. Odpowiem tak, że każdy z nas szuka jakiejś kotwicy w życiu. Ja poszukuję możliwości porozumienia między ludźmi, nawet między osobistościami o skrajnie odmiennych światopoglądach. Myślę, że współcześnie jest potrzebna refleksja nad tym, co zrobić, by więcej nas łączyło niż dzieliło. Szczególnie gdy widzimy, co dzieje się na świecie, w Europie i w poszczególnych państwach. W sztuce autorstwa niemieckiego muzykologa Paula Barza „Kolacja na cztery ręce” fascynuje mnie zestawienie dwóch ludzi, których dzieli wszystko oprócz muzycznego geniuszu. Temat, który tu wreszcie udało mi się podjąć, nosiłem w sobie z dziesięć lat.

Po blisko dekadzie wracasz na Scenie Polskiej do dramaturgii Paula Barza. W 2008 roku razem z Renatą Puzlacher przygotowaliście polską prapremierę jego sztuki „Viva Verdi”, w której z kolei dochodzi do spotkania włoskich kompozytorów Giuseppe Verdiego i Arrigo Boito.

We współczesnym świecie polityki nie ma porozumienia. Politycy lekceważą to, że służą narodom i społecznościom. Rywalizacja oraz retoryka nienawiści i podziału są na pierwszym planie, a za mało jest porozumienia, harmonii, kompromisu i zwyczajnie ludzkiego kontaktu. W przedstawieniu „Viva Verdi” zaczęliśmy już tą teatralną opowieść o tym, że mimo różnic charakteru czy światopoglądu porozumienie jest możliwe. W spektaklu „Kolacja na cztery ręce” znowu są dwie wielkie persony, ludzie, którzy nie są idealni, popełniają błędy, mają wady i uprzedzenia, więc pewnie nigdy nie będą przyjaciółmi, ale ich geniusz muzyczny tworzy między nimi most porozumienia.

 

Michael Tarant – urodzony w 1953 roku w Pradze jeden z czołowych reżyserów teatralnych w Republice Czeskiej. Absolwent Państwowego Konserwatorium w Pradze na kierunkach aktorstwo i reżyseria. Współpracował z szeregiem czeskich teatrów, m.in. w Pradze, Pardubicach, Ostrawie, Hradec Králové i Kladnie. Na swoim koncie posiada ponad 140 zrealizowanych przedstawień operowych, baletowych i teatru dramatycznego w Republice Czeskiej, Polsce, Litwie, Niemczech i Szwajcarii.

Więcej na stronie Teatr to my”.

Zdjęcie: Karina Dziadek
Korekta: Karolina Korczyk

Wywiad
Małgorzata Bryl-Sikorska