Komunikacja przed Facebookiem

Pamiętacie żółte słoneczko, siedzenie na niewidoku i zabawne opisy? Kiedyś, żeby do kogoś napisać, potrzebny był numer, a ja wciąż pamiętam swój!

Nienawidzę zakładania, że każdy coś wie albo chociaż kojarzy – zwrot „na pewno wszystkim znany Zach Galifianakis” od razu budzi we mnie niechęć. A przecież, jeśli napiszemy, że aktor ten grał grubego Alana w Kac Vegas, to wyjdzie praktycznie na to samo i nikt nie będzie musiał guglać, kim jest Zach jakiś tam ani nikt nie poczuje się urażony. Można? Można!

A jednak zaryzykuję, że nie muszę nikomu tłumaczyć, czym jest Gadu-Gadu, bo komunikator ten był tak popularny, że nawet jeśli ktoś z niego nie korzystał, to doskonale zdaje sobie sprawę, do czego ten program służył. Ruszyłem wspomnienia? Ha! Jednym opowiem, drugim przypomnę, jak wyglądała komunikacja przez Internet, dopóki nie było Facebooka.

Jeśli nie Gadu-Gadu ani nie Messenger, to co?

Pamiętam, gdy pierwszy raz odwiedziłem u siebie w domu jakąś stronę internetową – byłem chyba w trzeciej klasie podstawówki. Długo nie mogłem pojąć, jak to możliwe, że nie trzeba instalować gier, żeby w nie zagrać. A było ich tak dużo…

Później założyłem e-mail, żeby grać w Ogame, który pochłonął mnie na parę lat. Na początku z innymi graczami kontaktowałem się za pomocą wiadomości w grze i for internetowych – każdy sojusz miał swoje. Jako paczka znajomych korzystaliśmy też ze strony, na której ustalaliśmy, co będziemy robić danego dnia. Własne forum miała nasza grupa larpowa, znajomi przesiadywali na forum żywieckiej dzielnicy – Zabłocia – na którym umawiali się na ogniska.

E-mail używany był stosunkowo rzadko. Korzystaliśmy z czatów na zewnętrznych stronach albo, dzięki specjalnym pluginom, tzw. czat-boxom, na naszych prywatnych forach. Siedziaiśmy na IRCu, na którym różne grupy miały swoje kanały, a najlepsze cytaty trafiały na Basha, czyli na żyjącą do dzisiaj stronę, z której korzystał najpierw tylko Wojewódzki, później Demotywatory, Komixxy i wszystkie portale próbujące być śmieszne.

Era przed Facebookiem

W pewnym okresie praktycznie każdy w moim wieku miał Gadu-Gadu (późniejsze GG) – mniej więcej tak, jak teraz Facebooka. Wymienialiśmy się numerami, pisaliśmy do siebie po szkole, ustawialiśmy opisy; niektóre były śmieszne, w innych ktoś dzielił się swoim życiem, wstawiał tekst słuchanej aktualnie piosenki, komentował politykę albo aktualny mecz. Gdy nie mieliśmy ochoty z kimś rozmawiać, ustawialiśmy status niewidoczny albo „Zaraz wracam” (to stąd wziął się popularny do dzisiaj skrót „z/w”).

Pisanie na konkretny numer Gadu-Gadu umożliwiały również takie aplikacje jak Tlen, z którego często korzystały osoby z pocztą na o2, popularny do dzisiaj Skype albo Stefan, którego używałem chyba tylko ja – dostawałem powiadomienia, kiedy przychodził e-mail na Interię, a to kiedyś naprawdę był szpan.

Zmiany zaczęły się pojawiać wraz z Naszą-Klasą…

Ludzie korzystali ze swoich komunikatorów, dopóki nie zaczęły pojawiać się portale takie jak Nasza-Klasa czy JakLeci, choć ten drugi zyskał zdecydowanie mniejszą popularność. Były to chyba pierwsze strony społecznościowe w Polsce nienastawione na szukanie miłości, jak np. Fotka.

Nasza-Klasa miała jednak wiele wad, specyficzny target, słabe serwery, a Gadu-Gadu dopełniało działanie serwisu. Pięć minut świetności obu firm minęło wraz z zawitaniem do Polski społecznościowego giganta – Facebooka.

Messenger vs Gadu-Gadu

Okres, w którym korzystałem zarówno z Gadu-Gadu, jak i z FB i NK, był stosunkowo krótki. Najpierw całkowicie przestałem wchodzić na Naszą-Klasę, bo już wszyscy znajomi woleli korzystać z tworu Zuckerberga, na którym pisało się dużo przyjemniej niż na GG.

Naprawdę śmiesznie czyta się kilkuletnie artykuły, których autorzy gdybają, czy Messenger zastąpi Gadu-Gadu. Dzisiaj doskonale wiemy, że tak się stało, mimo że polski komunikator starał się bronić, tworząc jakieś gry, dyski i inne opcje, którymi próbowano skusić użytkowników do powrotu.

GG dzisiaj

Choć rozwinięcie skrótu „gg” było dla mnie kiedyś oczywiste, to dzisiaj pierwsze nasuwa mi się na myśl „good game”. Dopiero później przypominam sobie o komunikatorze, z którego korzystałem w podstawówce.

Kiedy siedzieliśmy w siedzibie naszej redakcji i usłyszeliśmy sygnał nadejścia wiadomości na Gadu-Gadu, najpierw musieliśmy skojarzyć, co to za dźwięk, a potem wybuchnęliśmy śmiechem. Tak dawno tego nie słyszeliśmy!

Naprawdę zdziwiłem się, że ktoś jeszcze korzysta z komunikatora, który lata świetności ma już zdecydowanie za sobą. Po powrocie do domu zalogowałem się na swoje konto i, o dziwo, kilka kontaktów wciąż świeci się na żółto. Sporo firm nieposiadających na swojej stronie czatu podaje numer GG jako formę kontaktu… Mimo to nie mam zamiaru wracać do tego komunikatora (chyba że ktoś znajomy marzyłby o tym, żeby ze mną popisać za jego pośrednictwem).

Jedynym, z czego być może jeszcze skorzystam, jest Open.fm, popularne radio internetowe, które na początku nazywało się Gadu Radio. Niewątpliwie ciekawa spuścizna, aczkolwiek jeszcze kilka lat temu spodziewać się mogliśmy, że więcej zostanie po tak popularnym programie…

Grupa Sare, nowy właściciel marki, zapowiada jednak powrót wspaniałości GG. Ma całą masę pomysłów, jak tego dokonać, chociaż moim zdaniem polski produkt nie ma aktualnie szans w starciu z Messengerem, guglowskim i instalowanym domyślnie na naszych urządzeniach mobilnych Hangoutsem czy też popularnym za granicą WhatsAppem. Pozostanie jednak niszowym komunikatorem, który miło będziemy wspominać, chociaż zdecydowana większość z nas już nigdy z niego nie skorzysta.

 

Zdjęcie: Natalia Mrowiec
Korekta: Karolina Korczyk