Jak spłonąć na stosie, czyli samotność, odwaga i wiara Joanny d’Arc

„Ci, którzy są wystarczająco szaleni, by myśleć, że są w stanie zmienić świat, są tymi, którzy go zmieniają”.

Te słowa założyciela pewnej firmy mającej w nazwie smaczny owoc, w sposób niewymownie adekwatny ujmują sedno sztuki pt. „Święta Joanna”. Zanim jednak przejdziemy do meritum, podrzucam podkład muzyczny do czytania, który z natury swego gatunku wypada wprost idealnie jako towarzysz obrazu rycerza wpierw spoglądającego z natchnieniem w niebo, by po chwili wznieść miecz i ruszyć w ferwor walki – tak kojarzy się nam zwykle Joanna d’Arc – kobieta-wojownik, święta Kościoła Katolickiego, bohaterka narodowa Francuzów. Spalona na stosie w wieku zaledwie dziewiętnastu lat, była zdecydowanym fenomenem swoich czasów:  jedni wierzyli w jej boże posłannictwo, inni uważali ją za wariatkę/wiedźmę, darząc jednakże przy tym jej niezwykłą charyzmę uznaniem.

My wedle obecnych trendów, możemy interpretować jej postać jako jedną z protoplastek feminizmu i świetnego mówcę motywacyjnego. No właśnie, co by było, gdyby Joanna zagościła we współczesnym świecie, pełnym technologii, wyścigu szczurów i zaniku najbardziej istotnych dla człowieka ideałów i wartości? Jousie Rourke, brytyjska reżyser teatralna, postanowiła sprawdzić ten pomysł w praktyce i na podstawie tekstu sztuki Georgea Bernarda Shawa, przeniosła Dziewicę Orleańską na deski teatru czasów współczesnych.

Korpo Joanna

Spektakl rozpoczyna kompozycja klęczącej Joanny, odzianej w zbroję i wspartej o miecz. Światło pada na nią od góry, oświetlając skupioną twarz i wyłaniając z mroku obecny tam również krucyfiks. W tle widnieją słowa: „Must then a Christ perish in torment in every age to save those that have no imagination?” (wolne tłumaczenie: Czy konieczne jest, aby Chrystus ginął w męczarniach przez wszystkie wieki, by ocalić tych, którym brak wyobraźni?). Całość wstępu bynajmniej nie zapowiadała tego, co nastąpiło po nim, na ekranie pojawiła się bowiem relacja gospodarcza z dziennika telewizyjnego, a scena zamieniła w korpo-biuro z aktorami pod krawatem i ze smartfonami w ręku…

Po pierwszej fali dezorientacji wyklarowała się koncepcja reżyserki – zanurzenie piętnastowiecznej świętej w znanej nam dobrze rzeczywistości i wykazanie, jak bardzo uniwersalna jest jej historia. Obserwujemy historię prostej dziewczyny, w dodatku wprost wyjętej z innej epoki, która nie dość, iż nie jest zagubiona we współczesnym świecie, to jeszcze dominuje go swą postawą pełną determinacji i niezachwianej wiary w słuszność własnych poczynań.

Joanna wstępuje w szary, zaśniedziały świat biurokracji i wstrząsa nim poprzez pozorną absurdalność swoich dążeń, pragnie bowiem z polecenia Boga odeprzeć angielską okupację i doprowadzić do koronacji następcy tronu, Delfina, w katedrze w Reims. Jej misji przyświeca słuszna idea, obecnie oczywista, w czasach systemu feudalnego jednak – niekoniecznie. Dziewica Orleańska przedstawia koncepcję państwa jako spójnego kulturowo obszaru, gdzie ludzie mówią tym samym językiem; przedstawia koncepcję utożsamiania się z tym obszarem i neguje ekspansję terytorialną. Wyprzedza tym zdecydowanie swą epokę i znajduje poparcie o tyle, o ile wspólnym celem jest zwalczenie obecności nieproszonych Anglików na ziemiach Francji. Zanim jednak pozwolono jej dowodzić armią, musiała ona przekonać do siebie ludzi i zdobyć zaufanie żołnierzy, ich dowódców i króla.

Obserwując, w jaki sposób udało jej się tego dokonać, ciężko pozbyć się wrażenia, iż manipulację miała ona w małym palcu; potrafiła wykorzystać swoją pozycję społeczną, urok osobisty, niezaprzeczalną charyzmę i bystrość umysłu tak, by osiągać cele konieczne do wypełnienia misji. Przy tym wszystkim zadziwia jej upór i niezachwiana wiara. Tak, była szalona, bo bez żadnego doświadczenia w sztuce dowodzenia wojny zdecydowała się na nią i poprowadziła armię do zwycięstwa. Tak, była szalona, bo z pozycji wieśniaczki stała się jedną z najbardziej wpływowych osób swoich czasów. Była szalona, bo wierzyła, iż istnieje sprawiedliwość, a prawda faktycznie wyzwala. Niestety, wybitne jednostki niemal zawsze spotykają się z niezrozumieniem i próbami spłaszczenia ich do przeciętności bądź po prostu – zagłady.

Historia lubi się powtarzać

Tak było i tym razem, Joanna po dostaniu się do niewoli angielskiej została oskarżona o herezje , pomimo że wina opierała się głównie na chęci przeforsowania jej za wszelką cenę, przyszła święta nie stała się ofiarą, do końca trwała wierna swym przekonaniom. W scenie procesu wciąż górowała ponad otaczającymi ją mężczyznami, czyniąc ich argumenty i ich samych maluczkimi, wręcz żałosnymi. Nie wyparła się głosów, które jej pomagały całą tę drogę. Na słowa, iż są tylko wymysłem jej wyobraźni, odpowiada – to przez wyobraźnię przemawia do nas Bóg. Tym szarym biurokratom tej wyobraźni brakuje, nie mogą pojąć słuszności innych poglądów, przez co tkwią w swej głupocie, dręczeni przez cienie błędnych decyzji. Kompozycja klamry, kurtyna.

„Święta Joanna” Jousie Rourke to bardzo świeża realizacja historii, która wydawała się już tematem dostatecznie zgłębionym poprzez wielokrotne powielanie. Zaadaptowanie tekstu odnoszącego się do czasów współczesnych Joannie d’Arc na czasy współczesne nam dało efekt dość niepokojący, uświadamia bowiem, jak niewielki progres pod względem akceptacji odmienności poczyniła ludzka mentalność przez te wszystkie wieki.

Z drugiej zaś strony, posiadało również elementy groteski, gdyż męski ubiór wśród kobiet dziś już nikogo nie dziwi i jest powszechnie akceptowalny. Mogłabym się również rozwodzić nad znakomitą grą aktorską, między innymi Fisayo Akinade, który wcielił się w Karola VIII i nadał tej postaci tak ciamajdowatą wyrazistość uciśnionego prezesa firmy/króla, iż postać ta była autentyczna i ludzka, nie zaś patetyczna jak można by się po następcy króla spodziewać. I właśnie to obdarcie z patosu; uczynienie sztuki wzniosłej wzniosłą prostymi środkami i błyskotliwym pomysłem realizacji dostosowanym do obecnych czasów i do niezawężonego grona odbiorców – to czyni tę sztukę piękną i godną zobaczenia.

Recenzja powstała dzięki współpracy z kinem Helios w Bielsku-Białej.

Korekta: Kajetan Woźnikowski
Zdjęcie: The Stage