Szlochający mężczyzna

Aby ktoś przypadkiem nie zobaczył, że ten silny żywiciel swojego domu może wybuchnąć płaczem. – O tym, że mężczyzna też człowiek, któremu płakać czasem może się chcieć.

W opinii publicznej pewne rzeczy nie przystoją mężczyźnie. Nie przystoją mu podwyższane buty, nie przystoi mu Mini Cooper, no i nie przystoi mu ukazywanie własnych emocji. Na szczęście wszystkie te rzeczy może sobie czymś zastąpić. Nieodpowiednie buty – Crocsami, Mini – czarną BMK-ą, a płacz – wybuchem gniewu. Tak też powstaje wersja XXI-wiecznego błędnego rycerza, który ratuje damy z najgorszych opresji, a swoim adwersarzom nie ukazuje ani grama słabości. I o ile tamten rycerz ginął pod Kircholmem od uderzenia mieczem, nasz ginie pod swoją korpo po przedawkowaniu tabletek nasennych. Pewne proporcje, zgodnie z tradycją, najwidoczniej muszą zostać zachowane.

Jeśli zaś ktoś chciałby się wyłamać z tych konwenansów, to wydaje się to być znacznie cięższe od przeżycia bitwy pod Kircholmem w XVIII wieku.

Mamy jakiś tragiczny problem z zaakceptowaniem faktu, że mężczyzna to też człowiek, zbiór pewnych emocji i nawyków, które nie zawsze da się umieścić w sztywnych ramach jakichś paranoidalnych ustaleń społecznych.

Nie potrafimy sobie wyobrazić sceny, w której mężczyzna wraca późną nocą do mieszkania, opiera się o ramię swojej żony i zaczyna po prostu płakać. A powinniśmy, bo taka scena to standardowa klisza wielu „hollywódzkich” filmów po odwróceniu ról aktorów.

Ilość publikacji na temat męskiej sfery emocjonalnej w naszym kraju przypomina wyschnięte koryto rzeki. Wyschnięte do tego stopnia, że aż popękane. O ile powstają hektolitry mniej lub bardziej profesjonalnych magazynów dla kobiet poruszających tematy związane z życiem emocjonalnym, to tyle łatwiej chyba znaleźć w Polsce medium zajmujące się poparciem dla środowisk LGBT niż cokolwiek sensownego traktującego o problemach mężczyzny z samym sobą. Nawet pisma skierowane wyłącznie do mężczyzn naszpikowane są zdjęciami macho na swoich motorach i reklamami uwodzicielskich podróbek perfum Armaniego. 

Sfera emocjonalna mężczyzny to u nas nawet nie temat tabu. To abstrakcyjny podmiot, dla którego nie ma miejsca na tym świecie. A jeśli tylko spróbujesz go poruszyć, to pośrednio znaczy, że jesteś tworem mężczyznopodobnym.

To wszystko nakłada się na tragiczną w skutkach projekcję społeczną mężczyzny jako nawet nie osoby, a podmiotu statecznego o żelaznej woli i jakichś integralnych brakach w sferze emocjonalnej. To wyniszczanie niepasujących do wzoru mężczyzn szczególnie obecne jest w krajach Europy Wschodniej. Tam, na barki przedstawicieli płci niepięknej, dodatkowo nakładany jest obowiązek bycia przykładnym wzorem postawy patrioty-męczennika-bohatera, obrońcy swojej ojczyzny, domu, żony, córki, psa, drzewa i dekodera. Oczywiście znowu każdy wyjątek od przykładnego wiecznego żołnierza postrzegany jest jako odstępstwo od swojej płci kulturowej, a nie zwykła cecha charakteru czy prozaiczny brak kompleksów.

Nie zrozumcie mnie źle. Nie chce tutaj tworzyć dogłębnej analizy psychologiczno-emocjonalnej współczesnego mężczyzny. Po prostu raz na czas uderza mnie wiadomość o samobójstwie jakiegoś 30-latka, który wsadzony w sztywne ramy społeczne nie mógł sobie poradzić z kotłującymi się w środku emocjami. Informacje o tragicznej śmierci Dominika (który popełnił samobójstwo, bo „nie pasował” ze swoją wrażliwością do otoczenia) tylko rezonują w mojej głowie pytanie: „Czemu tak mało wciąż rozmawiamy o emocjach mężczyzn, a tak bardzo próbujemy wyjść na empatycznych i inteligentnych, wklejając na tablicę cytaty z Robbina Williamsa?”.

Artykuł ukazał się w #4 magazynie redakcjaBB.

Zdjęcie: Balbina Fabia
Korekta: Ewa Kuchta