„Żeby umieć latać trzeba być młodym, zuchwałym i niewinnym”

Piotruś Pan jako postać nigdy się nie zestarzeje, ponieważ funkcjonuje we współczesnym świecie jako symbol dzieciństwa. Kiedyś na ulicy spotkałam dziewczynkę w koszulce z motywem Piotrusia i napisem „NIE DORASTAJ — TO PUŁAPKA!”, a w londyńskim Hyde Parku znajduje się rzeźba bajkowej postaci, którą odwiedzają turyści z całego świata.

Wszystko zaczęło się od mitologicznej postaci, jaką jest bóg grecki Pan o posturze fauna. Autor powieści „Przygody Piotrusia Pana” James Matthew Barrie w czasie studiów zafascynował się światem mitycznym dzięki swojemu profesorowi, dlatego w głównym bohaterze możemy odnaleźć naturę boską i zwierzęcą.

Teatr również odświeża nam pamięć o wiecznym chłopcu. W zimie 2016 roku National Theatre za sprawą nowatorskiej reżyserki Sally Cookson zamienił się w Nibylandię, a widzowie marzyli, żeby móc latać. Zupełnie tak, jak Paul Hilton, aktor wcielający się w Piotrusia Pana, który powiedział swojej przyjaciółce Wendy (Madeleine Worrall): Pomyśl, co sprawia, że jesteś szczęśliwa, a następnie magiczny sznurek odrobinę pomoże ci unieść się w powietrzu.

Struny fantazji obserwujących całe wydarzenie zostały poruszone poprzez niesamowite widowisko sztuki latania. Z pewnością było to dla aktorów nie lada wyzwaniem, gdyż musieli wykazać się sprawnością fizyczną oraz odwagą. Ta ostatnia cecha była atrybutem pani kapitan Hook. W oryginalnej wersji mieliśmy do czynienia z mężczyzną, lecz reżyserka słynie z łamania na scenie stereotypów przypisanych płci. Nie przez przypadek książkowego Dzwoneczka zagrał Saikat Ahamed, ogolony na łyso, rosły mężczyzna w delikatnej, białej spódnicy baletnicy i adidasach pod kolor. Wyglądał dość komicznie, gdy poruszał się po scenie ze słodkim dziewczęcym uśmiechem albo kiedy gestykulował w rytm swojego własnego, niezrozumiałego dla innych języka. 

Aktorzy świetnie bawili się, odgrywając swoje role, a scenografia przywoływała wspomnienia z dzieciństwa. Na początku środek sceny zdobiło duże łóżko z metalową ramą, na którym znajdowały się dzieci w jednakowych, białych piżamach. Po chwili wraz z naszymi bohaterami przeniosłam  się na wielki plac zabaw w kolorach tęczy, pełen huśtawek zwisających z nieba. Następnie towarzyszyłam im podczas zabawy w rodzinę, a pomieszczenia niczym z domku dla lalek przyczyniły się do podkreślenia idyllicznego klimatu panującego na sali.

Wierzę, że kiedyś zasiądę na widowni Królewskiego Teatru Narodowego i będę częścią pouczającej, pięknej sztuki. Należy jednak stopniować emocje, dlatego na początek warto wybrać się do kina Helios, które oferuje projekt specjalny Helios na scenie, dzięki któremu można obejrzeć wiele wartościowych oraz często nagradzanych spektakli w gwiazdorskiej obsadzie.

Zachwyciłam się na nowo Piotrusiem Panem, a przemyślenia na jego temat wywołały w mojej głowie niemałą rozprawę o dojrzewaniu. W szczególności zapamiętałam ostatnią scenę, kiedy po latach wieczny chłopiec wraca do swojej przyjaciółki. Z uśmiechem na twarzy i dziecięcym zapałem przekonuje do ucieczki Wendy, która już zapomniała jak latać…

Recenzja powstała dzięki współpracy z kinem Helios w Bielsku-Białej.

Korekta: Kasia Bób i Kajetan Woźnikowski
Zdjęcie: Gablescinema